Rozdział 2 UNPREDICTABLE

406 22 11
                                    

Rozdział 2

Na dziedzińcu pałacu, w którym znajdował się ogromny ogród będący dumą całego miasta zabrali się najważniejsi ludzie Dorne, by pożegnać księżniczkę Arianne i świętować jej zaręczyny z księciem Westeros. A przynajmniej tak myślał lord Słoneczniej Włóczni. Siedział w niewiedzy na niewielkim balkoniku z Areo Hotah'em po swej prawej stronie i synem, Quentynem po lewej czekając na niewdzięczną córkę okrytą hańbą, zdrajczynią swej ojczyzny. Na jego nagłe wezwanie odpowiedziało piętnastu lordów chorążych, których jego żona Mellario nazywała „braćmi krwi", pozwolił także tutejszym mieszkańcom przyjść pożegnać ich księżniczkę. Po gwałtownym wyjściu Anne, żałował swoich słów i czynów. Była krwią z jego krwi i prawowitą potomkinią. Jasny umysł przywrócił mu Maester Caleotte przypominając o zdradzieckich czynach i planach córki, choć nadal miał żal w sercu to czuł, że tym razem postępuje właściwie. Zasłużyła na to.

Przed zachodem słońca pojawiła się wyczekiwana przez wszystkich Arianne, ubrana w zdobioną złotem, zwiewną suknię ciągnącą się za nią jak welon u panny młodej w tradycjach Pierwszych Ludzi. Zanim cokolwiek powiedziała rozejrzała się oceniając sytuację. Byli obecni jej bracia, kapitan straży Areo, osiem Żmij, wuj Oberyn i chorąży, którzy zaprzysięgli jej wierność parę dni temu. Wróciła oczami do starszego z braci. Szukała oparcia i odwagi, a wiedziała, że u niego znajdzie tego najwięcej. Spojrzał na nią pokrzepiająco i wyczekująco. Nie tylko ona się denerwowała. Jeśli teraz zawiedzie, wszyscy, którzy jej pomagali stracą głowę i zostaną rzuceni piaskowym żmijom na pożarcie. Podeszła z dumą godną księżniczki do srebrnej balustrady spoglądając na swoich ludzi. Nie wiedziała od czego zacząć, ale ku jej zdziwieniu na pomoc przyszedł jej ojciec. Albo raczej przykulał, bo podtrzymywali go synowie.

- Dornijczycy! Wy, którzy przyjechaliście z dalekich krain naszego pięknego państwa by pożegnać waszą księżniczkę, a moją piękną córkę Arianne Nymeros Martell zostaliście także wybrani, by zobaczyć na własne oczy jak znów stajemy się jednością z Sześcioma Królestwami! Małżeństwo Arianne z Tommenem Baratheonem, stanie się najsilniejszym przymierzem od czasów panowania króla Daerona II i Myriach Martell. Nigdy nie staniemy w obliczu wojny, a nasze dzieci będą mogły w spokoju wychowywać swoje dzieci – ciągnął Doran z szerokim uśmiechem, jednak on jako jedyny okazywał entuzjazm. Wiele ludzi dowiedziało się o szalonych planach króla dopiero teraz, gdyż nikt nie pofatygował się by wysłać im kruka – cieszmy się albowiem nadeszły jaśniejsze czasy! – oznajmił rozkładając ramiona w gest pokazujący, że gdyby tylko nogi mu pozwoliły to przytuliłby, każdego ze swoich podwładnych. Dziewczyna odwróciła się wolno w stronę ojca. Nadeszła jej chwila. Rozpoczęcie wojny między pokoleniami Martellów.

- Widzisz tato, przez lata panowania nigdy nie zrozumiałeś jednej, bardzo istotnej rzeczy – przyznała cicho Arianne, będąc gotową by zdradzić człowieka, który dał jej życie. Zobaczyła, że bracia trzymają mocniej ojca jakby myśleli, że może mógłby im gdzieś uciec. Trystane, młodszy brat Anne nie chciał tego robić. Był jeszcze młody i wychowywany na rozpieszczone paniczątko, gdyby nie Quentyn... zapewne Trystane stanąłby po prawicy ojca, a raczej za nim. – Do tej pory rządziłeś państwem wojowników, a przez cały okres swego przydługiego panowania, odcinałeś ich od możliwości walki. To nie najemnicy, ani nie rycerze! Walczą bo chcą, walczą bo czują, że po to stworzyli ich bogowie. – wytłumaczyła wlepiając w ojca duże, brązowe oczy. Widziała jak jego twarz w jednej chwili zmienia się w gorycz i przerażenie. Starała się być silna. Powtarzała ciągle w myślach „Niezachwiana, nieugięta, niezłomna. Niezachwiana, nieugięta, niezłomna." Tego uczył ją ojciec, choć sam w tym momencie wyglądał jak jeden z Westerosów. – Jesteś słaby i to twój koniec. – mruknęła mu do ucha odwracając się w stronę tłumu. Trzask łamanego serca było słychać aż w Czarnym Zamku, na Murze. Była tego pewna. Zastanawiała się tylko czy było to jej serce, czy jego. Zdrada umiłowanego ojca sprawiała, że z bólu rwało ją w klatce piersiowej. Tak, świat zdecydowanie jest okrutny. – pomyślała.

GRA O TRON - MARTELL Niezachwiani, Nieugięci, Niezłomni.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz