– Jak to nie zamierzasz wracać?– oczy mojego brata są takie smutne. Wygląda jak bezbronny pięciolatek.
Nie odzywam się. To nie ma sensu.
On wraca. Ja nie.
Proste.
– Świetnie. Po prostu świetnie. – Słyszę poirytowanie w jego głosie.–To ja zostawię panienkę samą i poczekam, aż się panienka raczy namyślić i sprowadzić tę rozmowę na poziom godny jej wieku.
– Nie musisz być sarkastyczny tylko dlatego, że nie chcę o tym z tobą rozmawiać. – Widzę, że chce coś powiedzieć, ale przerywam mu. – Nie, Steve. Nie zmienisz tego. – Uśmiecham się i idę do swojej kabiny.
Wchodzę do pomieszczenia i pochłania mnie mrok. Włączam światło. Moja kabina jest w odcieniach czerwieni. Czerwone krzesło obok czerwonej kanapy. Czerwone łóżko z czerwoną pościelą. Zdejmuję buty i moje stopy zanurzają się w miękkim krwistoczerwonym dywanie. Czuję się jakbym wylądowała na głowie Holly. Siadam na łóżku i wtedy zauważam, że w rogu pomieszczenia, tuż pod sufitem, znajduje się malutka, na pierwszy rzut oka niezuważalna, kamera. Jestem obserwowana cały czas. Muszę coś wymyślić.
Ignoruję kamerę i idę się umyć. Napuszczam gorącej wody do wanny i zanurzam się niej. Gorąc parzy moje ciało. Próbuję zmyć z siebie brud. Próbuję zmyć wszystko co łączyło mnie z domem. Chciałabym zmyć wspomnienia matki. Trę skórę tak mocno, że zaczynają robić się na niej czerwone pręgi.
Boli. Muszę przyzwyczaić się do bólu.
***
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Budzi mnie dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Wzdrygam się.
– Rose, wstawaj. – Udaję, że śpię. Głos Holly nie brzmi zachęcająco. – Wstawaj, albo to skończy się źle.
– Gorzej niż to, że razem z bratem jadę na pewną śmierć? – Otwieram oczy. Widzę oburzenie na jej twarzy.
– Przecież to zaszczyt reprezentować Dystrykt na Igrzyskach!
Bla bla bla. Przewracam oczami. To nie ona będzie umierać.
– Nie rób takich min. Wyłaź z tej wody i się ubieraj. – Podaje mi ręcznik, odwraca wzrok i wychodzi.
***
Chwilę później ubieram się w czarną sukienkę w z materiału, który widzę po raz pierwszy w życiu. Myślę, że kosztował tyle co pół mojego rodzinnego miasteczka. Przy zakładaniu sukienki pocieram paznokciem o podrażnioną skórę. Tworzy się ranka i zaczyna lecieć krew. Jej widok mnie uspokaja. Przynosi ulgę.
Słyszę odgłos otwieranych drzwi. Odwracam się i widzę brata.
– Jeżeli chodzi o naszą wczorajszą rozmowę, nic się nie zmieniło. – Mijam go i wychodzę z pokoju. Kieruję się w stronę kanapy.
– Słyszę, że znowu trafiła mi się panienka z humorkami, co? – Głos wydobywa się z ogromnego fotela stojącego tyłem do mnie. Ignoruję go i siadam na kanapie naprzeciwko posiadacza ochrypłego głosu. Mężczyzna wygląda jak niedźwiedź.
– Dobrze, że przynajmniej z twoim bratem łatwo sie dogadać. Co się tak patrzysz? Kiedy spałaś zdążyłem sobie z nim porozmawiać. To naprawdę inteligentny dzieciak. Aż szkoda mi było słuchać, kiedy mówił, że chce żebyś to ty wróciła. Mógłby zrobić niemałą karierę po Igrzyskach.
Wpatruję się w oczy mojego mentora. Są ciemne, zimne i zwierzęce. Trochę szalone. Po oczach można wyczytać wszystko, co człowiek próbuje ukryć.
– Słyszę, że znowu natrafiłam na kogoś ze zbyt wygórowanymi oczekiwaniami wobec mnie. Jak już mówiłam mojemu bratu, on wróci, ponieważ ja nie chcę. – Poprawiam kosmyki włosów wchodzące mi w oczy.
– Bo chcesz, czy po prostu nie przeżyjesz? Umiesz zabijać? Zabiłaś kiedyś cokolwiek oprócz komara? –zaczyna się śmiać- Nie? To jak masz zamiar zadbać o to, aby twój brat wrócił?
– Usunę się z gry kiedy będe miała już pewność, że wygra – mówię to z taką pewnością, że nawet przez chwilę się nie zastanawiam, czy na pewno tak zrobię.
– O ile oczywiście nikt nie wykończy cię wcześniej. Musimy więc o tym porozmawiać. Strzelasz z łuku, rzucasz oszczepem, a może umiesz posługiwac się nożem? Chociaż to może nie najlepszy pomysł. Żadnej walki z bliska to ty nie przeżyjesz. – Przygląda mi się w skupieniu.
Ma rację. Mam jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jestem chuda, w końcu w domu się nie przelewało. Mówmy szczerze- jestem mizerna. Nikt się mnie nie wystraszy. Nie ubiję nawet muchy.
– Dobrze biegam, umiem się wspinać i pływać – mówię po chwili namysłu.
To pewnie nie wystarczy.
– Od biedy mogę posługiwać się nożem – dodaję.
– Pływanie może ci się przydać. Bieg i wspinaczka też. Ale na jak długo? Kiedyś na pewno ktoś cię zaatakuje.
– Chyba, że zginę podczas Rzezi. Wtedy wszystko jedno. – Nie zastanawiam się nad tym co mówię.
– A nie chciałaś przypadkiem przetrwać na tyle długo, żeby móc pomóc bratu? – Kiwam głową, a on kontynuuje: – No właśnie. Kiedy dojedziemy już do Ośrodka będziesz musiała zacząć ćwiczyć. Przybrać trochę na sile.
Jego zwierzęce oczy przewiercają mnie, jakby chciał dojrzeć we mnie wszystko, co kryję. Cały ból i obawy.
– Co stało ci się w rękę? – A więc temu się tak przyglądał. Dopiero teraz zaczynam odczuwać, że z ranki znowu zaczyna lecieć krew.
– Nic. – Zakrywam rankę dłonią i jednocześnie zastanawiam się czy widziałam tego mężczyznę wcześniej. Nie przypominam go sobie.
– W jakim Dystrykcie byłeś mentorem wcześniej? – pytam.
Możliwe, że przysłali go z Kapitolu. W tylko w kilku Dystryktach mentorami są zwycięzcy. Ale jego nie kojarzę z żadnych Igrzysk.
– Nie byłem wcześniej mentorem. – W jego głosie słychać moment zawachania.
– Czyli nie znasz się na tym wszystkim tak bardzo jak ja i Steve?
Muszę go rozgryźć.
– Wiem nawet więcej niż wszyscy inni mentorzy razem wzięci.
Zaczyna mi coś powoli świtać w głowie.
– No dalej, wytęż głowkę. Kim mogę być? – pyta.
– Facetem, który odpowiada pytaniem na pytanie?– odpowiadam zgryźliwie.
Nie mogę już wytrzymać. Muszę wiedzieć z kim rozmawiam.
– Nazywam się Clovis Fell. Coś ci to mówi? – Uśmiecha się odsłaniając ostre białe zęby. Po czym dodaje: – W tym roku postanowiłem inaczej podejść do gry.
Clovis Fell, mój mentor, był twórcą Głodowych Igrzysk.
-
CZYTASZ
A potem był koniec
FanfictionFanfiction inspirowane trylogią Suzanne Collins "Igrzyska Śmierci". W państwie gdzie nic nie jest pewne, żyje Rosemary Hill. Dziewczyna chce tylko jednego: sprawić, aby jej brat przeżył.