Rozdział 6

1.4K 165 13
                                    

Weszłam na scenę. Czułam, jak szybko bije mi serce. Tren mojej półprzezroczystej sukienki ciągnął się po podłodze, diadem wpięty we włosy drapał mnie w skórę głowy. Gdy oświetliły mnie reflektory, usłyszałam gromkie brawa.

Mężczyzna, który zastąpił Ceasara Flickermana, miał chyba na imię Joseph. Uśmiechnął się do mnie szeroko, zapraszając na krzesło obok siebie.

- A teraz witam naszego nowego kosogłosa, Irinę Everdeen!

Znowu brawa.Oklaski, okrzyki. Poczułam, że robi mi się się niedobrze.

Mamo, tato, czy widzicie mnie teraz? Mnie, bojaźliwą, skłonną do tremy dziewczynkę stojącą przed tłumem żądnych krwi mieszkańców trzynastu Dystryktów?

Czy wiecie, że już jutro zaczyna się ta straszna gra, którą, o ironio, wymyślił przed laty Kapitol?

Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, jak to mówią.

- Zapraszam, Irino! Nie bój się - wyszczerzył się Joseph.

Z wymuszonym uśmiechem przysiadłam na krześle.

- Ubrałaś się w strój godny księżniczki. Czy to ma coś oznaczać...?

Wzięłam głęboki oddech.

Bądź czarująca. Bądź zabawna. Zdobądź sympatię sponsorów.

Tylko wtedy przeżyjesz.

- Tak. Jestem księżniczką wśród wszystkich Trybutów - uśmiechnęłam się trochę szerzej.

O Boże, to zabrzmiało tak... zuchwale.

Chyba kilka osób w tłumie zachichotało, ale ogólnie wznieciłam tylko falę szeptów i pomruków.

Spieprzyłam wszystko.

Joseph roześmiał się w głos, jakbym powiedziała coś najzabawniejszego w świecie.

Był bardzo podobny do Ceasara. Ciekawe, co robi teraz Ceasar. Ciekawe, czy żyje.

W dzieciństwie był przyjacielem mojego taty.

- Takie można było odnieść wrażenie już kilka godzin wcześniej, podczas Parady Trybutów. Muszę powiedzieć, że twój strój zrobił na mnie wrażenie. Oczywiście Sunila też, ale... - Joseph oblizał spierzchnięte wargi - Jesteś tak podobna do Katniss. Tylko włosy masz inne.

- Co do Katniss - odezwałam się - Jeśli przeżyję choć tydzień Igrzysk,nie mówiąc już o wygranej, to zdecydowanie będzie to właśnie jej zasługa... Jej i ewentualnie Celestii. Bo muszę ci...wam powiedzieć, że... - moje serce prawie już podeszło do gardła - Celestia to moja najlepsza przyjaciółka, jaką miałam w życiu.

Spojrzałam na twarze widzów. Chyba to ich trochę poruszyło.

Chociaż, oczywiście dla wszystkich miłość jest ważniejsza niż przyjaźń. Rzecz jasna, tylko z pozoru. I dlatego gdybym powiedziała o Sunilu...

Ale nie powiem o Sunilu.

- Cóż... życzę wam szczęścia w dalszej przyjaźni - Joseph uśmiechnął się, pokazując trochę mniej zębów niż wcześniej - To niestety krótki wywiad. Zapraszamy wspomnianą przed chwilą Celestię Snow!

Widziałam jeszcze, jak moja przyjaciółka - którą, szczerze mówiąc, pierwszy raz nazwałam przyjaciółką, i to najlepszą - wchodzi na scenę w białej sukience, tym razem nie ze wzorem w róże, ale prawdziwymi różami, dziesiątkami białych róż przymocowanych do sukienki i kapelusza. Widziałam jej przestraszone spojrzenie i słaby uśmiech. Potem jej pytający wzrok - "Dobrze się czujesz?"

Nie czułam się dobrze.

Ledwo wstałam z krzesła, poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a w głowie panuje chaos, jakbym wypiła o kieliszek za dużo.

Upadłam na zimną posadzkę.


*


Ciepło, błogo, przyjemnie.

Nie ma Igrzysk, nie ma śmierci.

Nie ma nic.

Czułam się jak noworodek, bez żadnych zmartwień, który nie wie, co się dzieje dookoła niego, ale wcale mu to nie przeszkadza.

Ten stan trwał krótko.

- Irina! - usłyszałam głos Celestii - Irino... Dobrze, że się obudziłaś. Za cztery godziny wchodzimy na arenę.



Dzieci KapitoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz