- 8 -

480 48 10
                                    

  Następnego dnia Silver dzisrsko wkroczyła do Wielkiej Sali już ubrana w strój do quidditch'a. Na jej twarzy prawie nie było widać zmęczenia świadczącego o zarwaniu nocy. Tak samo jak ostatnio podczas kolacji, szerokim łukiem ominęła stół Ślizgonów wraz z Valentine'm. Spojrzał na nią z mieszaniną tęsknoty i irytacji na twarzy. Ona nawet na niego nie zerknęła. Opadła na wolne krzesło między Maddy a Albusem i sięgnęła po babeczkę leżącą na stole. Jej zielono-srebrny strój kontrastował z czerwono-złotymi szalikami.  

  - Zgnieciemy was na proch - powiedziała uśmiechając się kpiąco.  

James zaczął się głośno śmiać, za co dostał kuksańca w bok od Ślizgonki. Na chwilę panowała cisza, przerywana jedynie krótkimi wymianami zdań.

-Jak się spało? - zapytała Elizabeth siadając obok Silver. Blondynka wymieniła krótkie spojrzenie z Valentinem.

-Dobrze, dziękuje. - uśmiechnęła się lekko, a potem spojrzała na Pottera. - Dwadzieścia galeonów, że to my wygramy.

-O matko. - jęknął Orion przyglądając się owej dwójce.

-Pięćdziesiąt. - syknął James i uścisnął dłoń Ślizgonki. - Maddy, skabie, przebij.

-Mnie w to nie wplątujcie. - mruknęła dziewczyna przełykając jedzenie. Chłopak zrobił naburmuszoną minę, ale po chwili zawołał jakiegoś pierwszyrocznego, który zarecytował wszystkim znaną formułkę.

-Koń, kopyto, przebito.

-Dzięki, Alex.

-Do zobaczenia na boisku!- zawołała i wyszła za drużyną z zamku. W szatni, stanęła jak najdalej od Valentine'a. Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Powiedziała mu prawdę. Nie miała zamiaru grać w grę, q której stawką jest jej złamane serce. Wolała udawać nienawiść niż potem wypłakiwać sobie oczy.

-Dziwnie się zachowujecie. W sensie ty i Valentine.- podskoczyła słysząc głos Scropiusa. Rzuciła mu zirytowany spojrzenie.

-Zająłbyś się lepiej Rose, co? Pragnę Scorose całą sobą.- prychnęła i zmierzwiła mu włosy. Chłopak zarumienił się.

-Spadaj, blondi.

Cmoknęła go po przyjacielsku w policzek i poszła za kapitanem na boisko, gdzie komentator przedstawiał skład drużyny lwów.

- Black, Longbottom, Weasley, Weasley, Weasley... Merlinie, więcej ich nie było? - mówił komentator, którym w tym roku był Lewis Flint.

- FLINT! - zrugał go profesor Flitwick.

- Przepraszam, panie profesorze... dalej Thomas i Potter!

James posyłał wszystkim całusy.

- Tak, jestem wspaniały!

- Żebyś się nie przeliczył, Potter! - krzyknęła Maddy ze śmiechem. Zrobił oburzoną minę.

-A teraz Slytherin - krzyknął, a trybuny zielonych zaczęły wiwatować. - Malfoy, Malfoy, Potter... Huhu. Rozgrywka pomiędzy braćmi. Jestem ciekaw, który z nich wygra...

-FLINT!

-No panie profesorze! Miałem komentować, tak? - Flitwick zrobił się cały czerwony na twarzy, a Lewis podniósł ręce w geście obronnym. - Dalej mamy Chanpentier, Zabini, młodszego brata słynnej Beatrice. Hej Trice! Kolorek jeszcze nie zszedł?

Cały stadion parsknął śmiechem, a Ślizgonka zaczerwieniła się na twarzy.

-Kogo my tam jeszcze mamy? A no tak! Bliźnięta Parkinson.

Ridens moriarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz