Rozdział 36

5.3K 318 60
                                    


Wspominałam, że nienawidzę się pakować? Gdziekolwiek nie jadę, zawsze mam z tym problem. Czy to jest jeden dzień, czy dwa tygodnie, nigdy nie wiem co ze sobą zabrać.

Stoję już przy szafie dobre czterdzieści minut patrząc na ciuchy, jakbym chciała je zmusić do wytworzenia nóg i wskoczenia samoistnie do mojej walizki. Ziewnęłam przeciągle, rozglądając się na boki.

Nie wiem dlaczego zgodziłam się na propozycje Janka. Mam dziwne przeczucia, że coś się niedługo stanie. Wiecie, taki podświadomy strach przed czymś, co może się wydarzyć. I nie mam na myśli niczego dobrego.

"- Trzy dni odpoczynku. Przyda nam się - odgarnął swoje potargane włosy z czoła, próbując jednym ruchem przywrócić je do porządku.

Wzruszyłam ramionami, opierając się o szafkę stojącą tuż za mną.

- Naprawdę wolisz siedzieć na kanapie i znosić Olgę, która opowiada o tym co ma zamiar jutro robić? - z ust chłopaka wydostał się ironiczny śmiech.

Pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego dziwnie.

- Nie, ale wolę wydać pieniądze na opłatę czynszu. W sumie nie wolę, a muszę - uśmiechnęłam się krzywo, przypominając mu, że pieniądze nie rosną na drzewach, a ja nadal nie pracuje.

Oczy chłopaka powędrowały do sufitu, nabierając głośno powietrza do ust.

- Dobrze wiesz, że z tym nie ma problemu - wzruszył ramionami, podchodząc do mnie bliżej. Jego ciało dominowało nad moim, przez co nieco bardziej wbiłam plecy w szafkę.

Uniosłam głowę, patrząc na niego z dołu.

- A Ty dobrze wiesz, że nienawidzę być ciągle sponsorowana - skrzywiłam się, układając ręce na jego rozpiętej bluzie, poprawiając ją, mimo że leżała na nim idealnie.

- A jeśli już wszystko mam zaplanowane? - spytał, uśmiechając się w swój wyuczony sposób. Patrzył na mnie uważnie, jednocześnie wyciągając z tylnej kieszeni spodni, bilety na samolot.

- Jesteś niemożliwy - wywróciłam teatralnie oczami, odpychając jego klatkę piersiową jedną ręką.

- Teraz już nie masz wyboru - wybełkotał, przykładając swoje rozgrzane usta do mojej szyi.

- A czy w ogóle miałam? - spytałam ironicznie, mimowolnie odchylając głowę do tyłu.

Inne dziewczyny normalnie skakałyby ze szczęścia, na wiadomość że ich chłopak zafundował im kilku dniową wycieczkę, ale w moim przypadku tak nie jest. Gdyby nie fakt, że przez tak długi czas Janek płacił mi za nic, to może patrzyłabym na to z innej strony. Czuje się źle, kiedy ktoś ciągle prawi mi prezenty, a ja nie mogę mu się odwdzięczyć."

Rzuciłam się na łóżko, kiedy dobrze mi znany dźwięk telefonu rozszedł się po pokoju. Jednym ruchem, odpięłam komórkę z ładowarki ze względu na długość kabla, który nie przekraczał trzydziestu centymetrów. Swoją drogą, kto takie robi? Dziwne że jeszcze nikt nie pomyślał o ładowarce, która miałaby regulowany kabel jak smycz dla psa. To na pewno byłoby bardziej przydatne, niż to co tylko uprzykrza nasze życie. Rzuciłam białą ładowarkę obok łózka, szybko przejeżdżając kciukiem po ekranie.

- Jak ci idzie kochanie? - ochrypnięty głos Janka rozległ się w słuchawce.

Westchnęłam przeciągle, zerkając kątem oka na walizkę, w której leżały dwie bluzki.

- Całkiem dobrze jak na mnie - zaśmiałam się cicho, układając plecy na poduszkach.

- Będę po ciebie o dziewiątej, lepiej być na lotnisku wcześniej - mruknął, a w tle rozszedł się dźwięk zapinanego suwaka.

You saved my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz