- Więc jak? - mruknęłam, stukając palcami o swoje udo.
- Dobrze, możesz iść, ale masz być w domu o dwudziestej pierwszej - odpowiedziała mama, przenosząc chwilowo wzrok z jezdni na mnie.
Uniosłam brwi do góry w geście irytacji.
- No chyba sobie żartujesz - parsknęłam z nutka kpiny w głosie. - To jest impreza na rozpoczęcie pierwszego semestru. Będą tam wszyscy z liceum i od tego zależy co sobie o mnie pomyślą w nowej szkole - zaczęłam się powoli denerwować. - Zrobię z siebie idiotkę wychodząc z imprezy po dwudziestej, żeby zdążyć do domu na dziewiątą. Dobrze wiesz, że droga z centrum nie zajmuje dziesięciu minut - patrzyłam na mijające nas samochody.
- Tym bardziej nie będziesz wracała do domu sama o tak późnej porze. Albo wracasz o dwudziestej pierwszej albo nie idziesz wcale - odpowiedziała poważnym tonem.
- Jezu, zachowujesz się jakbyś nigdy nie była w moim wieku! - wybuchłam. - Jesteś tak cholernie sztywna! - przeciągnęłam. - Myślisz że co? Że będziemy tam grać w słoneczko? - podniosłam głos, chociaż wiedziałam, że trochę przesadziłam.
Ręce mamy zacisnęły się mocniej wokół kierownicy, szybko przenosząc na mnie wzrok.
- Ania, jak ty się odzywasz!? - podniosła na mnie głos. - W takim razie nie pójdziesz wcale na żadną imprezę, jeśli nie rozumiesz co do ciebie mówię - jej głowa nadal była zwrócona w moją stronę.
- Nienawidzę cię - mruknęłam, po czym gwałtownie uderzyłam głowa w szybę. Nieznośny ból rozniósł się po całym moim ciele, wydzierając ze mnie krzyk. Kątem oka widziałam ciało mamy, które odbijało się od szyby, aż po kierownicę.
***
Obudziłam się łapczywie zaczerpując powietrza. Położyłam zimną rękę na swoim czole. Mimo że od tego zdarzenia minęło prawie dwa lata, nadal często mam noce, kiedy śni mi się ta sytuacja.
Wzięłam głęboki oddech, po czym spojrzałam na zegar wiszący naprzeciwko mojego łóżka. Piąta dwadzieścia trzy - pora wstawać.
Zsunęłam ze swojego ciała kołdrę, na co uderzyła we mnie fala chłodnego powietrza, dzięki czemu na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Wciągnęłam na stopy skarpetki i skierowałam się do łazienki, po drodze zabierając ze sobą dres z szafki. Oparłam ręce o umywalkę, stojąc chwile w takiej pozycji. Przeniosłam oczy na swoje odbicie w lustrze. Moją uwagę przykuł nadal wielki siniak na lewym policzku. Westchnęłam bezradnie. Związałam włosy w luźny kok i szybkimi ruchami włożyłam na siebie dres. Wymknęłam się po cichu z domu, nie chcąc budzić ojca, wiedząc jakby się to dla mnie skończyło. Zaczęłam biec truchtem w stronę lasku, mieszczącego się w pobliżu mojego domu.
Lubię biegać, jest to jeden z niewielu momentów w ciągu dnia, kiedy mogę spokojnie pobyć sama ze sobą.
Biegłam doskonale znaną mi ścieżką, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam. Odbiłam się z impetem od czyjegoś ciała i upadłam na ziemię.
- Uważaj jak biegasz suko - usłyszałam męski głos.
Podniosłam głowę i zauważyłam nad sobą chłopaka w mniej więcej moim wieku.
- Nie umiesz mówić? - zaszydził, wypalając wzrokiem dziurę w mojej twarzy.
Och, kolejna osoba, która będzie mnie nazywać suką i gnębić przy każdej możliwej okazji? Zajebiście. Uśmiechnęłam się sarkastycznie w duszy, po czym podniosłam się z ziemi, wymijając bez słowa chłopaka o brązowych tęczówkach.
Nie odwracając się zaczęłam biec, kierując się ścieżką w stronę swojego domu.
Kim był ten chłopak? Nigdy nie widziałam go na oczy, tym bardziej biegającego w tym lesie, o tej godzinie. Zawsze to było moje miejsce, gdzie nikt nie zakłócał mi spokoju, ani nie wbiegał znienacka na ścieżkę. Przełknęłam ślinę na samą myśl, że miałabym go spotykać codziennie w taki sposób. Wpadłam do domu, przez chwilę zapominając, że ojciec może już nie spać. Zegar wybił siódmą, więc musiałam się pośpieszyć. Wbiegłam do łazienki i w szybkim tempie zrzuciłam z siebie dres. Weszłam pod prysznic. Gorący strumień wody sprawił, że moje mięśnie się rozluźniły. Umyłam się szybko po czym wychodząc z kabiny owinęłam swoje ciało ręcznikiem. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne rurki, bordowy top, kurtkę jeansową i czystą bieliznę, a następnie włożyłam to na siebie. Rozpuściłam włosy z koka, sięgnęłam po torbę i w jeszcze szybszym tempie zbiegłam ze schodów opuszczając dom. Miałam dziesięć minut, by zdążyć przejść cztery kilometry do szkoły. Zaczęłam iść krokiem, który na dobrą sprawę przypominał bieg. Patrząc w lewo zauważyłam zatrzymujący się obok mnie samochód. Czarna szyba osunęła się powoli w dół.
- Podwieźć cię gdzieś? - usłyszałam znajomy głos.
Spojrzałam na twarz chłopaka. Tak to ten sam, który nazwał mnie dziś suką w lesie.
CZYTASZ
You saved my life
Fanfiction"- Moja propozycja brzmi tak - spojrzał na mnie znacząco - Rzucasz pracę, jesteś moja, dostajesz trzy tysiące miesięcznie - wypowiedział na jednym tchu. Stałam w miejscu analizując to, co własnie powiedział. Pokręciłam niedowierzająco głową. - Co? C...