Rozdział 5

1.4K 170 18
                                    

Stałam przy naszym rydwanie już od dobrych piętnastu minut, a Sunila nadal nie było.

Nie będę kłamać, naprawdę nie mogłam się doczekać trzymania za ręce. Ale w tej chwili chciałam tylko, żeby przyszedł.

Celestia stała przy rydwanie najbliższym mojego. Była ubrana w sukienkę ze wzorem białych róż i elegancki kapelusz. Przyznaję, w takim stroju wyglądała prześlicznie, ale czy jej projektantowi na pewno chodziło o to, żeby przypomnieć, że to wnuczka Snowa?

Przy Celestii stał chłopak, na oko w moim wieku. Miał takie same włosy jak ja - białe - oczywiście krótsze. Na jego garniturze także był wyszyty wzór białych róż. Gdy nasz wzrok się napotkał, uśmiechnął się i pomachał do mnie. Celestia zrobiła to samo.

Usłyszałam kroki za sobą.

- Sunil, w końcu jes... - zaczęłam,obracając się.

To nie był Sunil.

- Hej,mała, nie bolą cię nogi? - spytał osiemnastoletni chłopak ubrany w stój przypominający trochę pelerynę Zorra.

- Nie, a co...? - spytała niepewnie.

Poznawałam go. To Rodrick, chłopak z mojej szkoły. Oczywiście, z wyższej klasy, ale widzieliśmy się wiele razy.

- Bo od samego rana chodzisz mi po głowie - Rodrick wykrzywił twarz w grymasie, który można by było nazwać uśmiechem, a na ten uśmiech leciały niemal wszystkie dziewczyny z mojej szkoły...

Dawnej szkoły.

Przewróciłam oczami, aż mnie zabolało.

- Rodrick. Nawet nie próbuj ze mną flirtować. Nie lecę na takich playboy'ów jak ty.

Z satysfakcją zaobserwowałam, że uśmieszek Rodricka ustępuje miejsca zmieszaniu.

- Ale... - jęknął, po czym wziął głęboki oddech i znów się uśmiechnął, tym razem trochę mniej pretensjonalnie - Okay. Może innym razem... Pa.

Obrócił się na pięcie i odszedł.

- Pa - powiedziałam i zaczęłam się śmiać.

Śmiałam się i śmiałam, nie mogłam przestać.

Może dlatego, że byłam pierwszą dziewczyną w jego życiu, która dała mu kosza.

Nie wiem, dlaczego to tak mnie śmieszyło, ale wesołość przepełniała moje serce, które dotąd niemal uschło od ciągłego stresu i strachu.

- Z czego rżysz, wariatko?! - usłyszałam głos Celestii - Ustawiamy się już w rydwanach.

- Co? - wydukałam, trochę się uspokajając.

- Wszyscy.Już.Się.Ustawili - westchnęła Celestia.

Tak, Sunil też się ustawił.

Oblałam się szkarłatem, wskakując na rydwan.

- Hm... Dawno przyszedłeś...? - spytałam cicho.

- Jakąś minutę temu.

Rozległ się sygnał. Pierwszy rydwan ruszył, za nim drugi i trzeci. Celestia stała w szóstym rydwanie, ja w siódmym. Hymn Kapitolu,który nie zmienił się po zmianie rządu, rozbrzmiewał w naszych uszach.

Gdy wjechaliśmy w tłum, złapałam Sunila za rękę i uniosłam ją, tak samo, jak przed laty Katniss i Peeta. Wiedziałam, że nasze stroje kosogłosów zwrócą uwagę sponsorów.

Ale teraz koncentrowałam się tylko na ściskaniu dłoni Sunila.

Popatrzyłam na balkon wysoko nad nami. Stał tam, między innymi, Gale. Ku mojemu zdziwieniu puścił do mnie oczko. Chyba do mnie. Raczej do mnie. Na pewno do mnie.

Polubił mnie.

Spojrzałam na siebie samą w jednym z telewizorów wiszących nad placem. Na swój ciemny makijaż, czarną sukienkę z wystającymi z niej skrzydłami, na białe włosy powiewające na wietrze.

Przez chwilę, jedną chwilę, miałam wrażenie, że wyglądam pięknie. Ładniej od Celestii. Nawet ładniej od Sunila...

Naprawdę, nie wiem co we mnie wstąpiło.

Po skończonej paradzie z wielkim żalem puściłam dłoń Sunila. Uśmiechnęłam się do niego.

- Już jutro - powiedział Sunil.

Tak. Za trzy godziny każdy z nas będzie miał swój wywiad, a jutro o tej godzinie będziemy już na arenie.

Byłam bardzo ciekawa, co przygotował dla nas Gale Hawthorne.



Dzieci KapitoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz