21 grudnia

860 137 101
                                    

Michael otworzył powoli oczy trochę zdziwiony, że tym razem nikt go nie obudził.

Spojrzał przed siebie. Pokój gościnny był nieco inny niż go zapamiętał. Teraz bardziej przypominał salon. Chłopak odwrócił głowę nieco w bok. Po prawej stronie kominka stała nieduża choinka z mieniącymi się bombkami. Przed sobą zauważył mały stolik i duży miękki fotel. Dopiero po chwili dotarło do niego, że faktycznie znajduje się w salonie.

Przetarł oczy i ziewnął, obracając głowę do tyłu, żeby dowiedzieć się co ciąży na jego ramieniu. Ku jego zaskoczeniu, zobaczył dłoń z niewyobrażalnie długimi palcami, obejmującą tamto miejsce. Zmarszczył brwi i obrócił leniwie głowę w drugą stronę.

Zachłysnął się powietrzem, widząc idealne rysy twarzy blondyna, znajdującej się zaledwie kilkanaście centymetrów od jego czerwonych, w tej chwili policzków. W jednym momencie rozbudził się całkowicie, uświadamiając sobie w jakiej sytuacji obecnie się znajdował.

Leżał, a właściwie na wpół leżał, na klatce piersiowej młodszego, z kolei tamten obejmował go beztrosko swoim ramieniem. Przez chwilę, Michael po prostu wpatrywał się w Luke'a, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Obserwował, jak równomiernie wdycha i wydycha powietrze i jak jego tors powoli unosi się i opada. Mike pomyślał, że blondyn wygląda wyjątkowo pięknie, kiedy śpi, a przez głowę przeszła mu myśl, jakby to było budzić się przy nim każdego ranka.

Nagle Luke mruknął coś przez sen, a czerwonowłosy poczuł jak prawy kącik jego ust podnosi się nieznacznie do góry. Zaraz po tym, blondyn uchylił lekko powieki i zamrugał intensywnie rzęsami, chcąc przyzwyczaić oczy do światła dziennego. Po chwili, Michael ujrzał błękit jego tęczówek.

- Hej Mike. - Luke uśmiechnął się zaspany.

Czerwonowłosy przełknął głośno ślinę na dźwięk zachrypniętego głosu chłopaka, odchylając się trochę do tyłu, co w gruncie rzeczy spowodowało, że już po chwili leżał na podłodze.

- Jezu Michael, nic ci nie jest? - zaśmiał się Luke, podając chłopakowi dłoń i pomagając mu wstać. Niższy pokręcił głową, lekko się przy tym rumieniąc.

- Która godzina? - blondyn zmarszczył brwi, spoglądając za okno, gdzie było praktycznie ciemno. - Czy to śnieg?

Michael odwrócił się, patrząc w tym samym kierunku. Blondyn miał rację, okno spowite było ciemnymi drobinami śniegu, które co chwila przepędzały siebie nawzajem, robiąc miejsce nowym. To był dość niecodzinny widok, tym bardziej, że tylko gdzieniegdzie prześwitywało słabe światło.

- Dochodzi prawie 13:00. - powiedział z niedowierzaniem Mike, kierując teraz swój wzrok na ścienny zegar w kuchni. - Czy to możliwe, żeby pogoda aż tak się pogorszyła? W życiu nie widziałem większej zamieci..

- Cóż, nie mam pojęcia, ale na pewno nie mamy zamiaru wychodzić z domu. - stwierdził Luke i pomachał przed oczmi niższego małą kartą, którą znalazł przed chwilą na stoliku. - Tym bardziej, że ciocia nie pozwoliła.

Michael pochylił się trochę w jego stronę, aby móc odczytać koślawe litery cioci Tessy.

Chłopcy, nie chcieliśmy was budzić, więc zostawiamy karteczkę.
Proszę was, nie wychodźcie nigdzie z domu, w prognozie pogody przewidywali wielką zamieć. W lodówce macie quesadille z kurczakiem, odgrzejcie sobie, potem możecie zamówić pizze, o ile wam dowiozą.
Całusy, ciocia Tessa i wujek Joseph xx

- Wyłapałeś stąd cokolwiek oprócz wyrazów 'quesadilla' i 'pizza'? - zaśmiał się Luke, widząc nadmiernie szczęśliwy wyraz twarzy chłopaka, który pokręcił powoli głową rozbawiony. - To dobrze, bo ja też nie.

❄zamieć//muke❄Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz