Rozdział 6, part IV

1.3K 95 13
                                    

Wesołych świąt i czekoladowego jajka! :* Z okazji świąt wklejam ostatnią część! Na dniach dodam epilog. Miłego czytania!

Parę miesięcy później

Niedzielne popołudnie upływało w Norze w pełnej radości atmosferze. Molly postanowiła zaprosić na obiad swoje dzieci, Andromedę z Teddym i przede wszystkim Hermionę z Harrym, by świętować ich zaręczyny. Jak się okazało, dwa dni temu Harry poprosił Hermionę o rękę. Odkąd zdołał uratować Regulusa przed niechybną śmiercią i zakończył całą tę historię z powrotami do przeszłości, w jego głowie kiełkowała myśl o założeniu rodziny. Z początku próbował zaniechać tego pomysłu, tłumacząc się, że jeszcze mieli czas i zamiast na dzieciach powinni bardziej skupić się na sobie. Kiedy jednak uświadomił sobie, że wcale nie młodnieją, postawił wszystko na jedną szalę. Klęknął przed Hermioną w dopiero co wyremontowanym biurze jej stowarzyszenia. Przez moment czuł ogromną panikę, że kobieta może się nie zgodzić, że nie jest jeszcze gotowa na małżeństwo, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Hermiona ze łzami w oczach pokiwała powoli głową, wyszeptując najsłodsze słowo, jakie Harry'emu dane było kiedykolwiek słyszeć: „tak". Wsunął jej na palec pierścionek Lily, który dawno temu znalazł w rzeczach rodziców, po czym niespodziewanie rozbrzmiały oklaski. Harry dopiero później zorientował się, że oświadczył się jej przed publicznością. Najwyraźniej gdy zmierzał do Hermiony, był tak bardzo zaaferowany i zestresowany, że nie potrafił przyswoić niczego innego.

- Jeszcze raz wielkie gratulacje, Harry. – Artur Weasley uśmiechnął się lekko. Siedział na kanapie, przykryty kocem prawie pod szyję, w ręku dzierżąc kubek z gorącą herbatą. – Tobie też, Hermiono.

- Dziękuję, panie Weasley.

Hermiona odwzajemniła uśmiech, który momentalnie zniknął, kiedy mężczyzna zaczął kaszleć. Wszystkich ostatnio strasznie niepokoił coraz bardziej pogarszający się stan zdrowia pana Weasleya. Wziął zwolnienie z pracy i od ponad dwóch tygodni leżał w domu. Molly po wielu kłótniach udało się nawet wyciągnąć męża do Munga na badania, ale niestety niczego nie wykryły. Uzdrowiciele załamywali ręce. Wszyscy w jego towarzystwie starali się jednak nie tracić rezonu i szczęśliwego humoru. A w takich sytuacjach jak dzisiejsza, nie było to wcale trudne.

Siedzieli przy stole, zajadając się ciastem domowej roboty i popijając gorącą, świeżo parzoną kawę.

- Stary – zwrócił się do Harry'ego Ron z pełnymi ustami jedzenie – wiesz, że masz jeszcze szansę uciec, no nie? Nie powtarzaj tego samego błędu co ja.

Wskazał głową na Mariettę, która jedynie zmierzyła go groźnym spojrzeniem.

Harry uśmiechnął się mimowolnie, co od dwóch dni zdarzało mi się nadzwyczaj często.

- Czy ja wiem... - zastanowił się na głos. – Chyba się jeszcze zastanowię, Ron.

- Obyś za długo nie zwlekał. Zobacz, co ja teraz muszę przeżywać.

- Ron!

Molly i Marie wykrzyknęły jednocześnie, wywołując tym samym śmiech u reszty. Jedynie Hermiona uśmiechnęła się niemrawo, kątem oka zerkając na Harry'ego. Wydawał się rozluźniony, a jego zielone oczy błyszczały radośnie, więc uspokoiła się. Nie wiedzieć dlaczego, odkąd stała się oficjalną narzeczoną Pottera, coraz częściej nachodziła ją myśl, że Harry coś przed nią ukrywał. Było to dość przelotne, ale nie dawało jej spokoju.

Do salonu wszedł George z Freddym na rękach.

- Rozmawiałem z Ginny. Powiedziała, że postara się zdążyć, ale niczego nie obiecuje. Po meczu idą gdzieś razem z Thomasem.

- Zauważyliście, że od kiedy Ginny z nim zamieszkała, strasznie się zmieniła? – zapytała Marie, ale nie doczekała się odpowiedzi. – Jak to w ogóle się stało? No wiecie, Ginny i Tom przyjaciółmi...

- Powiedziała mu prawdę o czarodziejach, tyle wiem.

- I tak po prostu postanowiła u niego zamieszkać?

- Cóż, trochę to dziwne, to prawda. Ale przynajmniej wydaje się być szczęśliwa. – Hermiona wzruszyła ramionami.

- Myślicie, że coś jest między nimi?

- Pytałem się jej o to – wtrącił niespodziewanie Ron, przyciągając ku sobie zaskoczone spojrzenia. – No co? Lubiłem tego kolesia, ale zaczął podwalać się do mojej siostry. Poszedłem więc do niego, żeby go nastraszyć.

- Ron! – wykrzyknęła oburzona Molly. Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.

- Musiałem się dowiedzieć, czego od niej chce. Mówił, że są tylko przyjaciółmi i wiecie co? Wierzę im.

- Jak cię przekonał? Dał ci coś dobrego do jedzenia? – zironizował George.

- Nie. Po prostu widziałem dwa oddzielne pokoje z oddzielnymi łóżkami i drzwiami na klucz. Poza tym gdyby Thomas chciałby wejść kiedykolwiek do pokoju Ginny, napotkałby problem. Rzuciłem parę zaklęć – odparł obojętnie, wywołując tym samym parsknięcie śmiechu u George'a, Harry'ego i pana Weasleya. Marie, Molly, Angelina i Hermiona wydawały się być jawnie oburzone.

Zanim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, Andromeda zmieniła temat.

- Wiadomo coś już o stanie zdrowia aurorów? Obudzili się z tej dziwnej śpiączki?

- Niestety nie – westchnął Harry, raptownie pąsowiejąc. – Uzdrowiciele ciągle wyprobowują na nich nowe eliksiry, ale żaden do tej pory nie zadziałał.

- Wujku Harry!

Z dworu nagle dobiegł ich krzyk Teddy'ego. Harry i Ron zerwali się na równe nogi, a Hermiona, George i Marie poszli ich śladem. Nim jednak zdołali wykonać jakikolwiek inny ruch, do salonu Weasleyów wpadł lis. A raczej Patronus w kształcie lisa. Przemówił tonem Darriusa Berrowa:

- Harry, Ron. Potrzebujemy was natychmiast w biurze. Ktoś włamał się do grobu Albusa Dumbledore'a.

- Po co ktoś miałby się włamywać do jego grobu? – zapytał Ron Harry'ego, ale Potter tylko pokręcił głową.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

- Zniknęła jego różdżka.

Harry, Ron i Hermiona popatrzyli na siebie z przerażeniem.

Czarna Różdżka została skradziona.

\

Odwracając czas || HP, Harmione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz