- Proszę to zanieść tam, gdzie zwykle, Minari-san.
Minarai Shizuko skłoniła się lekko i wzięła oddech. Wygładziła z niewidocznego pyłu czarną spódnicę i przymknęła oczy, mówiąc sobie kolejny raz, że powinna wziąć się w garść.
- Hai, Yuzuwa-sama.
Na rząd czarnych, marmurowych szaf padały promienie porannego słońca. Wielka kuchnia składająca się z kilku długich wysp, rzędu lodówek i uwijającycej się służby nadal jeszcze była dla niej obca. Z nieopanowanym jeszcze zdenerwowaniem patrzyła, jak siwa głowa Yuzuwy pochyla się nad miseczką z edamame i kobieta wprawnie rozdrabnia nad nimi kilka zielonych pigułek.
Yuzuwa odsunęła się i wzdychnęła zniecierpliwiona, wciskając Shizuko srebrną tacę wypełnioną miskami.
- Oczekuję pani ponownie w kuchni najdalej za kwadrans, Minari-san.
Shizuko zagryzła wargę. Kuchnia była wielka i duszna od ciszy, z jaką każdy wykonywał swoje zadania. Pospiesznym krokiem przebiła się przez labirynt mebli, starając się nie potrącić nikogo, i szybko przebiła się do kręconych, metalowych schodów.
Jeżeli przez te kilka tygodni Shizuko nauczyła się czegoś w domu Akashich, to zdolności do znikania i bycia niezauważoną przez nikogo. I dom w szczególności to ułatwiał - przez grube mury przechodziły siatki wewnętrznych korytarzy i schodków, jak żyły przebiegające po całym ciele. Shizuko szła dalej przez wąskie, ciasne korytarzyki przyprawiające ją o klaustrofobię. Jeszcze nie nauczyła się całkiem rozkładu domu, ale drogę do skrzydła dziedzica znała doskonale, bo od dłuższego czasu Yuzuwa wysyłała ją, żeby zanosiła młodej Akashi jedzenie, a raczej wsuwała przez drzwi otwarte na tyle, na ile pozwalał łańcuch.
Prawdę mówiąc, Shizuko nieszczególnie interesowali Akashi i całą tę farsę traktowała na równi z politowaniem i stresem, że straci pracę. A na to nie mogła sobie pozwolić - jej babcia, przepracowawszy w tym domu przeszło czterdzieści lat, osobiście uprosiła zarządcę posiadłości o znalezienie posady dla swojej wnuczki, która brawurowo oblała ostatnie egzaminy w szkole. W kilka tygodni po przeżytej w metrze napaści całe życie Shizuko runęło jak domek z kart, a z nim wszystkie pokładane w niej nadzieje, Uniwersytet Tokijski, szkoła tańca i bogowie wiedzą, co jeszcze.
Przeklęła w duchu Yuzuwę i jej kwadrans. Minęło już 10 minut, a ona dopiero weszła na właściwy korytarz na trzecim piętrze. Przyzwyczaiła się już do półmroku i chłodu panującego tutaj, posadzki z grubego mahoniu i znajdujących się pod obrazami taboretów, o które ciągle zahaczała. Trochę jeszcze przeszkadzały jej nawracające myśli o tej dziewczynie. W tych krótkich chwilach, gdy podsuwała jej jedzenie i nie unikała jej obecności, w jej oczach zauważała tę samą pustkę, którą dobrze zdążyła poznać.
Shizuko wkroczyła na dywan i po kilku krokach poczuła, że znowu potyka o coś nogą. Zaklęła w duchu i kiedy tylko spojrzała pod stopy, wrzasnęła.
Taca głucho upadła na dywan. Shizuko cała drżąca przycisnęła ręce do twarzy. Ściana za nią nie pozwalała jej zniknąć, a to, co leżało na dywanie, nie dało oderwać od siebie wzroku.
Połowa kościstej twarzy młodej Akashi była bordowa. Leżała skulona za taboretem. Długi sznur warkocza wił się po podłodze. Miała rozcietą wargę, chyba kompletnie stłuczony policzek i stróżki zeschniętej krwi na twarzy. Czarna sukienka musiała kleić jej się do ciała, ale Shizuko nie była pewna. Miała wrażenie, że zwymiotuje albo przynajmniej zemdleje. Niewiele myśląc, sięgnęła do kieszeni spódnicy po telefon i łamiącym się głosem zadzwoniła po pomoc.
Minari Shizuko nie wiedziała jeszcze, że tak wyglądał początek końca jej pracy w domu Akashich i końca dobrze rokującej przyszłości w Japonii. Kiedy pół roku później pakowała walizki na pokład samolotu do Europy, żegnając matkę i babkę, wiedziała jednak, że postąpiła dobrze.
CZYTASZ
[WZNOWIONE] AKASHI: Urojone Słońce
FanficZlecenie morderstwa Akashiego Seijuurou zmusza młodą zbójczynię, Amayę, do ucieczki od wojennego chaosu XXIV i podróży w przeszłość. Tymczasem międzynarodowa sieć szpiegów stara się zapobiec globalnemu kataklizmowi, który ma zburzyć odwieczne praw...