19 grudnia

904 138 81
                                    

Małe płatki śniegu spadały w zawrotnym tempie na przednią szybę auta wujka Josepha. Wycieraczki pracowały szybko, aby odgarnąć nadmiar śniegu, a w radiu cicho grała świąteczna playlista.

Minęło nieco ponad pół godziny, kiedy Luke zadzwonił do państwa Allen i wyjaśnił im całą sytuację. Blondyn nie musiał nawet o nic prosić. Zanim w ogóle zdążył to zrobić, ciocia Tess już dzwoniła do pana Allena, aby zabrał ich z dworca, kiedy będzie wracał z pracy.
Wieść o dwóch nieprzewidzianych gościach, w tym jednego siostrzeńca, napawała obojga starszych ludzi taką radością, że nawet nie kłopotali się zapytać kim jest ich drugi gość.

Początkowo, Michael w ogóle nie chciał się zgodzić, aby jechać z Lukiem do jego rodziny. Nie chciał przeszkadzać, na dodatek w święta. Blondyn jednak przekonał go 'ciepłym i suchym miejscem do spania'. Zarzekł się jednak, że z samego rana zadzwoni do rodziców i poprosi ich, aby przyjechali po niego autem.

Teraz siedział na tylnym siedzeniu razem z Lukiem i słuchał jego ożywionej rozmowy z wujkiem Josephem. Najpierw myślał, że blondyn usiądzie z przodu, jednak kiedy ten wsunął się na miejsce tuż obok niego, kompletnie zwątpił w swoją pewność siebie, szczególnie, kiedy ich kolana delikatnie o siebie zahaczały podczas jazdy. Fakt, że Luke był z tyłu pomagał mu jedynie w rozmowie z wujkiem Josephem, który postanowił urządzić mu solidne przesłuchanie.
Do którego miał oczywiście pełne prawo skoro Michael miał zamieszkać w jego domu. Przy okazji, Mike dowiedział się paru ciekawych rzeczy jak to, że Luke ma na nazwisko Hemmings, a pani Allen to córka siostry babci blondyna, cokolwiek to znaczyło.

Było trochę po 23:00, kiedy po czterdziestu minutach niemiłosiernych korków, w końcu dojechali do domu państwa Allen.
Luke próbował delikatnie zbudzić Michaela, który widocznie zasnął gdzieś po drodze i opierał teraz swój prawy policzek na ramieniu blondyna. Luke'a niewytłumaczalnie rozczulił ten widok, ale jednak zdecydował się obudzić chłopaka całkowicie.

- Jesteśmy, śpiąca królewno. - zaśmiał się, a Michael momentalnie podniósł głowę z jego ramienia.

Wysiedli z auta, biorąc swoje bagaże i ruszyli za wujkiem Josephem do środka małego domku, zewsząd ozdobionego kolorowymi światełkami.
Kiedy tylko weszli, poczuli niesamowity zapach sosu pomidorowego roznoszący się niemal po całym domu.

- Jesteście wreszcie! - z kuchni wyszła drobna, starsza pani, z zamiarem przywitania się z gośćmi. Na szyi miała zawiązany czerwony fartuszek z uroczym reniferem w mikołajowej czapce, który ciągnął się jej aż do kolan. - Lukey, jak ty wyrosłeś!

Kobieta podeszła do chłopaka, zamykając go w szczelnym uścisku, za moment podchodząc również do czerwonowłosego.

- Ty jesteś pewnie Michael, zgadza się? - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.

- Michael Clifford, proszę pani. - chłopak odwzajemnił uśmiech, przedstawiając się pełnym nazwiskiem, tak jak to przed panem Allanem w czasie drogi.

- Mów mi po prostu ciociu. - zachichotała i również przytuliła chłopaka. To zabawne, bo wujek Joseph poprosił go dokładnie o to samo, z jedną tylko różnicą, że do niego miał się zwracać wujku.

- Chodźcie chłopcy, pewnie jesteście głodni. Zrobiłam lasagne. - powiedziała z dumą. - Zjecie i możecie kłaść się do łóżek, pewnie jesteście zmęczeni. Mamy niestety tylko jeden pokój gościnny, ale o to się nie martwcie. Lukey będzie spać na materacu, a Michael na łóżku.

Czerwonowłosy nawet nie zamierzał zaprzeczać, ponieważ kobieta powiedziała to głosem niedopuszczającym żadnego sprzeciwu. Z kolei wizja spania z tym przystojnym blondynem w jednym pokoju wydawała mu się całkiem przyjemna.

❄zamieć//muke❄Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz