#4 Rozdział

100 11 0
                                    

-Czemu mi pomagasz?- spytałam kiedy wychodziliśmy z bloku.
-Wiesz matka mi kazała się tobą zaopiekować. A poza tym zauroczyła mnie twoja agresja w stosunku do skrzynek na listy.- odpowiedział szczerząc się w ten swój sposób.- Pójdziemy potem do pobliskiej kawiarni?
-Dobrze. Ale ty stawiasz.
-No raczej nie inaczej.

Po zrobieniu zakupów wstąpiliśmy do jakiejś przytulnej kawiarni, zajeliśmy wolny stolik. Siedzieliśmy tam bite dwie godziny. Cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Dowiedziałam się że Alex:
1) Jest w moim wieku.
2) Chodzi do tej samej szkoły co ja. (Ale o tym nie wie.)
3) Gra na gitarze.
4) Jego rodzice się rozwiedli i mieszka z mamą, a z ojcem widuje się raz na miesiąc.
5) Jest ogólnie bogaty. Ma forsy jak lodu. Jednak za sprawą tego, że jego mama ma tą pracę, często wyjerzdża i zostaje wtedy sam.
6) I inne drobne sprawy jak ulubiony kolor, gust muzyki itp.

Przez te 2 godziny świetnie się bawiłam. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Alex jest bardzo zabawny. A teb banan chyba nigdy nie schodzi mu z twarzy. Niby znamy się dopiero 3 godziny, a czuję się jagbym znała go bardzo długo. Dziwne, bo nigdy nie byłam zbyt otwarta na nowe znajomości. Zwłaszcza z chłopakami.
Miałam kiedyś chłopaka. Jeszcze z czasów gimnazjum. Bardzo go kochałam i myślę, że to było w obie strony. Ale pewnego dnia po prostu znikł. Wyprowadził się. Zmienił numer i po prostu znikł. Nie widziałam go od tamtej pory. Byłam załamana. Płakałam. I to dużo. Ale z czasem zapominałam. Mój ojciec nie dawał mi nawet czasu o tym myśleć. Jeżeli wiecie o co chodzi.

Ale wracając do sprawy z Alexem. Czułam od niego przyjemną aurę. Myślę, że mogę się z nim zaprzyjaźnić. W ciągu tych paru godzin trochę go poznałam. Wiedziałam o nim parę rzeczy, gdy on nie wiedział o mnie nic. Może tak lepiej? Nie lubiłam mówić o sobie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos bruneta.
-Nosz ja pierdolę!- był zdenerwowany. Pewnie coś się stało.
-Co jest?-spytałam z troską.
-Ehh, zapomniałem że dałem kumplowi klucze do mojego mieszkania. Ma je już od wczoraj. Dałem mu je bo bałem się że je zgubie. Zawsze wychodzę i wchodzę do domu wtedy kiedy jest Madelaine.-jego gosposia. Tak o niej też opowiadał-A dziś pojechała na jakieś szkolenie i wróci wieczorem.
-Ugh, to kiepsko. Wiesz ja mam klusze do swojego mieszkania. Nie gubie ich tak jak ty.-zaśmiałam się a on dołączył.- więc jak chcesz możesz ten czas u mnie posiedzieć.
-Naprawdę? To nie będzie problem?
-Nie. No co ty.

I tak po 30 minutach byliśmy już pod blokiem. Weszliśmy po schodach na trzecie piętro i weszliśmy do mojego mieszkania.
-Chcesz coś do picia?-spytałam mimo, że kupiliśmy tylko herbatę.
-Herbatę.- chyba mi czyta w myślach.

Chwilę przyglądał mi się w kuchni, a po chwili skierował się do salonu. Chwile później dołączyłam do niego. Położyłam kubki na stole.
-Grasz?-wskazał na fortepian.
-Tak. Można powiedzieć, że od urodzenia.
-Zagraj mi.
-Co?!-zdziwiłam się jego proźbą.
-Zagraj mi coś co cię opisuje, inspiruje. Coś co byś grała bez końca.
-Jesteś szalony.
-Tylko szaleńcy są coś warci.-zaskoczyło mnie, że powiedział coś tak życiowego.
-No dobrze, wariacie.- podeszłam do instrumentu, usiadłam i trochę rozmyślałam co by najbardziej pasowało do opisu Alexa. Wybrała Listen to your heart. Przypominała mi Jacoba. Chłopaka z gimnazjum. Grali ją w knajpie, w której byliśmy na pierwszej randce.

Muskałam klawisze coraz bardziej zataczając się w muzyce odrywając się od rzeczywistości i pochłoneły mnie muzyka i wspomnienia.

Pare lat temu w tej knajpie. W tle leci Listen to your heart. My rozmawiamy. Wszystko jest pięknie.
-Wiesz, lubię tą piosenkę. Opowida o tym, że trzeba słuchać głosu serca i podążać jego ścieżką. To głos serca mi podpowiedział, żebym się z tobą umówił.-słpwa Jacoba bardzo mnie wzruszyły.
Od tamtego dnia chodziliśmy ze sobą. Czułam do siebie wstręt. Można powiedzieć, że go zdradzałam...i to z własnym ojcem! A przy nim udawałam, że wszystko jest OK. Byłam paskudna.
10 miesięcy później przypomniałam sobie jego słowa o głosie serca. A w tamtej chwili mówił jedno. Chcę być z Jacobem. Już na wieki. Więc wybrałam się do niego. I powiedziałam mu "Kocham Cię". Słowa, które były zarezerwowane tylko dla niego. A on odpowiedział tylko "Przepraszam" i zamknął mi drzwi przed nosem. To był ostatnia chwila kiedy go widziałam. Głupie serce.

Wróciłam do teraźniejszości. Jak się okazało, skończyłam swój mały występ. Nie zauwarzyłam, że kompletnie się popłakałam. Łzy leciały ze mnie jak z wyciśniętej gąbki. Alex też to teraz zauważył i podszedł do mnie szybkim krokiem
-Ev, o co chodzi?-spytał z troską.
-Jacob ty idioto...- powiedziałam pod nosem. Lecz Alex chyba to usłyszał. Ale nie drążył tematu, za co mu w duchu dziękowałam. Po chwili poczułam silne ramiona oplatające mnie.
Jak się okazało, ramiona Alexa.
Trochę zaskoczona, od razu się wtuliłam w jego ciało i przez cały wieczór tak siedzieliśmy. On mnie przytulał a ja mu wypłakiwałam się w jego koszulę. I w końcu poszedł do domu. A ja poczułam jeszcze większe przygnębienie.
Boże, jaka ja jestem słaba...
††††††††††††††††††††††††††††
Hello, it's me! :"D. Smutne jest życie Ev. A Alex jest boski nie uważacie. Co sądzicie o panie Jacobie?
Jak się podobało to zostaw po sobie ślad ;) /CiasteczkowySempai69

Zagraj ze mną i zapomnij.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz