Rozdział 8 SINCERE

219 13 17
                                    


SPOILER

/Przeczytałam w tamtym tygodniu rozdział z nowej książki Martina i okazało się, że brat Arianne, Quentyn to tak typowa oferma, która zamiast walczyć woli czytać książki, więc przepraszam za tą różnicę, ale nie będę zmieniać teraz Jego charakteru. Niech zostanie odważnym wojownikiem ^^ ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Podróżowali głównie bocznym traktem rzadko zatrzymując się w karczmach i omijając lordowskie posiadłości. Humor dopisywał całej grupie, nie kłócili się i spokojnie mijały im dni w podróży. Gdy potrzebowali jedzenia Caden z Olvią wyruszali do najbliższego miasta w poszukiwaniu kupców. A gdy byli na środku tak zwanego 'niczego' każdy próbował coś upolować. To jelenia, to dziczyznę. W skrajnych przypadkach wiewiórki. Pogoda także im dopisywała. Zbliżali się do Różanego traktu. Chcieli go minąć jak najszybciej by nikt nie wszedł im w drogę, jednak napotkali pewną przeszkodę.

- Nie ma innej drogi? - zapytała Anne zatrzymując Freyę tuż przed mostem na rzece Mander. Freya to biała klacz królowej nazwana tak na cześć ciotki młodej Martell. Ciotka Freya była siostrą Mellario z Norvos jednak zginęła na morzu gdy miała przypłynąć na pierwszy dzień imienia Trystane Martella. Niedługo po tym, Mellario zniknęła z Dorne.

Oberyn także się zatrzymał przyglądając się strażnikom mostu. Byli odziani w połyskujące zbroje, a jeden z mężczyzn także w białą pelerynę z wyszytym żółtym centaurem trzymającym łuk tego samego koloru.

- Ród Caswell'ów. - powiedział zakładając kaptur. - Chorąży Tyrellów z Wysogrodu. Niepodlegli Lannisterom.

- Znają cię? - zapytała Arianne odwracając głowę w stronę wuja. Nie była zadowolona widząc herb rodowy Caswell'ów. Znała żółtego centaura z opowieści i lękała się, że rodzina dzierżawiąca ten herb jest tak szlachetna i waleczna jak owy łucznik.

- Raz walczyłem z jednym z Caswell'ów w turnieju rycerskim. Ale nie sądzę by to był on.

- Nie jesteś rycerzem. - upomniała go Nymeria. Młoda dziewczyna rzadko odzywała się w towarzystwie kuzynki. Zawsze była pomijana i traktowana jako ta gorsza, nic nie znacząca. Gdy król Doran był obecny Arianne zachowywała się przyzwoicie w stosunku do bękarcich żmii, jednak w rozmowie w cztery oczy potrafiła być bezwzględna i wyniosła jak to przystało na lady Martell. Nymeria Sand nauczyła się gdzie jej miejsce.

- Ale w Westeros często się mnie tak traktuje. Myślisz, że ktoś byłby w stanie sprzeciwić się lub pominąć wielkiego Oberyna Martella, Czerwoną Żmiję? - spytał z wyższością córkę. *Udław się tymi tytułami tato.* - pomyślała z lekkim ukuciem zazdrości. Anne popędziła konia zatrzymując się ponownie przed masywnymi belkami buków i grupką rycerzy. Ci odwrócili się w stronę Dornijczyków uważnie się im przyglądając.

- Glejt jest? - zapytał człowiek z białą peleryną zabrudzoną u dołu.

- Jaki glejt? My na wesele do kuzynki zmierzamy. - odparł Oberyn starając się mówić jak zwykły mieszczanin i z jak najmniej słyszalnym akcentem. Rycerz stanął cztery metry od koni po czym obszedł wszystkich naokoło trzymając ręce za plecami.

- Westeros jest w stanie wojny. Nie możemy was przepuścić bez glejtu. - syknął do Oberyna poprawiając brązową brodę.

- Dobry panie, jesteśmy ubogimi krawcami, którzy zostali zaproszeni na ślub. Nie mamy skąd wziąć glejtu, a wesele już za dwie noce. - prosił najstarszy Martell zsiadając z konia. Brodacz zmierzył Arianne i oddział egzekucyjny.

GRA O TRON - MARTELL Niezachwiani, Nieugięci, Niezłomni.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz