#2 Rozdział

174 10 2
                                    

Gdy pakowałam swoje rzeczy do pokoju weszła Lil. Była małą, słodką, dziewczynką z błękitnymi tęczówkami oraz czarnymi jak węgiel włosami. Wszystkie dziewczynki w jej wieku nienawidziły chodzić ubrane w sukienki wolały getry i babrać się w błocie. Ale nie moja Lil ona kochała sukienki. Zresztą pięknie w nich wyglądała, jak z bajki. Staneła w progu i na mnie spojrzała. Odwróciłam się gdy usłyszałam jak jej melodyjny głos załamał się w pytaniu. Pytaniu, które mnie załamało.
-Zostawiasz nas?- widać było łzy w jej pięknych oczach.
-Kochanie, wyjerzdzam do szkoły. To trzy lata. Będe przyjeżdzać na wakacje, ferie i święta! Będe też codziennie dzwonić.- Czułam jak w moich oczach wzbierają łzy. Przytuliłam więc moją księżniczkę.
-Ale to to nie to samo! Ja cię potrzebuje tutaj! Codziennie!- Już nie wytrzymała i wylała strumień łez. W tamtej chwili chciałam wykrzyczeć "Nigdzie nie jadę" i wypakować się ale dobrze znany mi głos mnie zatrzymał.
-Lilianno Izabello Smith prisze nie przeszkadzać swojej siostrze, tylko jej pomuc i nie niszczyć jej marzeń! A ty-teraz wskazała palcem na mnie- proszę nie słuchaj tego aniołka i pakuj się dalej.
I tak oto skończyłam pakować się by wieczorem opaść bez sił na łóżko, rozmyślając nad moją przyszłością gdy nagle do drzwi mojego uwysłu zapukała przeszłość. Nie chciałam jej otwierać, ale w końcu sama wtargneła i zalała mnie fala wspomnień zprzed 4 lat kiedy to kończyłam 14 lat. Siedziałam w swoim pokoju i uczyłam się do szkoły, ale ktoś zapukał po to by wejść po chwili nie słysząc odpowiedzi. To był mój ojciec. Kompletnie pijany, ale na swój sposób świadom. Lil i mamy nie było bo udały się do sklepu. Trzymał w ręku torbę urodzinową. Podszedł do mnie, usiadł obok, wręczył torbę. Po czym zamużył twarz w zagłębieniu mojej szyji. Znaczył mokre pocałunki, które ja uważałam za obrzydliwe. Siedziałam zdezorientiwana gdy usłyszałam chrapliwy głos.
-Wszystkiego Najlepszego! Otwórz.- wykonałam jego polecenie. Lecz gdy zobaczyłam zawartość zesztywniałam a włosy staneły mi dęba. Zobaczyłam czerwoną, koronkową bielizne.- Podoba ci się? Załóż.
Mineło pare sekund ciszy, lecz w końcu się odezwałam.
-Nie...-postawiłam się lekko załamanym głosem- Nie!!!
-Co?!-wkurzył się- Tak się odwdzięczasz za dach nad głową?! Za jedzenie?!
Więcej już nie mówił tylko wymierzył mi mocnego liścia w twarz.
-Zrobisz to czy ci się to podoba czy nie! I wtedy stało się to czego najmniej chciałam.
Na to wspomnienie cicho załkałam. To nie był pierwszy ani ostatni raz kiedy mi to zrobił. Ale był to pierwszy raz kiedy zrobił to w moje urodziny. Był na tyle ludzki by zostawiać mnie w spokoju w Święta, w Wielkanoc, Walenkynki, urodziny, imieniny i inne ważne dni. Co ja gadam? Jakie ludzkie?! Osoba, która robiła tak potworne rzeczy nigdy nie była nawet w najniższym stopniu ludzka! Sąsiedzi uważali nas za idealną rodzinke z wspaniałym, kochającym ojcem i mężem. Ale to była jego maska, którą zakładał na czas swego przedstawienia i ściągał za kulisami okazując swoje prawdziwe ,,ja''. Leżałam tak pogrążona w myślach jeszcze z 2 godziny aż w końcu zasnełam.

Następnego dnia zbudziły mnie szturchnięcia i szepty. Nie to nie były szepty. To były krzyki.
-WSTAWAJ! SPÓŹNIMY SIĘ! ZA 2 GODZINY MASZ SAMOLOT!-krzyczała babcia Rozalia.
Z tymi słowami zerwałam się jak poparzona. Na szczęście lotnisko było 30 minut drogi z tąd. Ale wchodziło do tego jeszcze 30 minut odprawy i jeszcze musiałam się ubrać coś zjeść. To nie było takie proste w 2 godziny. Szybkim pędem wziełam nowe ciuchy, poszłam do łazienki i wziełam szybki zimny prysznic na przebudzenie. Wyszłam z kabiny, wytarłam się w ręcznik, ubrałam. Po czym zaplotłam luźnego warkocza, który opadał mi na ramię. W zestawie z białą rozkloszowaną sukienką i kamizelką dzinsową wyblądało całkiem całkiem. Stój dopełniał lekki makijaż. Wyszłam po 45 minutach.

-Masz!- podała mi torbę śniadaniową- Nie mamy czasu na jedzenie. Zjesz w samolocie.
Wyjechałyśmy więc w trójkę na lotnisko. Nie wiem czy mówiłam ale moja babcia mimo że miała swój wiek to była na bieżąco z nowinkami technicznymi. Więc tym bardziej miała prawo jazdy. Oglądaliście może kiedyś serial
,,Supernatural''? Tsaa...moja babunia posiadała Impale tak samo jak Dean. Kochałam ten wóz, był piękny. Tak więc droga w nim przemineła mi miło. Jednak gdy dotarliśmy na lotnisko, nadszedł czas pożegniania. Pierwsza podeszła do mnie Lil.
-Będe tęsknić.
-Ja bardziej.
-A nie bo ja.
-Przyjadę za niedługo.
-Mam nadzieję.
Podczas tej bardzo krótkiej wymiany zdań zdążyłyśmy wylać litr łez i poprzytulać najmocniej jak potrafimy.
Nadeszła pora na babcię Rozalię.
-Masz bilet?
-Mam.- powiedziałam pokazując kawałek papieru.
-Masz klucze?
-Mam.- powiedziałam wskazując na moją małą torebeczkę.
-Będe dzwonić codziennie.- i objełyśmy się, płaczac jak bobry.
Ostatni raz się przytuliłyśmy we trzy i udałam się w stronę stewardesy, która zapraszała pasażerów na pokład. Tak więc weszłam pokazując jej bilet. Droga mijała spokojnie. A to dzięki myśli, że mogę rozpocząć nowy rozdział w życiu.

Kolejny rozdział! Przepraszam za tą przerwę ale Wattpad mnie nie kocha i wykręcił psikusa. Wstawiłam już ten rozdział, miesiąc temu ale ucieło mi tekst. Tekst nad, którym ciężko pracowałam. Więc po prostu odebrało mi weny i chęci. Ale chciałam podziękować mojej przyjaciółce, która mnie przez ten czas wspierała i gadała ,,DAWAJ NASTĘPNY ROZDZIAŁ''. A więc dziękuje @Nielubiemandarynek. W mediach macie Impale babci Rozali. Iiii ten jak ci się spodobało to daj gwiazdkę albo coś...to ten...to do Next XD

Zagraj ze mną i zapomnij.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz