-To gdzie jest to miejsce?- spoglądała na mnie z zaciekawieniem Karen.
Rozglądałam się dookoła poszukując czegoś znajomego, dzięki czemu przypomne sobie wcześniejszą drogę prowadzącą do starej chatki. Wciągnęłam mocno powietrze i wpatrywałam się wysoko w niebo. Dlaczego nie moge tak po prostu znaleźć tej chorej drogi? Odwinęłam rękaw i spojrzałam na zegarek, była już szesnasta godzina. Włóczymy się już tak kilka godzin. Szłam po prostu przed siebie licząc, że zaraz ujrzę drewnianą posiadłość. Idę sobie podśpiewując piosenkę "Amber Run- I found". Po chwili usłyszałam przerażający pisk Karen. Wróciłam spokojnie do niej myśląc, że znów panikuje na widok małych owadów i włochatych pająków. Ale zaraz/potem zrozumiałam, że to nie pająk, nie owad, ale.....dzik? Powolnym krokiem zbliżałam się do koleżanki.
-Nie rób żadnych gwałtownych ruchów- mówiłam do niej ściszonym głosem- ani nie piszcz, prosze.
Blondynka spojrzała na mnie z wymalowanym strachem na twarzy. Obydwie powoli cofałyśmy się w stronę gęstych krzaków. Już powolutku byłyśmy blisko naszego celu, a dzik najwyraźniej nie zwrócił na nas zbyt dużej uwagi. Nagle Karen upadła z hukiem w głęboki dołek, a ja wpadłam w kujące dzikie róże. Zaczęłyśmy przeklinać na cały las, płosząc naszego dzika. Nie myśląc trzeźwo od razu wstałyśmy na równe nogi i ruszyłyśmy w pogoń. Uciekałyśmy ile w sił w nogach potykając się nawet o najmniejszą gałąź. Karen zaczęła mnie wyprzedzać, a po chwili turlała się po stromym pagórku, a ja zaraz po niej. Czułam jak moje ciało obija się o twarde skały i gałązki. Nie mogłam wstać. Oddychałam bardzo głęboko i szybko. Nie mogłam złapać powietrza. Nie wiem czemu, ale usłyszałam zaraźliwy śmiech mojej przyjaciółki. Wskazała mi palcem miejsce na wzniesieniu, gdzie dzik najwyraźniej dał sobie już z nami spokój.
Poczułyśmy wielką ulgę. Wstałyśmy otrzepując się ze ściółki
-Miałyśmy się od dzisiaj nie odchudzać-wysłała mi groźnie spojrzenie. Ja tylko przekręciłam oczami.
-Nie planowane rzeczy są najlepsze- odparłam. Ona tylko przekręciła głową i chwyciła mnie za nadgarstek kierując przed siebie. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i ku mojemu zdziwieniu napisał do mnie CHRIS? Z wielkim podekscytowaniem otworzyłam od niego wiadomość.
Chris: Witaj sąsiadko, co dzisiaj ciekawego porabiasz? Masz jakieś plany na wieczór? :)
-KKAAAAAAREEEEN!- Biegłam do niej rzucając się na barana.
-Chcesz mnie zabić?
-Nie, chce cię o czymś poinformować- wyprostowałam się i nie mogłam ukryć mojego wielkiego uśmiechu.
-Mów co się stało, a nie rzucasz się jak małpa na banany.
Przekręciłam tylko oczami i wyslalam jej jeszcze większy uśmiech.
Nie mówiąc nic pokazałam jej wiadomośc od Chrisa.
Jej twarz rozpromieniała i rzuciła mi się w ramiona całując mnie w policzek.
-I tylko mi tu powiedz, że on na ciebie nie leci.
-Bo nie.
-Co zamierzasz mu odpisać?
-Nie wiem, że się zgubiłyśmy w lesie? Może po nas przyjdzie? Kto wie?
-Ty cwaniaro!- pokiwała na mnie palcem- pisz.
JA: Drogi sąsiedzie, dobrze, że piszesz. Właśnie jestem w lesie sama nie licząc Karen xD Ps. tak szczerze? zgubiłyśmy się. Nie wiem jak wrócić do domu, a musze być na osiemnastą. Kliknęłam w ikonkę "wyślij" czekając niecierpliwie -co on mi odpisze?
Spacerowałyśmy jeszcze dłuższa chwilę. Przysiadłam sobie na pniaczku drzewa. Chwila wytchnienia. Znów zawibrowało mi w kieszeni.
CHIS: Moje marzenia właśnie się spełniają. Zawsze chciałem zostać super bohaterem. Napisz mi coś charakterystycznego w miejscu, w którym przebywasz abym mógł was znaleźć.
JA: Eeeee drzewa?
CHRIS: Spostrzegawcza jesteś, ale na poważnie?
Rozglądałam się dookoła szukając czegoś co pozwoliłoby na ułatwienie Chrisowi w odnalezieniu nas. Coś przykuło moją uwagę pomiędzy drzewami. Szybkim krokiem zbliżyłam się w tamtą stronę. Moje serce zaczęło szybciej bić. Karen przybiegła do mnie obejmując mnie od tyłu.
-Czy to ta stara chatka, w której spałaś z tajemniczym mężczyzną?
-Tak-szepnęłam.
Wyciągnęłam komórkę i od razu napisałam do niego
JA: Stara, drewniana chata.
***
Czekałyśmy z Karen na naszego wybawcę, ale nie odpisal mi nawet żadnego "ok"? "dobra"? Dlaczego aż tak się tym martwie i to mnie irytuje?
Karen oparła się o moje ramię, a ja wpatrywałam się w ekran telefonu.
CHRIS: Spójrz na prosto.
YOU ARE READING
Please, don't be mad
Random17-letnia Jessica wraz z rodzicami wyprowadza się do miejscowości Hampshire. Czy spodoba jej się życie w samym środku lasu obok szalenie bogatych sąsiadów Donavan? *** Pewnego dnia Jessica idzie na spacer po górach, niestety nagła zmiana pogody pro...