Twenty nine

3.8K 193 34
                                    

Cztery miesiące później

- Zobacz mój śliczny kwiecie, co mam dla ciebie - znikąd przede mną pojawił się Louis, wręczając w moje dłonie bukiet czerwonych tulipanów.

     Uśmiechnęłam się na ten gest i przytuliłam się mocno do niego. W podziękowaniu cmoknęłam go w policzek, a potem przelotnie w usta, co przyjął mrucząc mi do ucha z satysfakcją.

- Dziękuję - powiedziałam, wkładając je od razu do naczynia z wodą, którą jeszcze chwilę temu nadawała się do picia. Cóż, nie mam tu aktualnie żadnego wazonu. - Byłby z tego fajny rym.

- Jestem marnym poetą kochanie - odpowiedział. - Co tu się działo, gdy mnie nie było? - zapytał, usadawiając się obok mnie na moim łóżku.

- Nic szczególnego - odparłam od razu, przytulając się do niego. - Prawie się zanudziłam.

- No to chodź, przy mnie nie będziesz się nudzić.

    Zaraz poczułam, jak wstaje i chwilę potem pojawia się po mojej stronie, zmuszając mnie do tego samego. Poprawiłam swoją sukienkę, wygładzając delikatnie jej dół i ruszyłam za nim. Brunet nałożył na siebie niebieską bluzę i chwycił mnie za dłoń, wyprowadzając z pokoju. W korytarzu minęliśmy Agnes rozmawiającą przez telefon zapewne z Liamem. Widzę, że jej rozmówca ma wobec mojej przyjaciółki poważne zamiary, skoro od niecałego roku mają ze sobą kontakt. Ciekawe, co między nimi będzie, i czy to coś trwałego.

- Gdzie mnie zabierasz?

- Przejdziemy się trochę po Francji, taki spacerek. Może wstąpimy do jakiejś kawiarni, albo cokolwiek. - Wzruszył ramionami.

    Uśmiechnęłam się szeroko, na myśl o dniu spędzonym tylko we dwoje i to poza murami zamku. Zgodziłam się od razu, chcąc spędzić z nim mnóstwo czasu. Ostatnio niewiele go dla siebie mieliśmy. Jednego byłam pewna - zostało nam jeszcze półtora miesiąca razem. Nie wiedziałam, co Louis kombinował, co chciał zrobić. Ale ja byłam pewna, że za nic w świecie dobrowolnie stąd nie wyjadę.

- Louis, jak sobie dalej to wszystko wyobrażasz? - zapytałam cicho, gdy tak szliśmy chodnikiem będąc już w mieście.

- Do końca sam nie wiem. Jeśli czegoś nie wymyślę, będę improwizował. Nie poddaję się bez walki, jeśli mam o co walczyć. - Spojrzał na mnie, sugerując, że mówi o mnie.

- Mój ty kochany rycerzu - powiedziałam, przytulając się do jego boku. Zaśmiał się z doboru moich słów, całując mnie w czubek głowy.

- Możesz mnie tak nazywać, bardzo trafne określenie.

    Szliśmy jakiś czas w ciszy. On obejmował mnie ramieniem, ja szłam wtulona w jego bok. Nic, dosłownie nic, nie mogło przerwać nam tej wspaniałej chwili. Nic, oprócz moich myśli. Wiem, że źle zrobiłam, nie mówiąc Louisowi o jednej sprawie, ale boję się to zrobić. Będzie zły, jak się dowie.

- Czemu jesteś taka cicha? - usłyszałam zaraz, jakby czytał mi w myślach, czy coś.

- Cieszę się, że w końcu jesteś ze mną - odpowiedziałam, co było przecież prawdą. Louis tylko ciężko westchnął i pociągnął mnie na najbliższą ławkę, ustawioną niedaleko przystanku autobusowego. Stało tam kilka osób, którzy zaraz nas dostrzegli i zaczęli ochoczo machać dłońmi, krzycząc słowa powitania. - Mów wszystko, jak na spowiedzi - rozkazał, na co tym razem ja westchnęłam, przewracając oczami.

- Nie ma o czym mówić.

    Chciałam go jakoś zbyć. Wiem, że to jednak nic nie da. Nie znam go może całe życie, ale tyle czasu, ile było nam dane, pozwoliło mi poznać go z różnych stron. On też mnie trochę rozgryzł i wie, że nie mówię mu prawdy.

I Że Cię Nie Opuszczę ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz