Minął miesiąc od śmierci Sam'a. Najgorszy miesiąc w życiu Dean'a. Śmierć Sam'a bardziej łamała mu serce aniżeli śmierć Bobby'ego, Kevina i wielu innych ludzi, których śmierć Dean był zmuszony oglądać. Los oszczędził mu patrzenia na śmierć młodszego brata, ale sumienie tylko wyrzucało starszemu Winchesterowi, że nie było go przy śmierci braciszka. Był wtedy przy nim Castiel. Dean miał swego rodzaju pretensje do anioła, że ten nie uratował jego brata.
Dean spędzał teraz czas w motelu w Denver. Kiedyś pracował tutaj z Sam'em wspólnie nad sprawą, której już nawet nie pamiętał. Pamiętał za to Sam'a, śleczącego nad ludowymi legendami i laptopem. Dean już nigdy nie zobaczy tego obrazka, a ta myśl łamała mu serce.
Teraz jednak Dean nie myślał już o Sam'ie. Nie myślał o niczym. Zapadł w głęboki sen, a światło księżyca padało na jego twarz - teraz wyglądającą tak spokojnie i niewinnie. Nikt, kto wszedłby teraz do motelowego pokoju nie pomyślałby, że ten śpiący człowiek jest łowcą, Człowiekiem Pisma, naczyniem Archanioła Michała.
Nikt nie uwierzyłby, że ten mężczyzna przeżył piekło, czyściec, powstrzymał z przyjaciółmi apokalipsę, zwalczył rycerza piekieł, był demonem. Jednak to były fakty o Dean'ie Winchesterze. Wychowany przez ojca jak żołnierz, walczył dzielnie ze wszystkimi przeciwnościami losu, ale w jego głowie zawsze brzmiała jedna zasada, którą ojciec wbił mu do głowy - Uważać na młodszego brata. Opiekować się Sam'em.
Teraz Dean czuł, że zawalił tę robotę. Sam nie żyje, a on nie może odnaleźć miejsca na tym świecie. Nie cieszą go już piękne kobiety, klasyczny rock, ani nawet jego, dotychczas ukochany samochód. Jedyne w czym znajduje pocieszenie, w czym od zawsze znajdował pocieszenie - to alkohol.
Wtem Dean usłyszał hałas, który sprawił, że natychmiastowo wyskoczył z łóżka trzymając broń w ręku, gotowy do ataku. Po pewnym czasie uspokoił swoją twarz i powoli opuścił pistolet, lecz zdziwienie pozostało na jego twarzy.-Śpisz z bronią? - Zapytał rozbawiony Castiel patrząc z troską na Dean'a.
-Patrzysz jak śpię?
-Czasem - Odparł beztrosko Cas, a Dean uniósł wysoko brwi.
-Dobra, zapomnę, że to powiedziałeś.
Cas otworzył już usta, ale Dean mu szybko przerwał.
-Co ty tu robisz?
-Zabieram cię do domu - Odpowiedział Castiel podnosząc pustą butelkę po bourbonie - Dean...
-Och, to nie moje - Mruknął Dean, Cas spojrzał na niego z powątpiewaniem.
-Dobra, moje - Poprawił się Dean i odebrał butelkę Cas'owi - Nie chcę wracać.
-Kiedyś musisz
-Nic nie muszę - Odpowiedział Winchester wskakując na łóżko - Cas, jeśli byłbyś taki miły, to...
-Daliśmy ci miesiąc - Powiedział Cas, jakoby nie dosłyszał przyjaciela - Pora wrócić, nie możesz się cały czas zamartwiać.
-Uwierz, że mogę - Uśmiechnął się Dean. Castiel przewrócił oczami i usiadł na brzegu łóżka Dean'a.
-Sam jest teraz...
-Nie mów tego - Powiedział twardo Dean
-Czego?
-"Sam jest teraz w lepszym miejscu" - Spojrzał na swojego anielskiego przyjaciela, którego twarz wyrażała zdumienie - Tego nie mów.
-Dobrze. Nie powiem.
-Niebo nie jest lepszym miejscem - Zmarszczył brwi Dean - Byłem tam, pamiętasz?
Cas pokiwał głową
-I nie zapamiętałem go specjalnie dobrze, więc...
-Sam jest teraz z waszymi rodzicami - Powiedział Castiel. Dean przyjrzał mu się z zainteresowaniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/58147099-288-k181039.jpg)
CZYTASZ
Najlepsi Żołnierze
FanfictionPo śmierci młodszego brata, Dean Winchester tylko w jednej osobie może znaleźć oparcie. Jedna osoba, która przypomni mu czym jest szczęście. Jedna osoba, która pokaże mu czym jest miłość.