Rozdział 3 Zacieśnianie więzi

1.1K 64 3
                                    

Wzięłam szybki prysznic, chcąc pozbyć się zapachu potu po dzisiejszym treningu. Później w garderobie wybrałam białą koronkową krótką sukienkę i parę białych szpilek. Pozwoliłam otulającemu mnie ręcznikowi opaść na podłogę. Ubrałam czarne majtki i czerwony biustonosz. Ta, to jest właśnie mój rodzaj pokręcenia. Nigdy nie ubieram zestawów ponieważ różne kolory połączone ze sobą wydają się zabawniejsze. Nałożyłam sukienkę i szpilki, podeszłam do lustra i zaczęłam pracę nad make-up'em . Włosy zaplotłam w warkocz na boku i uznając, że jestem gotowa zeszłam na dół. Tam znalazłam tatę i Nanę czekających na mnie przy drzwiach. Opuściliśmy dom i skierowaliśmy swoje kroki w stronę czekającego na nas samochodu. Mason, kierowca taty, miał zabrać nas do miejsca, w którym mieliśmy zjeść kolację. Ja również miałam swojego kierowcę, ale wolałam jeździć sama. Po około dwudziestu minutach znaleźliśmy się pod restauracją, która wyglądała na drogą. Stwierdzenie, że cała droga przebiegła w niezręcznej atmosferze jest co najmniej niedomówieniem. Weszliśmy do środka, gdzie zaraz po podaniu nazwiska Galiano zostaliśmy pokierowani do odpowiedniego stolika. Pattie, Jeremy i Justin już tam byli. Jęknęłam z niezadowoleniem, ale tylko Nana zdawała się to usłyszeć. Towarzystwo przy stole było pogrążone w rozmowie a Justin wyglądał na porządnie zdenerwowanego. Tata odchrząknął, przez co ich rozmowa urwała się, a oni skierowali na nas swoja uwagę. Natychmiast wstali, wyciągając ręce w naszą stronę, oczywiście Justin nawet nie drgnął. Jeremy próbował posyłać mu ostrzegawcze spojrzenia, ale to również nie działało.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale mojej księżniczce przygotowanie się zajmuje wieki – zaczął mój tata, obejmując mnie ramieniem.
- Z pewnością – mruknął pod nosem Justin licząc, że nikt go nie usłyszy. Na jego nieszczęście ja usłyszałam i posłałam mu mordercze spojrzenie, na które odpowiedział uśmieszkiem wywołującym u mnie przewracanie oczami.
- To dlatego, że zawsze potrafię wybrać idealny outfit, tatusiu – rzuciłam mu rozbawione spojrzenie.
- To prawda, nigdy nie miałem wyczucia stylu. Na całe szczęście mam Maddie, która chętnie pomaga mi ogarnąć tą „modową katastrofę" jak lubi na to mówić – stwierdził, robiąc w powietrzu cudzysłów.
- Z przyjemnością – odpowiedziałam, kładąc mu dłoń na ramieniu i posyłając szeroki uśmiech. Wszyscy wybuchnęli śmiechem i wreszcie usiedliśmy do stołu. Zamówiliśmy jedzenie i zapanowała niezręczna atmosfera. Okay, tylko ja i Justin siedzieliśmy jak kołki. Cała reszta pogrążyła się w żywej konwersacji.
- Widziałeś już suknię ślubną, którą kupiłyśmy dzisiaj z Maddie? –zapytała mojego ojca podekscytowana Pattie.
- Nie, ale jestem pewien, że jest wspaniała, jeśli wybierała ją Maddie. W końcu moda to jej pasja i mam nawet wrażenie, że kocha ją bardziej niż mnie – odparł, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Nie masz o co być zazdrosny, tatusiu – zażartowałam.
- Czasami zapominam, że odziedziczyłaś poczucie humoru po mamie – kiedy tylko te słowa opuściły jego usta i uświadomił sobie, co powiedział natychmiast zamilkł i z wielkimi oczami patrzył w moją stronę. Poczułam uścisk w sercu na wspomnienie o niej, zapiekły mnie oczy ale nie zamierzam pozwolić sobie na łzy. Zapadła cisza, którą postanowiłam przerwać.
- Dzięki bogu nie dostałam go po tobie bo jesteś okropny w opowiadaniu żartów – pokręciłam głową z delikatnym uśmiechem. Całe towarzystwo, poza Justinem, który wyglądał jakby już planował czyjeś morderstwo, parsknęło śmiechem. Wymusiłam uśmiech, na który nabrali się chyba wszyscy poza Naną, ale postanowiłam ją zignorować i unikać kontaktu wzrokowego. Nareszcie dostaliśmy nasze jedzenie i ponownie zapadła cisza, każdy był zajęty własną potrawą.
- Nie rozumiem, dlaczego musieliśmy spotkać się w restauracji. Gotuję dużo lepiej. Co to w ogóle jest? Jakaś marna podróbka zupy – zaczęła wywód Nana i siłą powstrzymywałam chęć zaśmiania się.
- To dlatego, że musimy ogłosić coś bardzo ważnego – odpowiedział jej tata.
- Cóż, nadal mogliśmy to załatwić w domu – upierała się Nana, wpatrując się w talerz przed sobą. Nie mogłam już wytrzymać więc zachichotałam cicho, przez co spojrzenia wszystkich przeniosły się na mnie. Speszyłam się i zatkałam buzię spaghetti.
- Tak, ale nie chcieliśmy, żeby pewna osoba znów nam uciekła – prawie zakrztusiłam się na jego słowa wiedząc, że mówi o mnie. Szybko sięgnęłam po wodę i pociągnęłam łyk.
- Chcieliśmy wam powiedzieć, że ślub odbędzie się za tydzień i nie musicie się niczym martwić ponieważ wszystko zostało już załatwione – Pattie nie zdążyła jeszcze dokończyć, a ja z wrażenia wyplułam wodę i zaczęłam kaszleć, próbując się uspokoić.
- Wszystko w porządku, Maddie? – zapytał przejęty Jeremy.
- Tak, tylko mam jedną sprawę – odparłam, pokazując na swoje gardło i odchrząkując. Tata posłał mi spojrzenie mówiące „ nie zachowuj się jak dziecko".
- Co jeszcze? – Justin przemówił po raz pierwszy od rozpoczęcia kolacji, właściwie to krzyknął, zwracając uwagę innych ludzi znajdujących się niedaleko.
- Justin – syknął Jeremy.
- Nawet nie chcę się z nią żenić! – rzucił zdegustowany.
- Uwierz, uczucie odwzajemnione, stary – stwierdziłam, przez co odwrócił się w moją stronę.
- Rozmawialiśmy o tym już milion razy i wiecie, że nic nie zmieni naszej decyzji – zarządziła Pattie, rzucając ostre spojrzenie swojemu synowi.
- Czy w takim razie mogę poprosić o coś? – wypaliłam, zwracając ich uwagę.
- Umm... - odchrząknęłam. – Nie chcę, żeby ktoś o tym wiedział – wydusiłam z siebie.
- Co masz na myśli? – zapytał Jeremy.
- Nie chcę, żeby ktoś wiedział o naszym – wskazałam na siebie i Justina. – ślubie. Chcę, żeby to była tajemnica – tłumaczyłam powoli. Spojrzeli na mnie z niedowierzanie a Justin wyrzucił ręce w geście zwycięstwa krzycząc:
- W końcu ktoś się ze mną zgadza!
On również tego chciał.
- Maddie? O czym ty mówisz? – zapytał mnie zdezorientowany tata.
- Nie chcę być znana, jako jego żona – potrząsnęłam głową z uporem. Nie chcę zostać rozpoznawalną przez bycie żoną Justina Biebera. Chcę zostać sławna przez coś, co zrobiłam, przez taniec a nie bycie żoną gwiazdki pop.
- Proszę cię, suko. Miliony zabijały by się, żeby być na twoim miejscu – wszyscy popatrzyli na niego z niedowierzaniem, a ja głośno wciągnęłam powietrze. Pattie wyglądała na gotową uderzyć go tu i teraz, jednak przemówiłam zanim zdążyła coś powiedzieć.
- Ja jestem suką? Przykro mi, ale czy przypadkiem nie mylisz mnie z jedną z dziwek, z którymi sypiasz? – odparłam z wrednym uśmieszkiem.
- Madison Rose! – usłyszałam syk ojca.
- Przynajmniej była dobra w łóżku a nie upierdliwą cnotką jak ty – odkrzyknął. Pattie z trudem łapała powietrze.
- JUSTIN DREW – spojrzała na niego z wyrzutem.
- Przynajmniej zachowuję własną dupę dla siebie – dorzuciłam, zapominając całkowicie, że znajdujemy się wśród dorosłych, którzy w dodatku są naszymi rodzicami.
- Wystarczy! – wrzasnął mój tata, przez co natychmiast z Justinem zamilkliśmy. Cóż, czasem potrafi być straszny.
- Wychodzę – oświadczyłam i wstałam z krzesła, jednak ojciec natychmiast złapał mnie za nadgarstek i posadził z powrotem.
- Przestań uciekać od swoich problemów i chociaż raz stań z nimi twarzą w twarz – warknął. Byłam w szoku. Byłam w ciężkim szoku i po prostu nie wierzyłam, w to, co się dzieje. Tata nigdy nie mówił do mnie w taki sposób. Nie czułam wstydu, bo nie zależało mi na niczyim zdaniu. Jedyne co czułam to ból wywołany sposobem, w jaki zostałam potraktowana przez tatę.
- Maddie – zaczął delikatnie widząc moją reakcję.
- Może stawiłabym im czoło, gdyby to były moje problemy a nie takie, którymi obarczasz ty – rzuciłam przez zaciśnięte zęby, zaskakując wszystkich. Potrząsnęłam głową, zabrałam torebkę i wybiegłam z restauracji. To zdecydowanie najgorsza kolacja w historii najgorszych kolacji świata. Wybiegłam na ulicę, gdzie zaskoczył mnie silny deszcz. Złapałam taksówkę i kazałam jechać jak najszybciej. Nie miałam pojęcia, gdzie mam iść, nie mogłam pójść do żadnego z moich przyjaciół. Ostatnim razem, kiedy wylądowałam u Tylera okazało się, że nie była to długa ucieczka. Dlatego poprosiłam kierowcę, żeby zawiózł mnie do najbliższego hotelu. Poprosiłam o pokój na jakiś czas. Wzięłam klucz, wsiadłam do windy i pospieszyłam do mojego apartamentu. Nie miałam przy sobie nic oprócz torebki, w której znajdował się portfel z kartami kredytowymi, telefon i zdjęcia mamy. Nie miałam żadnych ubrań na zmianę, a te, które miałam na sobie były kompletnie przemoczone. Byłam zraniona i tak bardzo chciałam, żeby była ze mną mama. Rozebrałam się z sukienki i weszłam do łazienki. Użyłam hotelowej suszarki do osuszenia włosów i bielizny, wróciłam do pokoju i położyłam się na wielkim łóżku, pozwalając łzom płynąć.
„I can't sleep tonight, wide-awake and so confused"
Nie mogę tej nocy spać, rozbudzona i zdezorientowana
„Everything's in line but I'm bruised"
Wszystko się układa, ale ja jestem posiniaczona
„I need a voice to echo, I need a light to take me home"
Potrzebuję głosu, który mi odpowie echem, potrzebuję światła, które zabierze mnie do domu
„I kinda need a hero, is it you?"
Chyba potrzebuję bohatera, czy jesteś nim ty?
„I never see the forest for the trees"
Nigdy nie patrzę na las dla drzew
„I could really use your melody"
Naprawdę przydałaby mi się twoja melodia
„Baby, I'm a little blind, I think it's time for you to find me"
Kochanie, jestem trochę niewidoma, myślę, że to czas byś mnie znalazł
„Can you be my nightingale? Sing to me, I know you're there"
Będziesz moim słowikiem? Zaśpiewaj dla mnie, wiem, że tam jesteś

Śpiewałam cicho czując, jak powieki opadają mi coraz bardziej i nim się spostrzegłam, ogarnął mnie sen. Kiedy byłam mała, mama śpiewała mi co wieczór kołysanki. Teraz, kiedy jest mi smutno i źle śpiewam je sobie sama, tak jak robiła to ona. Byłam taka mała, kiedy to robiła a mimo to pamiętam tak wiele szczegółów z nią związanych. Lubiła głaskać moje włosy, kiedy śpiewała. Była taka beztroska i spontaniczna. Tak bardzo uparta i nigdy nie poddała się w walce o swoje marzenia. Zupełnie jak ja. Ja też jestem uparta i nie poddałam się, nawet kiedy tata zabronił mi tańczyć. Mama uwielbiała czekoladę i dużo się śmiała. Z tego co pamiętam, była wygadana i troszkę gwiazdorzyła. Prawdziwa diwa. Świetnie znała się na modzie i była zabawna. Nie radziła sobie w kuchni. Tak jak ja. Tyle pamiętam. Boże, tak bardzo za nią tęsknię. I mimo, że wciąż mam do niej żal, że mnie zostawiła, nadal ją kocham i chcę móc ją zobaczyć chociaż przez kilka sekund.
Następnego dnia obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Głośno wciągnęłam powietrze, przerażona. Powoli podniosłam się z łóżka w kierunku drzwi, po drodze łapiąc wazę (nigdy nie wiesz, do czego może się przydać). Otwarłam drzwi i znalazłam tam... Justina?! Tego na pewno się nie spodziewałam. Jęknęłam niezadowolona, widocznie dzisiaj nie użyję wazy na nikim.
- Jakim cudem zawsze zostaję znaleziona? – wyrzuciłam ręce w górę w odruchu niezadowolenia.
- Dlaczego trzymasz w dłoniach wazę? – zapytał powoli jak gdybym była małym dzieckiem mającym problemy ze zrozumieniem.
- Myślałam, że jesteś jakimś kryminalistą albo złodziejem – odparłam jakby to było oczywiste.
- A i myślałaś, że powalisz jakiegoś kryminalistę wazą, ubrana w same majtki i biustonosz ponieważ... - zaczął z tym swoim uśmieszkiem. Zarumieniłam się ze wstydu i natychmiast spojrzałam na swoje ciało. Faktycznie byłam prawie naga.
- Czerwony i czarny? A mówią, że masz „wyczucie stylu" – nadal się uśmiechał, robiąc w powietrzu cudzysłów.
- W ten sposób jest zabawniej. Poza tym, to nie twój interes – rzuciłam.
-Oh, proszę cię, będziesz moją żoną. To – wskazał na moje ciało. – będzie moim interesem.
- Kto powiedział, że kiedykolwiek zobaczysz mnie rozebraną?– uniosłam brwi. Nagle schylił się w moją stronę i szepnął:
- Właśnie to robię, kochanie.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy jego gorący oddech dotknął mojej szyi. Dlaczego coś tak nieodpowiedniego sprawiało, że czułam się tak dobrze. Szybko odsunął się ode mnie widząc moją reakcję.
- Boże jesteś tak irytujący – jęknęłam, odwracając się i idąc głębiej do pokoju.
- I mimo to uważasz, że jestem gorący – usłyszałam za sobą.
- Nie uważam cię... - zaczęłam z niesmakiem wypisanym na twarzy.
- Przestań okłamywać samą siebie, skarbie – puścił mi oczko i podszedł do łóżka, rozkładając się na nim.
- Zignoruj go, Maddie. Uspokój się – mamrotałam do siebie, próbując się opanować, jednak to nic nie dało ponieważ znów się odezwał.
- Co ty robisz? – zaśmiał się.
- Próbuję powstrzymać się od morderstwa – odparłam przez zęby i ruszyłam w stronę łazienki.
- Przecież wiesz, że mnie kochasz, skarbie – powiedział, specjalnie dodając „skarbie" żeby mnie zdenerwować. Wzięłam kilka głębszych wdechów i odwróciłam się w jego stronę.
- Jakkolwiek kusząco nie brzmi zapoznawcza rozmowa z zakochanym w sobie dupkiem jak ty, lepszym rozwiązaniem dla mnie jest wzięcie gorącego, relaksującego prysznica, który pomoże mi zapomnieć, że w ogóle istniejesz.
Próbowałam być miła, ale jak widać to nie zawsze się udaje.
-Wow, fajnie wiedzieć, że moja przyszła żona jest taaaka miła – drażnił się ze mną. Warknęłam z niezadowolenia i wypchnęłam go z drzwi łazienki, zamykając mu je przed nosem. Kiedy już miałam wejść pod prysznic usłyszałam szczęknięcie klamki i dźwięk otwierania drzwi.
- Nie potrzebujesz może towarzystwa pod prysznicem? – zapytał z udawaną szczerością, jednak nie można było nie zauważyć uśmiechu błąkającego się na jego wargach. Jęknęłam i rzuciłam w niego najbliżej leżący mnie ręcznik. Udało mu się umknąć. Zamknęłam drzwi, tym razem przekręcając klucz. Wzięłam kilka wdechów, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Nie lubię zimnych pryszniców, nie lubię gorących pryszniców, preferuję ciepłe prysznice. Po dłuższej chwili wyszłam z kabiny i otuliłam się ręcznikiem, drugim owijając moje włosy. Podeszłam do drzwi, ale nie usłyszałam nic więc postanowiłam wyjść. Stanęłam jak wryta, ponieważ Justin leżał na moim łóżku z zamkniętymi oczami. Może mnie nie zauważy, może szybko zasypia. Szybko wezmę sukienkę i wrócę do łazienki. Zauważyłam, że sukienka leży na końcu łóżka. No oczywiście. Na palcach podeszłam do tego miejsca, próbując nie wydawać żadnych dźwięków i ściskając owijający mnie ręcznik, jak gdyby zależało od tego moje życie. Już miałam zgarnąć sukienkę, kiedy Justin poruszył się przez co sukienka upadła na ziemię. Przeklęłam go w myślach i uklękłam, aby ją podnieść. Kiedy prawie miałam ją w dłoniach, usłyszałam nad sobą gwizdnięcie. Czując się niepewnie w samym ręczniku szybko ją złapałam i podniosłam się.
- Naprawdę, Mads, zaczynam myśleć, że się mi narzucasz. Najpierw otwierasz mi drzwi w samej bieliźnie, teraz budzę się a ty masz na sobie tylko to...
- O czym ty do cholery mówisz? – przerwałam mu.
- Przykro mi to mówić, ale nie kręcisz mnie. Nie jesteś w moim typie – wzruszył ramionami.
- Po pierwsze, nie wiedziałam, że to ty pukasz. Gdybym wiedziała, nawet nie podeszłabym do tych drzwi. Po drugie, nie miałam pojęcia, że nadal tutaj jesteś. I ostatnie – ty też nie jesteś w moim typie i wolałabym pocałować psa niż ciebie – odpowiedziałam, krzyżując ręce.
- Ała, to bolało Galiano – udał urażonego.
- Jak w ogóle mnie znalazłeś? Naprawdę było tak łatwo? – zapytałam.
- Nie wróciłaś do domu i nie było cię też u żadnego z twoich przyjaciół, więc pozwoliłem sobie przypuścić, że będziesz w najbliższym hotelu.
- Jezu czy dziewczyna nie może już spokojnie uciec? – wyrzuciłam ręce w górę.
- Uciekanie to twoje hobby, tak? – uniósł brew. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę łazienki. Szybko się ubrałam, uczesałam włosy i zrobiłam koka. Wróciłam do pokoju, zastając Justina przy balkonie.
- Tak właściwie to co ty tu jeszcze robisz? To oczywiste, że nie możemy znieść siebie nawzajem – zapytałam, wsuwając na stopy szpilki.
- Nasi rodzice chcę, żebyśmy spędzili razem dzień i „przyzwyczaili się do siebie" – odwrócił się w moją stronę.
- Oni na serio myślą, że my się kiedykolwiek dogadamy – przewróciłam oczami.
- Ta – wzruszył ramionami.
- Ale ja mam dzisiaj szkołę a później trening, miałam się spotkać ze znajomymi i chciałam... - szybko powstrzymałam się przed dalszym mówieniem, bo prawie wygadałam coś, czego nikt o mnie nie wie. Zmarszczył brwi.
- Co trenujesz?
- Trenuję? Pff nic nie trenuję. Pfff kto mówił cokolwiek o trenowaniu? – powiedziałam nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. Przygryzłam wargę jak zawsze, kiedy kłamałam albo chciałam coś ukryć.
- Ty powiedziałaś. Coś ukrywasz – wymierzył we mnie palec.
- Nie – zaprzeczyłam zbyt szybko jak na kogoś, kto mówi prawdę.
- Okay, może powinienem zapytać Galiano, w końcu jako twój przyszły mąż powinienem wiedzieć o tobie wszystko – uśmiechnął się cwaniacko i wyjął telefon.
- Jeden przycisk i będę wiedzieć, co trenujesz – stwierdził i nacisnął na ekran, podnosząc telefon do ucha.
- Dzień dobry, panie Galiano! Tu Justin. Chciałem zapytać... - zaczął mówić do telefonu. Wytrzeszczyłam oczy i szybko skoczyłam na niego, przyciskając go do podłogi. Justin jęknął z bólu a ja uświadomiłam sobie, co zrobiłam.
- Justin? Jesteś tam? Co się stało? – usłyszałam głos mojego taty. Szybko zabrałam Justinowi komórkę i podniosłam do swojego ucha.
- Tatuuuuuuś! – zawołałam.
- Maddie? Chcę ci powiedzieć, że to co wczoraj zrobiłaś było nie na miejscu...
- Tak, wiem tatusiu i przepraszam – powiedziałam, posyłając przepraszające spojrzenie Justinowi, którego oczy ciskały gromy w moją stronę.
- Żadnego ale... czekaj, czy ty przeprosiłaś? – zapytał zdziwiony tata.
No co, to nie tak, że nigdy nie przepraszam. Właściwie to prawda.
- Wydaje mi się, że tak. Muszę lecieć, mam do załatwienia parę spraw jak spędzanie czasu z Justinem i poznawanie się – szybko rozłączyłam się, nie dając mu dojść do słowa.
- Czyli teraz mi powiesz? – zapytał Justin, a ja tylko przewróciłam oczami.

~~~

tłumaczyła: myidolsgirls

Cześć Wszystkim! Bardzo przepraszamy za zaistniałe opóźnienie, mamy nadzieję, że w przyszłości uda nam się ich uniknąć. 

Co sądzicie o nowym rozdziale? Bardzo chętnie przeczytamy Wasze opinie na ten temat! 

Jeśli spodobał Wam się rozdział - zostawcie gwiazdkę!

Do następnego! 

PS. Bardzo dziękujemy za wszystkie gwiazdki i komentarze!

Burning PLWhere stories live. Discover now