OK. Oto najbardziej chaotyczny rozdział w karierze. Enjoy.
Rozdział 2
Szklane niebo
List z pospiesznie nakreślonymi słowami wypadł z trzęsących się dłoni starca.
Donośne kołatanie własnego serca zachwiało jego widnokręgiem, niemal upadł, ostatkiem świadomości chwytając obicia fotela. Miarowe, milknące oddechy zawtórowały w odliczaniu ciszy, gdy pytania, na które bał się odpowiedzieć, kłębiły się w jego głowie jak szarańcza.
Bał się, a tak absurdalna błogość wypełniała Londyn tej czerwcowej nocy. Nieufnie podszedł do okna, spoglądając na nieświadomych, spokojnych ludzi snujących się bez celu po Downing Street zasnutej apatycznym światłem lamp. Rzędy kamienic o czarnych, ceglastych murach stopiły się ze strzelistym metalem bram i dryfowały na granicy snu. Jakież to zastanawiające, że nikt nie pozostał przy numerze siódmym, siedzibie Światowej Agencji Ochrony Czasu.
Przygotował się na każdą ewentualność. Z dawna napisany testament spoczywał w niewielkiej komodzie i czekał na ostatnią osobę dzierżącą kluczyk, ale egoistyczna część Gabriela wciąż kurczowo trzymała się konającej powłoki.
Ciężko opadł w objęcia burgundowej skóry mebla, pamiętającego jeszcze młodość jego pradziada. Z namaszczeniem pogłaskał ukochany fotel, wbił wzrok zmroczone ściany i wreszcie osiągnął coś na kształt pokracznego spokoju.
Chyba poczuł wilgoć na pomarszczonym przez czas policzku i sięgnął dłonią za okulary. Łza, jego największy wróg, ukazała się światu, drążąc nowe korytarze na twarzy Lairda, ale to już nie miało znaczenia.
Właśnie teraz nie mogło zabraknąć mu odwagi.
Gwałtownie uniósł się z siedziska. Poprawił zabytkowe antyki, przesunięte przez nierozważnego służącego przy codziennym sprzątaniu, usilnie zastanawiając się, czy cokolwiek jest teraz w stanie powstrzymać Archibalda przed zbrukaniem odwiecznych praw, ale nie przynosiło mu to niczego oprócz tragicznej bezradności.
Może potrafiłby zapobiec, gdyby tylko przypuszczał.
Przyjrzał się chłodnym wzrokiem całemu pomieszczeniu. Lampa, o kilka centymetrów zbyt bardzo skierowana w prawo. Zegar, nieco bardziej przekrzywiony niż powinien. Widział zbyt wiele, rzeczy, na które nie powinien zwracać uwagi, stały się jego priorytetami. Zupełnie niepotrzebnie, ale Laird był bezsprzecznym perfekcjonistą.
Odepchnął niespodziewany atak melancholii i ponownie stwierdził, że teraz nie może się odwrócić, nie możne się wycofać.
Ręka odszukała w ciemności mahoniowy sekretarzyk i ujęła w ręce ten pistolet z jednym nabojem.
Gabriel Laird do wszystkiego w życiu doszedł sam. Począwszy od bezdomnego sieroty z londyńskiej ulicy, po stanowisko prezesa prestiżowej Agencji Ochrony Czasu, zawsze twierdził, że człowiek nigdy nie powinien się poddawać, jednak czy ma to znaczenie w starciu z perspektywą życia na kolanach?
Wolał nie patrzeć w przyszłość, nie pamiętać nowych wojen, nie czuć oddechu śmierci na karku.
- Więc wyrzekasz się życia, Gabrielu? - Z ciemności apartamentu wyłonił się postawny mężczyzna, którego rubinowe oczy błysnęły niebezpiecznie w świetle lipcowego księżyca.
- Powiedz mi, Yamado - rzekł, wlepiając spojrzenie w okno. Pstrokate futro kota premiera błysnęło wśród czerni bruku. - Czym zasłużyłem sobie na twoje towarzystwo w takiej chwili?
CZYTASZ
[WZNOWIONE] AKASHI: Urojone Słońce
FanfictionZlecenie morderstwa Akashiego Seijuurou zmusza młodą zbójczynię, Amayę, do ucieczki od wojennego chaosu XXIV i podróży w przeszłość. Tymczasem międzynarodowa sieć szpiegów stara się zapobiec globalnemu kataklizmowi, który ma zburzyć odwieczne praw...