3

124 12 2
                                    

Dni mijały. Gwiazdka zbliżała się wielkimi krokami. Lily zaszyła się w domu, nie mając ochoty na towarzyskie spotkania. Chciała zasnąć i obudzić się po wszystkim. Najbardziej chciała obudzić się w jego ramionach. Wiedziała, że nie było jej to dane. Zniknął z jej życia i powinna się z tym pogodzić, ale po prostu nie mogła. Naprawdę starała się z tym pogodzić, ale każda podjęta próba kończyła się porażką. Nie winiła go za to. Od początku ich znajomości wiedziała, że wyjedzie a mimo to, pozwoliła sobie na pokochanie go. Mogła temu zapobiec? Nie, miłość pojawia się nie pytając nikogo o pozwolenie. Z góry wiedziała, że skazani są na przegraną, ale nie żałowała niczego co stało się w zeszłe święta. Była mu wdzięczna za to, że był jej pierwszym razem. Był jej wieloma pierwszymi razami. Wiedziała, że torturowanie się wspomnieniami nie pomoże jej zaleczyć wielkiej rany w jej sercu, ale chwilowo przynosiły ukojenie.

Chłopak odetchnął z ulgą, wysiadając z taksówki. Czuł, że w końcu jest na swoim miejscu. Czuł, że jest w domu. Serce zabiło mu mocniej, gdy wszedł na ganek. To tu pierwszy raz zdobył się na odwagę i skradł jej niewinnego całusa. Uśmiechną się na wspomnienie jej zaskoczonej twarzy. Nacisnął na dzwonek i cierpliwie czekał. W myślach zaczął układać scenariusz ich spotkania. Wiedział, że nie stanie przed drzwiami jej domu. Prosiła go przecież by nie kontaktował się z nią. Powiedziała, że nie będzie w stanie tego znieść. Westchnął cicho. Jest znów blisko niej, a jednocześnie tak daleko. Uśmiechnął się na widok kuzyna.

Dziewczyna żyła w wielkiej nieświadomości. Jej marzenie mogło się spełnić w mgnieniu oka. Wtedy na jarmarku była blisko. Była blisko chłopaka, którego tak bardzo kochała. Za którym tak bardzo tęskniła. Wystarczyło, żeby nie wsiadła do taksówki. Gdyby pozwoliła dokończyć bratu to, co chciał powiedzieć tamtego wieczora, gdy rozmawiali w jej łóżku wiedziałaby, że wrócił. Wiedziałaby, że zrobił to dla niej. Wszytko, mogło się odmienić. Wystarczyło, aby oboje porzucili swoje bezpieczne kryjówki.

Lily siedziała w swoim pokoju i czytała. Nie zauważyła wchodzącej Sophii. Dziewczyna stała, przyglądając się przyjaciółce. Bił od niej smutek. Patrząc na nią zrozumiała, że miłość potrafi zmieniać. Kiedyś jej przyjaciółka była radosną nastolatką, dziś jest smutną kobietą. Jej smutek bolał ją najbardziej. Chciała wziąć go na siebie, ale nie mogła. Bezsilność była najgorsza. Sophia czując, że narusza prywatność Lily, odchrząknęła.

- Cześć — Lily spojrzała na przyjaciółkę i odłożyła książkę.

- Przyniosłam babeczki — Sophia podniosła w górę torbę i pomachała nią. Ucieszyła się, widząc uśmiech na twarzy swojej towarzyszki. Babeczki były słabością Lily równie mocną, jak Nick. Przemilczała to. Nie chciała wywoływać kolejnej burzy. Brunetka poklepała miejsce obok siebie. Cieszyła się, widząc przyjaciółkę. Od kilku dni siedziała sama w pokoju lub późnym wieczorem wymykała się z domu.

- Jak się czujesz? - Sophia otworzyła torbę i położyła ją przed nimi. Dziewczyna siedząca obok niej z chęcią sięgnęła po babeczkę. Zamruczała, biorąc pierwszy kęs. Babeczki zdecydowanie poprawiały jej podły humor.

- Teraz wspaniale — uśmiechnęła się szeroko. Dotarło do niej, że przez ostatni rok uśmiechała się niezwykle rzadko. Brakowało jej uśmiechu. Chciała znów czuć radość. Miała już dość smutku trawiącego ją od środka. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie może tak dłużej funkcjonować. To prowadzi ją do samozniszczenia. To śmieszne. Jedna osoba pomaga Ci zacząć żyć, by kilka chwil później uśmiercić Cię w jednej chwili. Wiedziała, że miała to na własne życzenie. Nie czuła do niego żalu.

Nick przechadzał się po okolicy. Nie miał zamiaru iść pod jej dom. A może jednak miał? Przecież chciał ją zobaczyć. Chciał ją wziąć w swoje ramiona i już nigdy więcej nie pozwolić jej odejść. Tak na dobrą sprawę to ona go opuściła. Nie pozwoliła mu zawalczyć o nich. Sama nie chciała walczyć. Staną za drzewem i obserwował okno jej pokoju. Światło było zgaszone. Pewnie nie ma jej w domu. Nie mógł oczekiwać, że będzie w nim siedzieć i czekać na niego. Chciał, żeby tak było. Chciał, żeby znów była jego. Należała tylko do niego. Wsadził ręce w kieszenie kurtki i czekał. Sam nie wiedział na co, ale czekał. Było mu zimo, ale nie chciał iść. Bał się, że jeśli to zrobi, może przeoczyć jej powrót do domu. Przecież mógł pozwolić sobie na obserwowanie jej, jeśli nie mógł po prostu być przy niej, prawda?

Christmas MiracleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz