Rozdział II

644 78 2
                                    


-Louis? Co tutaj robimy?- Harry rozglądał się zdezorientowany. Kiedy chwytał Louisa za rękę, naprawdę nie spodziewał się że znajdą się akurat na lotnisku. Nie wiedział czego się spodziewał, ale na pewno nie tego.

-Spójrz.- skinął głową wskazując na mężczyznę stojącego w pobliżu. Nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia pięć lat i był wyraźnie podekscytowany. Co kilka minut przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą, wybijał stopą nerwowy rytm i co kilka sekund zerkał na zegarek i tablicę informującą o lądowaniu samolotów. Harry naprawdę nie rozumiał co to ma znaczyć, zmarszczył brwi i już miał wyrazić swoją dezorientację na głos, kiedy nareszcie zobaczył. Mężczyzna zamarł, coś w jego aurze drgnęło a na jego usta wstąpił szeroki uśmiech, w oczach Anioł zobaczył nieznany sobie błysk. Harry obserwował jak ten zrywa się do biegu, jakby zapominając o wszystkim wokół, kiedy zauważył niewysoką, pulchną blondynkę przemierzającą niepewnie tłum. Kiedy dziewczyna go zauważyła, jej aura zdawała się puchnąć, a oczy rozświetlił ten dziwny blask, kiedy rzuciła się mu na szyję, a on okręcił ją wokół własnej osi by na koniec obdarować ją czułym pocałunkiem.

-To jest...- Harry nie potrafił opisać tego co czuje. Aniołowie byli w pewnym sensie wyprani z głębokich uczuć, a on obserwował dwie istoty połączone uczuciem tak głębokim, że w pewnej chwili musiał odwrócić wzrok onieśmielony.

-Niesamowite, prawda? To jest ten rodzaj miłości, której zawsze pragnąłem- powiedział Louis z czułym uśmiechem i spojrzeniem wciąż utkwionym w młodej parze- A teraz chodź, muszę pokazać ci coś jeszcze.- Louis wyciągnął rękę a Harry złapał ją bez namysłu, lubił kiedy Mroczny go dotykał, czasami miał ochotę się do niego przytulić, tak po prostu. Louis rozwinął skrzydła, zamknął oczy i mocniej ścisnął dłoń Harryego. Po chwili znaleźli się w parku, było wczesne popołudnie, a ludzie przemykali obok nich, nieświadomi ich obecności i znikali w parkowych alejkach. Louis wciąż trzymając jego rękę skierował się w stronę placu zabaw.

-Dzieci?- zapytał zbity z tropu, w odpowiedzi otrzymując skinienie głowy.

-Po prostu patrz.- Więc Harry patrzył. Obserwował chłopca z zapałem "piekącego" babki z piasku, rodzeństwo ganiające się wokół huśtawki i zgraję maluchów wirujących na karuzeli. Na ustawionych wokół placu ławkach siedzieli rodzice, uważnie obserwujący swoje pociechy z uśmiechami na twarzach.

Patrzył i faktycznie widział troskę i znowu ten dziwny błysk w oczach, ich aury promieniowały podobnie do tych należących do młodej pary na lotnisku, a jednak inaczej, bardziej subtelnie, ale i stanowczo. Nie było tam porywu i gwałtowności. Harry rozumiał, że matki i ojcowie byli gotowi oddać wszystko dla hałaśliwych maluchów biegających we wszystkie strony. I zrozumiał coś jeszcze.

-Louis, ty... Wyglądasz tak samo, jak ci rodzice. To... coś, błyszczy w twoich oczach, kiedy patrzysz na Key.- uśmiechnął się w stronę przyjaciela. Louis zagryzł wargę i pokiwał głową.

-U ciebie też. Chociaż nie tak intensywne.- Harry posmutniał na tę uwagę. Kochał swoją podopieczną najmocniej jak potrafił, ale zasługiwała na więcej z niego strony. Chciał móc dać jej więcej, nawet jeśli ona nigdy nie miała się dowiedzieć o jego trosce, ale nie mógł.

-Dlaczego. Dlaczego nie mogę poczuć niczego jak należy? To niesprawiedliwe. Czuję się jak owinięty watą, wszystko jest stłumione. Chcę więcej, widzieć więcej, czuć więcej.- jego mały wybuch zaskoczył Louisa. Zmarszczył czoło i pociągnął go za rękę do zacienionej ławki pod pobliskim dębem. Przez chwilę się wahał, ale w końcu owinął ramię wokół przyjaciela i pozwolił mu się o siebie oprzeć.

-Nie wiem dlaczego, ale myślę, że to ma związek z upadkiem Aniołów.- skrzywił się nieznacznie- Widzisz, emocje, zwłaszcza te ludzkie, są bardzo silne. Gniew, zazdrość, pragnienie nawet miłość potrafią omotać, tłumią zdrowy rozsądek. Pod ich wpływem podejmuje się bardzo często idiotyczne decyzje, których później żałuje się całe życie. Jeśli jako Anioł masz pod opieką człowieka, musisz liczyć się z jego emocjami, bo to nimi zazwyczaj się kieruje. Tobie nie można tracić rozsądku, musisz zawsze być odpowiedzialny i potrafić podejmować obiektywne emocje. Myślę, że Rada Anielskich Dupków stwierdziła, że uczucia będą utrudniać wam pracę, dlatego stłumiono je w was.- Harry zmarszczył brwi.

-W takim razie, dlaczego ty czujesz wszystko normalnie? Przecież jesteś Aniołem.

-Wielu nie podobał się pomysł Rady, dlatego zbuntowali się, postanowili przenieść się do Podziemi, żeby być bliżej ludzi. Nie lubimy określenia "upadłe Anioły" ale wydaje się to sto razy lepsze niż "demony" czy chociażby "dzieci szatana", to nam ubliża. Po jakimś czasie przyjęło się określenie "Mroczni" i tak jest do tego momentu. Ja byłem wśród tych, który urodzili się już w Podziemiu- chwila, urodzili? Przecież Anioły nie mają dzieci, pomyślał zaskoczony loczek- Już wtedy nasze skrzydła były czarne, przez brak promieni słonecznych, ale byliśmy zadowoleni. Mogliśmy żyć prawie jak ludzie, zakładać rodziny i mieć dzieci.- Louis uniósł brew zauważywszy zaskoczoną minę przyjaciela- Nie mów mi, że u was nie rodzą się dzieci.- Harry pokręcił głową, na co Louis zaśmiał się bez cienia rozbawienia- Można się tego domyślić...- zamilkł na chwilę jakby zastanawiał się, czy może powiedzieć więcej.- Po jakimś czasie zaczęła rozwijać się w nas gorycz, czuliśmy się gorsi i niedoceniani, zaczęliśmy działać na szkodę Radzie i Aniołom na górze. Wielu i tak zrezygnowało z miłości, po wielu zawodach i śmierci ukochanych ludzi, stali się zimni i nieczuli, wpisywali się w stereotyp biblijnych demonów.

Harry przypomniał sobie o Key i białaczce, która już niedługo miała zakończyć jej życie. Przywołał wspomnienie miłości bijącej od rodziców obserwujących swoje pociechy. Rozumiał. Kilka spraw się rozjaśniło, ale odpowiedzi rodziły kolejne pytania, a Harry nie czuł się przygotowany, by szukać odpowiedzi. Czuł się zmęczony psychicznie, nie fizycznie, jako Anioł nie męczył się nigdy, nie musiał spać, a jadł rzadko, głównie z przyzwyczajenia.

-Skoro, możemy, no wiesz- zarumienił się lekko- mieć dzieci, to znaczy, że mogę mieć rodzeństwo i nawet o tym nie wiedzieć? -myślał na głos bawiąc się włosami na karki Louisa.

-To możliwe, ja sam mam pięć młodszych sióstr i brata. Nie utrzymuję z nimi kontaktu od kilkunastu lat, z matką rozmawiałem kilka miesięcy temu. - wyraźnie posmutniał na ich wspomnienie. Harry mógł się tylko domyślać jak bardzo szatyn za nimi tęskni, sam nie miał rodziny na górze, przyjaciół też nie, więc nigdy nie czuł tęsknoty. Przyciśnięte do oparcia ławki czarne skrzydła wyrażały swoje niezadowolenie drgając chaotycznie w irytacji.

-Lubię twoje skrzydła.- wypalił Harry. Koniecznie chciał przerwać ciszę, która między nimi zapadła, czuł jakby umysł Louisa oddalał się od jego ciała coraz dalej z każdą sekundą. Nie chciał, żeby chłopak zatonął w smutku, znacznie bardziej lubił, kiedy przyjaciel się uśmiechał. Może poczerwieniał trochę na twarzy, ale na ustach Louisa faktycznie pojawił się cień uśmiechu.- Mam wrażenie, że ty ich nie lubisz, prawie nigdy ich nie pokazujesz, jakbyś się wstydził.- zamilkł. To chyba nie był dobrzy pomysł, bo Louis odwrócił wzrok. Bał się, że poruszył jakiś drażliwy temat. Mroczny był jego pierwszym i jedynym przyjacielem, więc nie miał pojęcia jak ma postępować.- Przepraszam, nie musisz mówić, jestem idiotą.- szepnął próbując się odsunąć. Kiedy poczuł, że Louis przyciąga go bliżej do siebie, coś ciepłego rozlało się w jego wnętrzu. Dalej milczeli, ale teraz Harry nie czuł się z tym tak źle, było nawet przyjemnie. Wiatr rozdmuchiwał jego loki, a czarne pióra łaskotały policzki.

-Powinniśmy już wracać- szepną, nie miał pojęcia jak długo tak siedzieli, ale w którymś momencie jego głowa znalazła się na kolanach Louisa, który odruchowo wplótł palce w jego loki.- Key niedługo się obudzi.

Harry podniósł się z lekką niechęcią, ta pozycja bardzo mu odpowiadała, ale szybko zganił się w myślach. Musieli wracać.


It's too cold outside (for angels to fly)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz