Prolog

1.7K 127 26
                                    




Zamarł wpatrzony w ciało drobnej siedmiolatki rozluźnione w spokojnym śnie. Jego spojrzenie błyskawicznie przeskoczyło na Louisa, który przyglądał się ich podopiecznej szeroko otwartymi oczami przepełnionymi strachem. To znaczy, że on też to widzi. Harry wiedział, że w tym momencie ich ciałami władały te same emocje. Cholera. Obaj stali w jednym z pokoi zapuszczonego sierocińca po przeciwnych stronach wąskiego łóżka, wbijając spojrzenia w niespodziewającą się niczego, niewinną istotę. Choć tak na prawdę nie odrywali wzroku od jej aury. Zazwyczaj spokojna, w kolorze zielonego groszku ze złotymi refleksami na krawędziach, teraz była okryta szarymi cieniami. Szarość oplatała delikatną zieleń, niemal całkowicie ją dławiąc. Harry wiedział co to oznacza. Stał tam jak w transie.

-Czy ona...- zachrypnięty głos Louisa wypełnił ciszę wyciągając Harry'ego z zadumy.

-Ona umrze- dokończył za niego Anioł. Głos mu zadrżał. Czuł jak wokół jego serca zacieśnia się lodowata obręcz strachu.

Stali w milczeniu. Rzadko kiedy rozmawiali, jeśli już to sprzeczali się, ale w tym momencie żaden z nich nie mógł wydusić słowa. Wsłuchiwali się w oddech Key, jakby spodziewali się, że w każdej chwili może się on urwać. Nie mieli pojęcia ile czasu minęło, ale w między czasie deszcz zaczął bębnić o szyby w starych oknach.

To było jego pierwsze zadanie, pierwsza podopieczna. Miał przeprowadzić ją przez życie. Mała Key. Jej rodzice byli dobrymi ludźmi, zginęli w wypadku, kiedy miała 5 lat, Harry lubił ich i czuł się okropnie, kiedy odeszli. Według Najwyższej Rady, Key była "łatwym przypadkiem", idealnym dla początkującego Anioła Stróża. Harry przez kilkadziesiąt lat swojego anielskiego życia uczył się opieki nad ludźmi. Jak naprowadzać ich na dobrą drogę, wspierać. Oczywiście najważniejszą rzeczą w życiu Anioła, nie ważne czy Serafina, Stróża, czy przeciętnego Zastępowego, były zasady. Wbrew pozorom nie było ich wiele, ale złamanie ich było bardzo surowo karane. Pierwsza, najważniejsza z nich brzmiała: "Aniołom zabrania się ukazywania się podopiecznym i innym ludziom". Harry słyszał tylko o jednym Aniele, który złamał tę zasadę. Zakochał się w człowieku i spotykał się z nim potajemnie. Wkrótce jednak wszystko się wydało a nikt już nie wspominał o nim w Niebiańskim Mieście, Harry nie miał pojęcia co stało się z nim i jego miłością.

Podczas nauki, poznał też jedną niepisaną zasadę: "Nie angażuj się". Starsi stażem Stróże powtarzali to przy każdej okazji, Harry domyślał się dlaczego. Utrata podopiecznego, którym zajmowało się przez wiele lat musiała wiązać się z bólem, a jeśli naprawdę kochało się tego człowieka, ból na pewno był ogromny. I właśnie tej nocy uświadomił sobie jak bardzo.

Key poruszyła się we śnie, nieświadoma faktu, że śmierć okryła ją swoją peleryną.

Bycie Stróżem prowadziło do wielu obowiązków, jednym z najtrudniejszych dla młodego Stylesa okazało się tolerowanie swojego przeciwnika.

Wiele wieków temu Niebo zawarło z Podziemiem pakt pokojowy. Przed paktem Aniołowie i Mroczni toczyli wojny o ludzi. Nie żeby któreś z nich się nimi żywiło, ich energią czy czymś podobnym. Sprawy miały się inaczej. Otóż by istnieć Anioły jak i Mroczni potrzebują wiary. Ludzkiej wiary.

Aniołowie będą istnieli tak długo, jak długo ludzie będą w nich wierzyć. Kiedy zniknie ostatni człowiek z ziarnem wiary w sercu, Aniołowie również znikną. U Mrocznych, którzy bądź co bądź również byli Aniołami, upadłymi, ale wciąż, działało to w ten sam sposób. I właśnie o to chodziło w odwiecznej wojnie. Mroczni odwracali ludzi przeciw Aniołom, sprawiali że ci wątpili i zapominali. Jednak nigdy nie działali tak, by krzywdzić, na swój sposób kochali ludzi i nadal byli od nich zależni. Aniołowie bronili się przed zwątpieniem jak mogli. Ukazywali się wybranym o czystych sercach, to właśnie ich wiara była najsilniejsza i najbardziej wpływowa. Kilka tysięcy lat temu Najwyższa Rada Serafinów zawarła porozumienie z władzami Podziemia, na mocy którego na każdego człowieka przypadał jeden Anioł stróż i jeden Mroczny Anioł. Mieli na zasadach fair play przekonywać podopiecznych do dobrych decyzji, lub w przypadku Mrocznych, decyzji, które nie mają przyjemnych konsekwencji. Jednak żaden z nich nie mógł wpływać na człowieka siłą, to miały być świadome decyzje śmiertelników, nie mogli od tak po prostu ingerować w ich życie i prowadzić ich za rękę.

Harry nie myślał, że ujadanie się z przeciwnikiem tak odmiennym jak Louis może być tak męczące i okropnie frustrujące. Ale w tym momencie, nie ważne po której stronie barykady stali, obaj byli zdruzgotani. Bo obaj złamali niepisaną zasadę. Pokochali drobną dziewczynkę z resztą kto mógłby się nie zakochać w tej słodkiej istocie? Rodzice (i Harry, trzeba przyznać) zaszczepili w niej empatię, dobre maniery i spokojne usposobienie. Key była też bardzo uparta, zwłaszcza jeśli jej na czymś zależało, a wtedy nie była już tak słodka. Jednak mimo starań Louisa rzadko poddawała się jego negatywnemu wpływowi. Jej uśmiech rozjaśniał świat, krzywe zęby nadawały jej uroku, duże sarnie oczy błyszczały a długie czarne włosy okalały jej okrągłą twarz pięknie ją podkreślając. Key była cudowna.

-Musimy coś zrobić- zachrypnięty głos ponownie wyrwał go z zamyślenia. Musiał potrząsnąć głową, żeby wyzbyć się z głowy natrętnych myśli i skupić się na rozmowie.

-Co? O czym ty mówisz?- doskonale wiedział o czym była mowa. Spojrzał na niewysokiego szatyna u ukosa, akurat kiedy ten obrócił się w jego stronę. Jego błękitne spojrzenie ziało pustką. Harry domyślał się, że on musi wyglądać podobnie.

-Ona nie może umrzeć- Louis brzmiał na zrozpaczonego, naprawdę kochał tę małą.

-Tomlinson.- chciał brzmieć stanowczo, choć nie koniecznie mu to wychodziło- wiesz co to oznacza- skinął głową w stronę łóżka- Ona musi umrzeć, nie teraz, za jakiś czas, ale już niedługo- już nawet nie udawał silnego, wiedział, ze nie ma przed kim grać.

Resztę nocy spędzili przy łóżku Key głównie obserwując cienie oplatające jej aurę, a okazjonalnie posyłając sobie spojrzenia wyrażające głębię ich smutki.

                                                                                            *

będę bardziej niż wdzięczna, jeśli pozostawicie po sobie znak, że przeczytaliście rozdział, zwykłe "przeczytane" wystarczy :)

It's too cold outside (for angels to fly)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz