Rozdział 10

177 22 11
                                    

Pov Gabriel

Patrzyłem się na nią z uśmiechem. Była taka piękna i delikatna.. Jej oczy takie roześmiane i szczęśliwe..

- Ciężko mi złapać z nimi równowagę - powiedziała pokazując palcem skrzydła.

- Nauczysz się. Na wszystko potrzeba czasu. Tak samo na latanie. Jak chcesz mogę cię nauczyć - uśmiechnęła się szeroko, a ja mogłem mieć jedynie nadzieję, że jej nie odstraszyłem swoim zachowaniem.

- Z chęcią, ale najpierw bym coś zjadła - zachichotałem, gdy zaburczało jej w brzuchu.

- Chodź to zabiorę cię do jadalni a później cię oprowadzę - podniosła się chwiejnie i znów by upadła, gdybym jej nie przygarnął do siebie i objął ramieniem. I tak wyszliśmy razem z pokoju.

Szliśmy wieloma korytarzami. Ten budynek to taka nasza twierdza. Białe ściany bez okien, biała posadzka, od której marzły stopy. Zero dekoracji, ale to nie oznacza, że nie ma nic na zewnątrz. Jest.. Są piękne ogrody, łąki, przejrzyste rzeki i jeziora.. Nasz dom przed wielkim buntem był otwarty na to wszystko, lecz po ataku to się zmieniło.. I ten budynek..
Trzymałem ją pewnie, ale delikatnie. Jest pierwszą dziewczyną, którą się opiekuję.. Bardziej niż tego wymagała praca, ale przyznajmy się szczerze.. Ona jest dla mnie czymś więcej niż tylko ZWYKŁĄ dziewczyną czy anielicą.. Wyplątała się nagle z moich objęć i patrzyłem jak stara się zachować równowagę. Nie zaprotestowałem ani słowem. Po prostu milczeliśmy.. Przy niej nawet cisza jest czymś pięknym.. Kątem oka dostrzegłem, że się rozgląda z widoczną paniką w oczach. Spojrzałem na nią i spróbowałem się uśmiechnąć, by dodać jej otuchy, ale nie jestem najlepszy w tych sprawach. Nie potrafię pocieszać.. Jestem takim smoczym jajem.. Twardym i zamkniętym w sobie..

- To miejsce to niebo - zaśmiałem się na widok jej zdezorientowanej miny. - Nie. Nie wszyscy zostają aniołami. Później ci wszystko opowiem.

Skinęła tylko głową zamyślona. Po krótkiej chwili stanęliśmy przed wielkimi drzwiami. Popchnąłem lekko drzwi i wszedłem do środka. Wszystkie rozmowy ucichły i Eve stała się obiektem zainteresowań, jak to nowa twarz.. A raczej druga taka sama.. Zastanawiam się czy między nimi nie ma jakiegoś pokrewieństwa.. Między Uriel a Eve.. Usiadłem na swoim miejscu przy ogromnym stole i dałem jej znak ręką by usiadła obok. Stoły były zapełnione różnego rodzaju jedzeniem jak przy każdym posiłku. Obok talerzy stały srebrne kielichy wypełnione ambrozją. Pochyliłem się i wyszeptałem jej na ucho drobną radę.

- Wypij. To ci dobrze zrobi..

Spuściła wzrok na talerz i widelcem grzebała w sałatce. Widać było gołym okiem, że coś się stało, bo bez powodu chyba nie byłaby taka markotna..

- Wszystko gra? - spojrzała na mnie niepewnie i uśmiechnęła się sztucznie. W jej oczach widać było smutek, ale nie tylko.. Czy to mogło być wahanie..?

- Tak.. Wszystko gra - zmarszczyłem brwi, zacisnąłem usta i skinąłem głową.. Nie chciałem publicznie na nią nawrzeszczeć.. Ani nią potrząsnąć.. Nie publicznie.. Już do końca kolacji się nie odezwałem.. Wolałem nie wywoływać kłótni.. To na pewno chodziło o mnie.. Coś znów zrobiłem nie tak..

Po kolacji zgodnie z obietnicą zacząłem ją oprowadzać po budynku.. Zaproponowałem spacer po ogrodzie. Przystała na tą propozycję. Szliśmy w ciszy. Nadal się zastanawiałem co sprawiło, że tak posmutniała.. Żadne z nas się nie odezwało i nie zaczęło rozmowy. Może tak było lepiej? Weszliśmy do ogrodu.. Szła przodem. Mogłem obserwować jak się porusza.. Jak jej suknie sunie po ziemi.. Zaczęła iść ścieżką wyciągając ręce na boki i palcami muskając kolorowe liście drzew. Patrzyłem jak jej skrzydła delikatnie się rozkładają.. Gdy dotarła do fontanny usiadła na kamiennym murku i zanurzyła dłoń w przejrzystej wodzie. Wyglądała na taką spokojną, ale jednocześnie bardzo zmartwioną.. Usiadłem niepewnie obok niej. Nie wiedziałem co zrobić.. Co jej powiedzieć.. Zerkałem na nią co chwila.. Nie mogłem tak dłużej.. Musiałem wiedzieć.. Musiałem ją zapytać..

- Zrobiłem coś nie tak? A może powiedziałem coś, co cię uraziło?

- Nie.. Niby czemu miałbyś coś zrobić źle? - wyszeptała cicho i lekko się jąkając.

- Bo mnie okłamałaś - wzruszyłem od niechcenia ramionami.

- Niby kiedy? - uniosła jedną brew patrząc na mnie niepewnie.. Wyglądała na przerażoną.. Jakbym mial jej zaraz zrobić krzywdę..

- Na kolacji - powiedziałem to cicho odwracając od niej wzrok.

- To nie tak jak myślisz.. - jęknęła.

- To niby jak jest? - podniosłem ze zdenerwowania głos gwałtownie odwracając się w jej stronę.

- Ja.. Mam wrażenie, że Uriel mnie nie lubi - westchnąłem przejeżdżając palcami po swoich włosach. Bo co miałem jej powiedzieć? Że ona coś ukrywa? Że między nimi dwiema jednak coś jest?

- To nie tak, że cię nie lubi - mruknąłem.

- A jak jest?

- Nie musi cię to obchodzić - warknąłem.

Skinęła głową patrząc na taflę wody. Dostrzegłem, że ją to zabolało.. Zraniłem ją..

- Eve.. - wyszeptałem jej imię muskając palcami jej policzek i odwróciłem jej twarz w swoją stronę. Wyglądała tak cudownie.. Smutno, ale pięknie.. Spojrzałem w jej zaszklone oczy.. Popłynęła po jej policzku pojedyncza łza.. I to ja ją doprowadziłem do takiego stanu.. Pochyliłem się i musnąłem wargami jej usta.. Delikatnie.. Pocałunek był słony i niepewny.. Jeszcze nigdy się tak nie czułem.. Tak dobrze.. Podobało mi się.. I to bardzo.. Z każdą chwilą całowaliśmy się coraz intensywniej, brutalniej.. Moja dłoń zaczęła jeździć po jej boku, brzuchu i plecach a jej palce były wplecione w moje włosy.. Chciałem więcej.. Chciałem całej jej.. W tym momencie mógłbym jej oddać część siebie.. Swoje serce..

- Ehem. Jeżeli chcecie się migdalić to idźcie razem do pokoju - odsunęliśmy się od siebie.. Spojrzałem na osobę, która nam przerwała i był nim Michał.. Jego zielone oczy były rozbawione a kręcone blond włosy do brody zmierzwione.

Eve spojrzała na Archanioła z wypiekami na twarzy. Ja zapewne wyglądałem podobnie. Jeszcze nigdy nie czułem się speszony, aż do teraz.. Poderwała się i skłoniła przed nim głowę.

- Witaj Michale.. To ja was zostawię - powiedziała z wahaniem i biorąc w dłonie materiał długiej sukni prawie wbiegła do środka. Patrzyłem z rozmarzeniem za nią.

- Kiedy zamierzasz jej powiedzieć? - zamrugałem zdezorientowany przenosząc wzrok na brata.

- Ale niby o czym?

- O tym, że coś do niej czujesz.. Że jest twoją bratnią duszą..

- Powaliło cię kompletnie? Przywalił ci ktoś dziś w łeb? Znamy się z Eve cztery dni z czego dwa była nieprzytomna i ja mam jej to powiedzieć? Jak ty to sobie wyobrażasz..? Podejdę do niej i rzucę tekstem "kochanie.. Bóg mówi, że jest między nami niezwykła i nierozerwalna więź.. To zrobimy z tym coś mała..? Hajtniemy się i zostaniesz moją partnerką na wieki wieków, a potem będziemy się parzyć jak króliki..?" No chyba mnie jeszcze do reszty nie powaliło.. - Michał parsknął śmiechem ledwo się uspokajając.

- Faktycznie stary.. Marnie to brzmi.. Współczuje.. - wytarł dłonią wyimaginowaną łzę. Już miałem coś powiedzieć, gdy wpadła przerażona Uriel do ogrodu. Poderwałem się i razem z Michałem byliśmy jak naciągnięte struny.. Gotowi do walki..

- Straciliśmy ją..! - krzyknęła. Niewiele jej brakowało do histerii. Podbiegłem do niej i położyłem swoje dłonie na jej ramionach.

- Uriel.. O czym ty do diabła mówisz?

- O Eve.. Otworzyła drzwi potępienia.. To koniec.. Straciliśmy ją.. - powiedziała prawie płacząc w moich ramionach.

- Nie.. - wykrztusiłem cofając się o krok. - To nie możliwe.. - zaczęło opanowywać mnie przerażenie.

- Znajdziemy ją Gabriel.. Będzie dobrze.. - położył swoją dłoń na mym ramieniu, by dodać mi otuchy.

- Uratuj ją Gabriel.. Wiem, że ją kochasz tak samo mocno jak ja.. Nie pozwól, by oni ją dopadli.. Ratujcie moją córkę..!

Na granicy wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz