20 grudnia

848 134 62
                                    

- Wstawaj Michael! - Luke rzucił w czerwonowłosego poduszką. Ten sposób budzenia go zdecydowanie przypadł mu do gustu. Chłopak stał ubrany już przed łóżkiem i wpatrywał się w Michaela błagalnie.

Jego wujkowie pojechali do pracy, mimo tego że była niedziela. Ciocia Tessa miała niedużą cukierenkę w centrum Bibury, a teraz przed świętami, szczególnie opłacało jej się otwierać nawet w weekendy. Wujek natomiast pracował na podwyżkę.

- Po co? - Mike mruknął w poduszkę.

- Idziemy na sanki, ubieraj się. - powiedział, z ekscytacją wpatrując się w prószący za oknem śnieg.

- Ile ty masz lat Hemmings, huh? - czerwonowłosy usiadł na łóżku i przetarł twarz dłońmi.

- Ograniczenia wiekowe nie obowiązują przy jeździe na sankach. - fuknął tamten i zabrał chłopakowi kołdrę, po czym podreptał z nią do salonu.

Po około piętnastu minutach jęczenia i błagania Michaela by Luke oddał mu ciepłe okrycie, czerwonowłosy w końcu wstał i poszedł do kuchni w nadziei, że śniadanie poprawi mu humor.

Kiedy wszedł do pomieszczenia, Luke właśnie kończył smarować tosty masłem orzechowym i nutellą.

- Twoje umiejętności kulinarne są oszałamiające. - mruknął Michael, siadając na przeciwko chłopaka i biorąc jedną z kanapek.

- Ale nie narzekasz. - odpowiedział Luke, oblizując usta z nadmiaru czekolady.
Po chwili, blondyn wyjął telefon i wybrał numer do swojej cioci.

- Halo?

- Cześć ciociu, tu Luke. Chcieliśmy się zapytać, czy macie jakieś sanki w domu. - chłopak uśmiechnął się, nie spuszczając wzroku z twarzy Michaela, który teraz patrzył na niego zrezygnowany, uświadamiając sobie, że Luke wcale nie żartował.

- Hm.. powinny być jakieś w piwnicy, klucz wisi w kuchni. Ubierzcie się dobrze, bo jest zimno. Lukey, skarbie, muszę kończyć, mam klienta. - powiedziała szybko, ale nie rozłączyła się, czekając na odpowiedź siostrzeńca.

- Dziękuję ciociu, miłego dnia. - po tych słowach Luke wyłączył telefon i rozejrzał się po kuchni szukając klucza.

Chwycił w końcu mały, metalowy przedmiot i z kanapką w ręce, pomaszerował w stronę niewielkich drzwi znajdujących się obok tych wejściowych.

Michael miał rację, Luke zachowywał się dziś wyjątkowo dziecinne, ale nic nie mógł poradzić na to, że w pobliżu czerwonowłosego chłopaka miał tak dobry humor. Zszedł po wąskich schodach do piwnicy i zaczął przekopywać wszelkie graty, jakie zgromadziła tu jego ciocia, w poszukiwaniu sanek.

- Znalazłeś? - zapytał Michael, schodząc na dół i przy okazji uderzając się o wystającą belkę przy suficie. Stał teraz przed blondynem w kompletnym ubiorze, rozmasowywując bolące miejsce.

- Um.. tak! - krzyknął tamten i wyciągnął drewniane sanki z metalowymi płozami zza wielkiego pudła.

- Oh czy to ozdoby świąteczne? - Michael wskazał jedno z pudeł, w którym piętrzyły się różnokolorowe bombki. Jakoś umknęło jego uwadze, że państwo Allen nie mieli jeszcze ubranej choinki.

Luke spojrzał na duży karton, po czym wręczył czerwonowłosemu sanki. Sam po chwili dźwignął szare pudło i ruszył w stronę wyjścia.

- Luke, po co to bierzesz? - Michael zapytał nieco zdezorientowany.

- Przypomnij mi, żebyśmy wracając, kupili choinkę. - blondyn uśmiechnął się do niego, zamykając na powrót drzwi od piwnicy i odkładając klucz do kuchni. - A teraz chodź.

❄zamieć//muke❄Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz