Follow me

105 6 2
                                    

A miało być tak pięknie. Niestety, szczerze mówiąc, sytuacja lekko wymyka się spod kontroli zaledwie po piętnastu minutach od wejścia na scenę. To wcale nie tak, że właśnie próbuję uratować jakkolwiek ten występ, zbierając z podłogi zalaną jak szpadel Chloe.

Czy ona zawsze musi mieć takie chore pomysły?–myślę.

Ledwo po wejściu mówi mi, że nie będzie tańczyć za pieniądze. Alkohol miłuje bardziej. Szkoda tylko, że potrzebuje na niego kasy. Jednak znajduje darmową okazję i widocznie postanawia ją wykorzystać. Uprzedzałam ją, pytałam, czy jest pewna posłuszeństwa swoich cienkich jak patyki nóg i czy na pewno zna swoją granicę. Oczywiście zapewniała mnie doskonale, że tak, więc stwierdziłam, że w końcu wie, co robi. To cała Chloe. Czego by nie zrobiła, nieważne, jak byłoby to głupie, i tak zawsze wychodzi jej to na dobre albo wychodzi z tego bez szwanku. Dobre i to. Za to ja jestem jej przeciwieństwem. Mimo że chcę dobrze, praktycznie zawsze mi się wszystko sypie. Teraz w ramionach sypie mi się Chloe. Nie wiem dokładnie, ile wypiła, ale o wiele za dużo. Wołam na scenę Joyce i schodzę na bok, wlokąc przyjaciółkę ze sobą. Faceci nawet nie zwracają na nas uwagi, pochłonięci kolejnym występem „świeżej" pani, która patrzy na mnie wilkiem. Liczyłam, że Joyce jest po mojej stronie, ale chyba mocno się pomyliłam i będę miała przechlapane.

Przede mną znajdują się schodki do zejścia ze sceny, chyba najtrudniejsza droga dzisiejszego dnia. Nagle ktoś staje u ich podnóża. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Długie ciemne włosy opadają mu w niesfornych kosmykach na twarz. Jest naprawdę przystojny, chociaż przyznam, że jego uroda należy do tych bardziej nietypowych. Jedną dłoń trzyma w kieszeni lekko podartych jeansów i, przeczesując palcami swoje bujne włosy, pyta:

– Może mógłbym pomóc? Widzę, że ledwo dajesz radę.

Niski, lekko zachrypnięty głos wzbudza we mnie jeszcze większe zaciekawienie jego osobą przez co odnoszę wrażenie, że zaraz wypuszczę z rąk Chloe i sama zbiegnę po tych schodkach do niego. Dobra, przyznam, widziałam przystojnych facetów, ale ten... intryguje mnie pierwszym spojrzeniem. Rzadko mi się to zdarza. Jestem przyzwyczajona do wzroku „zdejmuj to z siebie szybciej" albo „przeleciałbym", zaś jego oczy mówią bardziej coś w stylu „wyglądasz seksownie w tym stroju, ale potrzebujesz pomocy".
Przypominam sobie szybko o kilku kieliszkach, na które namówiła mnie Chloe, by uświadomić sobie, że za bardzo się rozmarzyłam. Jest to po prostu facet inny niż reszta. Tak podpowiada mi intuicja, a wewnętrzny głos mówi: ,,Pamiętaj, jesteś swoim własnym księciem z bajki".
Przez chwilę jeszcze bujam w obłokach i milczę przez dłuższy czas.

– Ymm, emm, właściwie to... – "Boże, nie jąkaj się, kretynko", karcę się w myślach. – Tak, potrzebuję pomocy.

Facet wchodzi po schodkach i wyciąga ręce w stronę gibającego się na wszystkie strony ciała Chloe.

– Mogę? – pyta, spoglądając mi prosto w oczy z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

– Pewnie, mdleją mi ręce–czekaj, nie porwiesz jej ani nic z tych rzeczy, prawda ?–Pytam po chwili namysłu.

Prawdopodobnie uderzyło mi do głowy nie bardziej niż Chloe.

– Który porywacz by Ci to powiedział Steshia– odpowiada zadziornie­– Spokojnie, chcę tylko pomóc, wyglądasz na zmęczoną– obraca się z uśmiechem.

Odwzajemniam uśmiech.
Intrygujący koleś, bierze mamroczącą coś niewyraźnie pod nosem Chloe na ręce tak, jakby była reklamówką z ubogimi zakupami. Właściwie to tak jest, bo Chloe jest chuda jak patyk, więc jej mizerne ciało nie stanowi żadnego ciężaru w rękach mężczyzny.

Nieznajomy staje nieruchomo i znowu wbija we mnie wzrok.

– To co z nią teraz robimy? Gdyby była choć trochę trzeźwa, może zgarnąłbym ją do domu–śmieje się.

– Na jej miejscu nie narzekałabym po zalanej nocy obudzić się u takiego...–Ledwo powstrzymuję się od dokończenia zdania, przygryzając język. Naprawdę powinnam jak najszybciej się położyć–myślę.

– U takiego... hmm? – Patrzy na mnie pytającym wzrokiem, uśmiechając się zawadiacko.

Tylko co ja teraz wymyślę? Wypada już chyba dokończyć albo zmienić temat. Tak, to dobra taktyka.

– Umm, nieważne... Wyjdź z nią na parking, jeśli możesz, ja skoczę po ciuchy i zawieziemy ją do domu. Bez słowa idzie w kierunku wyjścia.
Ja szybko biegnę do room'u , ubieram się i zgarniam rzeczy Chloe i swoje. Nie wiem dlaczego ufam obcemu facetowi, który zjawił się znikąd, ale szczerze mówiąc sama nie wymyślę nic lepszego. Wychodzę na parking i szybkim krokiem podchodzę do czarnego vana. Nieznajomy czeka trochę dalej, w końcu nie wiedział, którym samochodem jedziemy. Gestem ręki zachęcam go, żeby ruszył tyłek. Właśnie układa Chloe na tylnym siedzeniu, podczas gdy ja gramolę się, aby usiąść za kierownicą. Nieznajomy zamyka tylne drzwi I staje nade mną przeszywając mnie surowo wzrokiem.

– Wysiadaj.–nakazuje, co nagle mrozi mi krew w żyłach I jednak znowu nachodzą mnie myśli o porwaniu. Teraz okazja jest o wiele bardziej dogodna, kiedy same pakujemy się do samochodu, wystarczy, że każe mi oddać kluczyki i siadać obok. Zastygłam w milczeniu z miną, na której zaczęło malować się przerażenie. Po chwili jednak, brązowowłosy zaczął znów mnie uspokajać i zapewniać o swojej dobroduszności.

–Przecież nie pozwolę ci prowadzić po alkoholu–dodaje spokojnym tonem. W końcu ma rację, całkiem zapomniałam, że w tym stanie nie powinnam siadać za kierownicę. Odganiam wszystkie otaczające mnie myśli i bez wychodzenia z auta wślizguję się na siedzenie obok kierowcy.

–A więc, gdzie mieszka Pani nieprzytomna?–pyta żartobliwie.

– Chloe? Tam, gdzie ja, mieszkamy razem–odpowiadam.

– Czyli jedziemy do ciebie–kwituje uśmiechając się tryumfalnie.

Mimowolnie sama uśmiecham się pod nosem.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że nawet nie znam jego imienia.

WyzwolonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz