- Andrew! Ty chory pojebie..! Złaź ze mnie! - krzyczałam szamocząc się pod jego ciałem. Próbowałam go zrzucić z siebie bezskutecznie. Normalnie jakby ważył z tonę. - Ile ty ważysz do cholery z tonę? Równie dobrze mógłbyś konkurować ze słoniem! - wyjęczałam ledwo łapiąc oddech.
- Dla ścisłości nie jestem Andrew tylko Xemerius. A poza tym jak ty się odzywasz do własnego ojca? I wcale nie jestem gruby - zesztywniałam i przestałam się szamotać na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by to wykorzystał i wykręcił mi ręce za plecami tak, że każda próba ucieczki kończyła się bólem.
- Jak śmiesz tak perfidnie kłamać żmijo! - wysyczałam złowrogo. - Jak śmiesz tak wogóle mówić?! Ty moim ojcem? Co najwyżej mógłbyś być bratem cruelli de mon, bo to jedyne podobieństwo jakie mogła bym zatwierdzić - wycedziłam przez zęby.
- Zamknij się wreszcie i daj mi wszystko wyjaśnić..
- Nie! - mój krzyk rozdarł ciszę na tym pustkowiu. - Nie chcę słuchać twoich kłamstw piekielny pomiocie! - zaryczał rozzłoszczony. Dźwięk jaki wydał ani w małym ułamku nie przypominał niczego ludzkiego. Był okropny, złowieszczy, nieludzki i dziki.
- Nie zastanawiałaś się, dlaczego wyglądasz tak samo jak Uriel? Nie zastanawiałaś się po kim masz tak niebieskie oczy, a nie szare jak twoi ziemscy rodzice? Czy chociaż raz wzięłaś pod uwagę po kim możesz mieć taki charakterek, gdy twoi ZIEMSCY rodzice są spokojni..? Gabriel nie powiedział ci prawdy? - wysyczał mi do ucha. Drgnęłam na wspomnienie imienia anioła i jego reakcji na wspomnienie o Uriel. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad jego słowami. W sumie miał rację.. Wiedziałam, że nie pasuję do mojej rodziny, ale nie brałam pod uwagę tego, że to co myślałam może być prawdą.
- Jakiej prawdy? - zapytałam grając na zwłokę i próbując obmyślić jakiś plan ucieczki.
- Zanim moje demoniczne geny się ujawniły spotykałem się z pewną anielicą.. Już wtedy wiedziałem kim jestem i jakie należy do mnie zadanie.. Miałem spłodzić dziecko z anielicą zanim zorientuje się kim tak na prawdę jestem.. Musiałaś zarówno odziedziczyć anielskie geny jak i demoniczne. Rozkochałem ją w sobie tak bardzo, że była gotowa dla mnie porzucić niebo. Ale ja tego nie chciałem. Wchłonęła mojego mroku na tyle, że była gotowa oddać dziecko na pastwę ludzkiego rodzaju. I to zrobiła. Porzuciła cię zanim poznała prawdę o mnie. Porzuciła cię, byś nie przypominała jej o mojej osobie - zachichotał rozbawiony. - A na imię jej było Uriel. - nie.. Nie wierzę.. Nie wierzę, aby Uriel była moją matką.. Po prostu w to nie wierzę.. Po moim policzku popłynęła łza. Najpierw jedna, samotna, a potem kolejne. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Po prostu nie mogłam. - A gdy odkryli, że jesteś kluczem do przepowiedni, że jesteś kluczem do zniszczenia Nieba zapragnęli cię mieć tylko dla siebie.. ale my na to nigdy nie pozwolimy..
- Czyli urodziłam się po to, aby zniszczyć Niebo?
- Tak droga córko - powiedział to z okrutnym uśmiechem na twarzy.
- Więc skoro mam zniszczyć Niebo, to czego chcesz ode mnie? - wysyczałam przyciśnięta do ziemi.
- Chcę, żebyś poznała swoją rodzinkę i nowy dom - wychrypiał złowrogo. - A teraz zapraszam.. Dziadek Lucyfer oczekuje swojej wnuczki od kilku stuleci - mówiąc to chichotał.
Podniósł mnie i siłą prowadził przed siebie. Zastanawiałam się jak mogła bym wydostać się z jego uścisku, ale prawdę mówiąc nie miałam zielonego pojęcia jak to zrobić. Szliśmy szybkim tempem przez to pustkowie do momentu, aż moim oczom nie ukazał się imponujących rozmiarów zamek zbudowany z czarnej cegły. To chyba była cegła.. Mam nadzieję że to jest cegła.. Im byliśmy bliżej tym bardziej traciłam nadzieję, że materiałem budulcowym była cegła. Kiedy byliśmy przed drzwiami zamczyska o mało nie zwymiotowałam. Zrozumiałam, że to co uważałam za cegły tak na prawdę było osmalonymi ludzkimi czaszkami. Chyba ludzkimi. Drzwi powoli zaczęły przed nami się otwierać na zewnątrz na tyle, abyśmy mogli wejść do środka. Puścił mnie dopiero, kiedy drzwi zamknęły się za nami z hukiem. Zaczęłam z sykiem rozcierać swój obolały nadgarstek. Nienormalny. Po prostu nienormalny..
- Chodź za mną - powiedział ostro nawet na mnie nie patrząc.
- Pieprzony egoista.. Za krzty poszanowania kobiet - warknęłam wlokąc tyłek za tym demonem. Moich uszu dobiegł szorstki śmiech.
- W twoich ustach dziecko, brzmi to jak komplement - wymruczał zerkając na mnie z rozbawieniem.
A niech diabli by wzięli to wszystko.. Nie pisałam się na taki los.. Nie chciałam umierać, a co dopiero kończyć w piekle w roli córeczki demona. O co to nie.. Niewiele brakowało bym straciła panowanie nad sobą.. Dosłownie tak niewiele.. Musiałam się kontrolować. Przynajmniej w najbliższym czasie, bo nie wiedziałam w jakiej znajdę się sytuacji. Prowadził mnie korytarzami czarnymi jak noc. No kto by pomyślał, że tutaj jest wszystko czarne? Prychnęłam. Zatrzymał się dopiero przed wielkimi drzwiami. Otworzył je jednym pchnięciem, po czym mnie złapał i wprowadził do środka. W centralnej sali stał tron a na nim siedziała postać. Postać tak straszna, że nawet nie mam odwagi jej opisać.. Xemerius ciągnął mnie bliżej tronu i potwora. Opierałam się, próbowałam wyrwać, walczyć, ale moje wysiłki były na nic. Był o wiele silniejszy ode mnie. Pchnął mnie na tyle mocno, że upadłam na kolana przed stworem siedzącym na tronie. Przełknęłam z trudem ślinę i zaczęłam drżeć na całym ciele.
- Spójrz na mnie moje dziecko - ten głos sprawiał ból w mojej głowie. Był tak straszny, że nawet nie było z czym go porównać.. może był podobny do pazurów przejeżdżających po tablicy, a może przypominał mi dźwięk rozciąganej taśmy klejącej.. Cokolwiek przypominało sprawiało ból. A ty byłbyś w stanie zrobić wszystko, aby ponownie go nie odczuć.
Jeszcze raz z trudem przełknęłam ślinę i podniosłam niepewnie wzrok. Przerażenie, które mnie ogarnęło na jego widok nie miało końca. Na tronie siedziało coś na wzór mężczyzny, ale nim nie było.. Oczy miało żółte jak u węża, a jego źrenice wąskie i podłużne jeszcze bardziej go do tego gada przypominały. Skórę miał czarną jak smoła. A na plecach skrzydła jakby ze skóry z kolcami na końcach. Uśmiechnął się odsłaniając rząd szpiczastych kłów jak u piranii.. To i tak delikatny opis stworzenia przede mną.. Emanowało od niego takim złem, bólem i nienawiścią, że aż doprowadzało mnie to do łez. Drżałam jeszcze bardziej. Strach opanował moje ciało. Pragnęło uciec stąd jak najdalej, lecz nie mogłam. Byłam uwięziona w tym świecie. W tym zamku. Z tym potworem.. Robiło mi się słabo. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Ostatnie co pamiętam zanim straciłam przytomność to jego słowa..
- Witaj w domu moje dziecko - trzeszczące jak nie naoliwione drzwi przywitanie i obietnica. Obietnica, której nie byłam jeszcze w stanie określić. Mam jedynie nadzieję, że uda mi się stąd uciec i wrócić do swojego Gabriela. Mój Gabriel.. Czyż to nie brzmi cudownie?
CZYTASZ
Na granicy wiary
Fiksi RemajaBohaterką jest zwykła dziewczyna o ciętym języku i często pakująca się w tarapaty. Co się stanie, gdy na jej drodze pojawi się anioł, który ma za zadanie ją uśmiercić? Co się z nią stanie?