Rozdział II"Skrzydlaty człowiek wyciąga mnie ze studni"

257 11 5
                                    

- Blanka to ty!? - usłyszała krzyk mamy, kiedy zatrząsnęłam za sobą drzwi od mieszkania

- Tak - odpowiedziałam zdejmując buty i kurtkę.

Ruszyłam w stronę kuchni. Kiedy tam weszłam zastałam mamę stojącą nad dość sporym garnkiem z którego unosiła się para. W powietrzu unosił się zapach pomidorów i bazylii. Mama, gdy tylko mnie zobaczyła ruszyła w moja stronę. Uściskała mnie mocno, tak jakby nie widziała mnie od miesięcy. Zawsze się tak ze mną wita lub żegnała. No chyba że tak jak dzisiaj rano strasznie mi się śpieszy. Kiedy się ode mnie odsunęła zobaczyłam że ma na sobie fartuch z różowymi, skrzydlatymi świnkami. Mój prezent na jej ostatnie urodziny. Nie wiem sama czemu, ale wzruszyło mnie to lekko.

- Jak było w szkole? - zapytała siadając przy stole

- Okej - odpowiedziałam otwierając lodówkę i wyciągając z niej sok pomarańczowy

- Spóźniłaś się?

- Tak - powiedziałam lekko przygnębiona, starając się ukryć złość i strach, które kumulowały się we mnie cały dzień - Ale to akurat nie była wina tego że spędziłam w łazience cały ranek

- Stało się coś skarbie? - mama wydała się być zatroskana

- Nic szczególnego - zastanawiałam się czy mówić jej o wydarzeniach z dzisiejszego ranka - No bo... uff... Mamo, czy tobie zdarzyło się kiedykolwiek coś dziwnego?

- Och - uśmiechnęła się szeroko - Nawet nie wiesz ile razy

- A czy uważasz że normalne jest kiedy jakiś facet patrzy się na ciebie, na środku ulicy z przerażeniem, tylko dlatego że go potrąciłaś? - zapytałam krążąc po nasze miniaturowej kuchni ze szklanką w ręce

- Opowiedz mi co się stało, bo nic nie rozumiem z tego co mi właśnie powiedziałaś

Westchnęłam ciężko. Siadłam przy stole i powiedziałam mamie co przydarzyło mi się w drodze do szkoły. Opowiedziałam jej wszystko z każdym, nawet najmniejszym szczegółem. Słuchała mnie w skupieniu bawiąc się starą, lekko zardzewiałą monetą, którą zawsze nosiła ze sobą. Moneta była duża, bo jej średnica miała mniej więcej trzy centymetry. Z jednej z jej strony był wizerunek jakiegoś mężczyzny, nad drugiej zaś stronie wygrawerowane zostało Empire State Building. Zawsze intrygował mnie ten przedmiot. Ale mama tylko raz pozwoliła mi jej dotknąć.

Kiedy skończyłam opowiadać skupiła na mnie swój wzrok. Jej niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z uwagą. Jakby chciała przejrzeć mnie i moje myśli. Zawsze chciałam mieć taki kolor oczu. Ogólnie chciałam być podobna, choć w najmniejszym stopniu do mojej mamy. Ale ja ani trochę jej nie przypominam.

Moja mama ma blond włosy, które mi przypominają promienie słońca. Jak wspomniałam wcześniej, ma niebieskie oczy. Zupełnie jaki bezchmurne niebo, a jej skóra jest wiecznie opalona. Niezależnie od pory roku.

Ja mam za to kruczoczarne włosy i mega brązowe oczy. Czasami zdają się być niemal czarne. Nie przypominam nikogo z mojej najbliższej rodziny. Ale mama upiera się że jestem podobna do którejś tam mojej babci. Której zresztą nigdy nie poznałam. Ani nie widziałam na żadnej fotografii.

Mama oderwała ode mnie wzrok i skupiła go na czymś innym.

- Skarbie, ale co w tym takiego dziwnego - starała się mówić spokojnie, ale w jej głosie dało się wyczuć napięcie

- No bo, zwykle jak się mówisz "przepraszam", ludzie nie patrzą na ciebie tak jakby zobaczyli ducha

Zacisnęła pięść na monecie. Widać było że jest zdenerwowana, ale starała się tego nie okazywać. Zaczęła ciężko oddychać. Zamyślona zaczęła mamrotać coś pod nosem. Ale ja nie mogłam dosłyszeć żadnego słowa. A może nie mogłam ich zrozumieć?

Trzynasta przeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz