Rozdział 4, part II

1.5K 135 10
                                    

Ginewra Weasley maszerowała wzdłuż ulicy St. Martin's Lane. Dzisiejszego poranka dostała wiadomość od Marietty z adresem tego dewelopera, Thomasa Pattersona, wraz ze szczegółami dojścia do jego biura. Okazało się, że znajdowało się ono w niesamowicie niewygodnym miejscu, w pobliżu którego nie było bezpiecznego punktu do teleportacji. Ginny musiała więc aportować się w zaułku aż dwie przecznice dalej i czekał ją prawie półgodzinny spacer.

Cała sytuacja nie prezentowałaby się aż tak okropnie, gdyby nie fakt, że Harry perfidnie ją zignorował. Kompletnie nie mogła się z nim skontaktować, a wysyłane sowy wracały. Po wczorajszej rozmowie sądziła, że dała radę go przekonać, ale teraz już niczego nie była pewna. Harry jeszcze nigdy nie potraktował jej w tak... bezosobowy sposób i nie wiedziała, czy zacząć się martwić, czy wściekać.

Kiedy wreszcie dotarła do skrzyżowania, skręciła w Long Acre. Od tej pory musiała się skupić. Marie nie podała jej dokładnego numeru lokalu biura, którego nie pamiętała za żadne skarby, więc Ginny zmuszona była do powolnego stawiania kroków i uważnego wypatrywania szyldu biura. Pięć minut później wreszcie spostrzegła wielki napisy: Exclusive Secondhand i Wyprzedaże, a pod nimi mniejszy: Patterson's Development. Niepewnie weszła do środka, nie wiedząc, czego dokładnie ma się spodziewać. Jej oczom ukazało się ogromne pomieszczenie pełne ludzi, którzy stali albo przy wieszakach, albo przy ogromnych koszach. Wszędzie wręcz walały się ubrania wszelakiej maści, o które kobiety – znalazło się również paru mężczyzn – dzielnie walczyły, wyrywając je sobie z rąk i podkradając z koszyków. Ginny z zaskoczeniem przemierzała alejki letnie, zimowe czy bieliźniane, kierując się w stronę kas. Kątem oka zerknęła na przymierzalnie, całkiem odrębne pomieszczenie, gdzie w kolejce ustawiło się przynajmniej dwadzieścia osób.

Podeszła do sprzedawczyni, która na firmowej koszulce miała tabliczkę z wygrawerowanym imieniem.

- Dzień dobry, pani Sophio – przywitała się grzecznie. – Mogłaby mi...

- Tak naprawdę nazywam się Angelica – odparła niegrzecznie dziewczyna wyglądająca na około dwadzieścia parę lat. – Szefowa żałowała paru pensów na nową tabliczkę. Chociaż w sumie jej się nie dziwie, pracownicy zmieniają się tu co rusz.

- Ach. Podobno gdzieś tutaj znajduje się biuro pana Pattersona. Czy mogłaby mi pani wskazać, gdzie ono dokładnie jest?

- Ma pani na myśli Toma? – zapytała Angelica z rozmarzeniem w oczach i nie czekając na odpowiedź, dopowiedziała: - Proszę za mną, zaprowadzę panią!

Szybko wylogowała się z programu i zamknęła kasę, po czym zaczęła pewnie lawirować pomiędzy klientami. Ginny podążała za nią prawie w biegu, potykając się i co chwilę na kogoś wpadając. Nie pamiętała, ile razy zdołała wybąkać krótkie i ciche „przepraszam". Wreszcie Angelica zatrzymała się przed drzwiami pomiędzy alejką ze sportowymi ubraniami a liczącym na oko pięć metrów wieszakiem pełnym toreb i chust wszelkiego rodzaju. Na środku wisiała przyklejona na taśmę kartka ewidentnie wyrwana z zeszytu, na którym widniał napis: Biuro Thomasa Pattersona.

Angelica zapukała do drzwi i bez wyraźnego zaproszenia, weszła do środka. Ginny zauważyła, że zanim dziewczyna to zrobiła, lekko poprawiła sobie włosy.

- Tom! – zaświergotała wesoło, przepuszczając Ginny. – Przyprowadziłam kogoś do ciebie.

Przy biurku znajdującym się naprzeciwko wejścia siedział jasnowłosy mężczyzna. Trzymał nogi na blacie stołu, popijał coś z kubka i czytał książkę. Leniwie podniósł spojrzenie, a kiedy tylko dostrzegł Ginny, potencjalną klientkę, natychmiast wyprostował się na krześle. Przez przypadek wylał na siebie trochę zawartości kubka, a książka z plaskiem spadła na panele. Ginny zacisnęła usta, żeby nie parsknąć śmiechem.

Odwracając czas || HP, Harmione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz