Eleven

4.7K 233 10
                                    


    Dotarło do mnie, że muszę się zgodzić. Losy królestwa zależą ode mnie i muszę zrobić wszystko, by ono nadal funkcjonowało. Nie mogę zawieźć ojca.

- Będą tu lada moment! Kochanie moje, nawet nie wiesz, jaką radość sprawiłaś mi, zgadzając się! - Zostałam kolejny raz przytulona przez ojca. Czy on oszalał?

    Tak, mój tato zdecydowanie zwariował.

- Wiem ojcze, opanuj się, bo jeszcze pomyślą, że jesteś jakiś nie zrównoważony.

    Usiadłam na wolnym, starym fotelu, który zapewne pamięta jeszcze czasy swojej świetności, które zapewne nie minęły w tym wieku. Ale był nieziemsko wygodny. Nagle rozległy się dzwony z wieży, w najwyższym miejscu zamku, oznajmujące, iż goście, których się spodziewamy, będą tu za chwilę. Mimo wszystko nadal czuję niechęć do tego bruneta. Za nic nie mogę przemóc, by znaleźć w nim jakieś dobre cechy.

    A może po prostu tego nie chcesz?

    Oczywiście, to ja jestem tą złą.

    Usłyszałam, jak otwierają zachodnią bramę, przez którą właśnie zapewne wjeżdża orszak królewski. Podniosłam się, wygładziłam swoją kremową, rozkloszowaną sukienkę z jedwabiu i lekkim dekoltem i krótkimi rękawkami i poprawiłam okulary na nosie. Chwilę później otworzyły się drzwi w holi, w którym razem z ojcem czekamy na nich. Pierw pojawił się jakiś sługa, za nim król Mark, a obok jego syn. Wygląda dziś zadziwiająco dobrze. Ma na sobie białą koszulę, do tego czarne, wyprasowane w kant spodnie od garnituru. Włosy miał ułożone do góry, wręcz z perfekcją, żaden z nich nie odstawał od drugiego. Czy ja się właśnie zachwyciłam nim?!

- Witajcie. - Ojciec od razu podszedł uściskać starszego mężczyznę.

Czy tylko mi się wydaje, że mój tato za mocno chce wleźć w dupę tacie Louisa?

- Masz rację, to wszystko jest cholernie męczące - usłyszałam za sobą znany mi już głos.

    Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Louisa. Przez moment nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale do głowy przyszła mi sytuacja z balu, gdzie, ja powiedziałam do niego podobne słowa. Rany, z bliska wygląda jeszcze lepiej.

- Tak.



- Więc jednak się zgodziłaś - zagadnął.

    Jakimś cudem zostaliśmy sami w pomieszczeniu po obiedzie, które nijak nazwać jadalnią, bo po prostu jest to z duże miejsce na takie słowo. Nazwij to sobie, jak chcesz.

- Czemu od razu nie powiedziałeś mi, że robisz to dlatego, iż kazał ci to ojciec, bo mój kraj ma spore zadłużenie?

- Sam nie wiedziałem, dopóki nie wyciągnąłem od niego tej informacji.

- I od tak się zgodziłeś?

- Nie. Uwierz mi, za nic nie chciałem się zgodzić, ale ojciec obiecał, że może unieważnić po jakiś czasie nasz ślub.

- Co? Jak? - zainteresowałam się.

- Jest królem, może wszystko - odpowiedział niedbale.

    Faktycznie.

    Upiłam łyk wody z pucharka i oparłam się wygodnie na krześle, bawiąc się oprawką swoich okularów.

- Więc jednak się zgodziłaś - powiedział jeszcze raz.

- Tak, nie miałam wyjścia.

- Zawsze jest jakiś wyjście.

- Nie filozofuj. Nic nie wiesz o zarabianiu i w ogóle o całej sytuacji tego kraju, więc się nie odzywaj - warknęłam. Zezłościł mnie.

- Ostra. Chyba cię polubię - parsknął, a ja nie wytrzymałam i po prostu wstałam od stołu, szybkim krokiem wychodząc z sali.

 - Ej no! - usłyszałam jeszcze, zanim zatrzasnęłam za sobą drzwi.

    Jakie było moje zdziwienie, gdy na korytarzu zobaczyłam ojca w towarzystwie ojca Louisa, przechadzających się po nim i zawzięcie rozmawiających na temat jakiegoś obrazu. Kto się założy,  że podsłuchiwali? Warknęłam pod nosem i ominęłam ich bez słowa, kierując się prostu do swojej komnaty.

   Nawet w swojej samotni nie mam chwili dla siebie, bo kilka minut później, słyszę puknie do drzwi. Kto pojawia się po ich otworzeniu?

Louis Tomlinson!












I Że Cię Nie Opuszczę ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz