Rozdział 5 - Dom

175 14 4
                                    

GABRIEL LAIRD ZAGINIONY

O poranku 4 lipca pokojówka na Downing Street nie znalazła Gabriela Lairda w jego apartamencie. Kobieta doniosła o zaginięciu dyrektora Ernst & Young i filantropa, pomysłodawcy Space in Between Foundation kilka dni później, gdy po konsultacji z resztą podwładnych i współpracowników Lairda, w tym z jego osobistym sekretarzem, Mizure Himuro, wyszło na jaw, że nikt nie wie, gdzie znajdować może się mężczyzna. Dotychczasowe działania śledczych nie przyniosły oczekiwanego rezultatu i miejsce pobytu Gabriela Lairda pozostaje nieznane.

- Wejść. 

W tej części domu niemal zawsze było ciemno. Wysokie okna, wychodzące na północ i małe oczko wodne w ogrodzie, rzadko przepuszczały światło. Mury mimo najgorętszego lata w historii pomiarów były chłodne jak zawsze, niezależnie od pory roku. 

- Akashi - sama, nastąpił wypadek. 

Miękka postać Cedrica zbliżyła się do biurka. Obszerny gabinet Yamady Akashiego otoczony był rzędami książek przy ścianach. Obszerne biurko o kolorze hebanu przytłaczały stosy dokumentów i raportów, bo Akashi był przywiązany do papieru i niechętnie oddawał cokolwiek systemowi. Z wierzchu leżały świeże wydania Forbesa i brytyjskiej edycji Newsweeka z okładkami pytającymi o zaginionego Lairda, bo taki był jego oficjalny status, choć Akashi wiedział, że nie żyje,  Yamada bo sam nacisnął na spust. 

Ciszą ponaglił asystenta.

- Akashi - sama, w centrum doszło do wypadku z udziałem pańskiego syna - aksamitny głos Cedrica uwiązł między nimi, jak zawsze, gdy mówił o jego synu. - Został zaatakowany przez kogoś z gałęzi. Próbujemy ustalić, kim jest sprawczyni.

- Sprawczyni? - Yamada uniósł brew z rzadkiego zdziwienia, bo zazwyczaj w gałęzi nikt nie posługiwał się kobietami w jakichkolwiek celach. Poza tym nie przypominał sobie, żeby któryś z jego trzech braci miał oficjalne córki.

- Hai.  Akashi-sama zajął się sytuacją na miejscu.

- A media?

- Wysyłamy naszych ludzi na miejsce - delikatne zmarszczki pod oczami Cedrica pogłębiły się, gdy uśmiechnął się lekko. - Użyję odpowiednich środków, Akashi-sama.

Yamada odetchnął głębiej i odchylił twarz naznaczoną ostrymi rysami, jakby wyrzeźbionymi przez utalentowanego, pieczołowitego mistrza. Nadzwyczajnie wielkie oczy, charakterystyczne dla jego rodziny, płonęły słabym, wątłym blaskiem rubinowego ognia. 

- Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć, panie Craven? - ostatnie słowo delikatnie zaakcentował, pozwalając sobie na drobną uszczypliwość, ale Cedric nadal uśmiechał się życzliwie. 

- Hai. Z naszych informacji  wynika, że znaleźli Gabriela Lairda kilka godzin temu, w Tamizie. Rząd jeszcze powstrzymuje się z zaprezentowaniem tego faktu opinii publicznej. Przypuszczalną przyczyną śmierci był napad, gdy przebywał bez asysty poza apartamentem. Ciało pana Lairda sprawcy musieli wrzucić do rzeki.

Poczuł ścisk w piersiach, chociaż spodziewał się, że posuną się do ukartowania śmierci Lairda prędzej czy później. Cedric otulony mdłym światłem z kandelabru nie pokazywał triumfu, chociaż Yamada wiedział, że musiał go czuć. 

Akashi podszedł do okna. Ogród za oknem zdawał się być pogrążonym w łagodnym, spokojnym śnie.

- Czy padły już jasne decyzje, panie Craven?

- Hai, Akashi-sama. W domu pana Lairda znaleziono jego spisaną ostatnią wolę. Wedle jego życzenia, cała jego spuścizna przypadnie córce, Laurze.

Prawie zatrzęsła nim fala nagłego kaszlu, ściskająca płuca niczym najsilniejszy wojownik. Wytrzymał i  Yamada po chwili powitał metaliczny smak krwi w ustach.

Nigdy nie był specjalnie religijny, Bóg czy inna transcendencja nie interesowały go wcale, ale gdyby wierzył w coś więcej niż siebie, dziękowałby, że nic nie wymyka się spod jego przewidywań. 

+++

Poczucie czasu opuściło ją, a zastąpił je przeraźliwy ból w nadgarstku.

Chociaż wszystkimi siłami próbowała to zatrzymać, Amaya mimowolnie krzyczała. Czerwony Cesarz wzmacniał uścisk w ręce, zmuszając ją do biegu za nim przez kręte korytarze, które doskonale znała, bo każdy zakątek, portret czy rzeźba nie miały przed nią sekretów w tym ponurym budynku na wschodnich krańcach Tokyo. Amaya wróciła do domu.

Z trudem powstrzymywała słony potok łez napierający na zaciśnięte powieki. Dziecko płakało na widok drogich rzeźb zbrukanych krwią jej ukochanej rodziny. Ciągnęło za sobą skamieniałego brata. Tuva odpycha ją od siebie, matka się nie rusza. Seiichi bierze Eijego na ręce. Seiichi ma złamany głos. Ziejąca wyrwa w murze, spojrzenie za siebie, krew rodziców na policzkach i na sukience, dziury w torsie ojca. Spokojne buty oficerów. Śpiewne głosy. 

Semper absolutus. Semper sempiternus. Semper singularis.

Kroki żołnierzy po tym korytwarzu wyznaczały rytm melodii jej śmierci; wrzask rodzeństwa zarżniętego tutaj zamiast niej i Eijego wyrył się w jej czaszce i czasem nadal słyszała go nocami.

Czewony Cesarz szarpnął ją, chociaż jej myśli były w tym pomieszczeniu, to wiele dekad później. Przystanęli, a Akashi kilka razy uderzył w drzwi gabinetu szefa "Akashi Company", jak głosił napis na tabliczce.

-Seijuro? 

Głos dopełniał aparycję węża głowy rodziny. Przymknęła powieki, kiedy jej ciało posłusznie spotkało się z marmurową posadzką. 

- To ta mała żmija, która pokazała kły? Nie bój się, żmijko, wyrwiemy ci je.

Czerowny Cesarz z obłędem w oczach spojrzał po ojcu i mężczyźnie ukrytym w cieniu. Triumf mieszał się z pogardą, furią i pragnieniem zemsty.

Próbowała cofnąć rękę, ale Amaya wiedziała, co zaraz nastąpi. Młodszy Akashi był szybszy i  przygwoździł butem do posadzki jej złamany nadgarstek, chrzęst przełamał nienaturalną ciszę.

Pociemniało jej przed oczami, miała wrażenie, że odgryzie sobie język, zemdleje, ale zrobi wszystko, żeby nie krzyknąć, nie dać mu tej satysfakcji. Rozwścieczony Cesarz wzmocnił nacisk, ale poza lawiną łez i mięśniami napiętymi do skraju nic nie dało mu odczuć, że zmiażdżył ją jak chciał.

- Nic nie mówisz? - podjął Yamada, schylając się do niej. Grymas bólu i obrzydzenia wykrzywił jej twarz, gdy mężczyzna znajdował się kilkanaście centymentrów od niej i chwycił jej podbródek w dłoń. - Który cię przysłał? Arata czy Hirohito? A może Yoshimara? 

Blask lipcowych gwiazd odbijał się w spojrzeniu mieniącym się ogniem i złotem. Ciągle odciskał jej dłoń, ale Amaya już prawie tego nie czuła; była gdzieś między utrzymaniem świadomości a słodkim odpływaniem w bezpieczną ciemność. Yamada Akashi wstał.

- Panie Craven - podjął, kierując się do mężczyzny obserującego całą scenę spod okna. - Panie Craven, ufam pana radom w wielu kwestiach.

- Akashi-sama, jeżeli Akashi-sama pozwoli, uważam, że należy poczekać.

- Widzisz, Seijuro, pan Craven sądzi, że będzie przydatna - Yamada zwrócił się do syna. Rozkosz obłedu ogarniała go do tego stopnia, że zlekceważył rozkaz ojca i ten spoliczkował go.

Amaya poczuła, że się unosi i ktoś stawia ją na nogi. Zmusił ją, by na niego spojrzała, a Amaya pomyślała tylko, że chce umrzeć szybko.

- Wiedz, że jestem łaskawy dla swoich braci. Jeżeli twój ojciec zechce przyjść po ciebie, będę go oczekiwał.

Cokolwiek to znaczyło, wiedziała, już że nie może liczyć na krótką śmierć. 

+++

Hej!

Ostatnio edycja idzie mi szybko, sprawnie;  mam trochę czasu, pomysłów na to opowiadanie i inne projekty, więc jeżeli jesteście tu, na watt, to dajcie znać i oceńcie, jak Wam się podoba : ) )

Uściski!

SS

[WZNOWIONE] AKASHI: Urojone SłońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz