Kiedyś musi mi się udać

108 12 3
                                    

Wychodzę z windy pierwsza. Zaraz po mnie wychodzi Steve, który ignoruje mnie całą drogę. Próbuję zwrócić na siebie jego uwagę, skubiąc go w udo. Odtrąca moją rekę i wykręca ją. Kiedy ją puszcza, na skórze automatycznie pokazują się sine pręgi.
Tracę rezonans. Z moim bratem jest coś nie tak.
Wchodzimy do lekko oświetlonego korytarza, w którym czekają już inni Trybuci. Odchodzę na kilka kroków od Steve'a i staję pod ścianą. Zegar pokazuje, że zostało nam jeszcze kilka minut Do rozpoczęcia sprawdzianów. Opieram się o zimną ścianę i patrzę, jak kolejni Trybuci przepychają się w stronę kanapy, albo stają w ciasnych grupkach. Są też tacy, którzy stoją sami i aż trzęsą się z nerwów.

 Taksuję wzrokiem pozostałych. Ich twarze zdradzają wiele. Większość oczu wpatrzona jest w podłogę. Ich posiadacze zazwyczaj siedzą sami. Oczy tych, którzy stoją w grupkach, nie błądzą po ziemi. Wpatrują się w swoich rozmówców, jakby chciały zapamiętać każdy szczegół ich twarzy. Wyglądają, jakby słuchali tak uważnie, jakby chcieli zapamiętac każde słowo. Na ich twarzach maluje się troska, czasami zastępowana lekkim uśmiechem. 

Tylko jedna grupka bez przerwy wybucha śmiechem. Zawodowcy. Stoją zbici pod przeciwległą ścianą. Biją się nawzajem w ramiona, szturchają, pokazują innych palcami. 

Zachowują się jak hieny. Chcą wystraszyć innych starając się pokazać jak bardzo wyszkoleni są. Staraja się ich zastraszyć, żeby później było im łatwiej zabić słabszych. 

A później, kiedy już sami się do siebie przywiążą, zaczną zabijać siebie nawzajem. Bez żadnych skrupułów. Byle tylko zabić i wygrać. Bo w końcu, co innego umieją?

Maszyny do zabijania.

Przymykam oczy. Staram się chociaż przez chwilę zapomnieć o istnieniu wszystkich na około. Myślę o tym jaki Steve mógłby być szczęśliwy w Dystrykcie ze swoją dziewczyną. Mówił o niej z taką miłością, że sama wątpiłam w to, ze ktos mógłby kochac kogoś aż tak.  Nigdy jej nie poznałam. W sumie nawet nie wiem czy istnieje. Może tylko mówił tak, żeby matka dała mu wreszcie spokój z narzekaniem, żeby jak najszybciej się usamodzielnił. 

Otwieram oczy kiedy słyszę dzwonek obwieszczający rozpoczęcia testów. Drzwi do sali treningowej otwierają się i Strażnik w białym stroju prosi do środka pierwszego Trybuta. Chłopak pewnie przechodzi przez drzwi. Odwraca głowę i rzuca kpiący uśmiech w stronę dwóch przepychających się chłopaków. 

Przyglądam im się uważniej. Ostre kości policzkowe, duże niebieskie oczy i ciemne  blond kosmyki opadające miejscami na czoło podpowiadają mi, że to Isaac, który właśnie szarpie się z wysokim brunetem stojącym do mnie tyłem.

Steve. 

Przestają się szarpać dopiero kiedy podchodzi do nich Strażnik i ich rozdziela. Nadal  o czymś rozmawiają. Mój brat żywo gestykuluje. Jestem pewna, że właśnie marszczy czoło i oczy. Zaciska pięści. Zawsze tak robi kiedy się wkurza. Oczy Isaaca ciemnieją. Stają się coraz chłodniejsze i coraz bardziej burzliwe. Zaciska usta w wąską linię. Odpowiada coś krótko. Wygląda jakby za moment miał wybuchnąć. 

Nasze spojrzenia krzyżują się. Chłopak patrzy na mnie smutno, ale jego twarz się rozpogadza. Szybko przenoszę wzrok gdzie indziej. Przypatruję się niziutkiemu chłopakowi z Jedenastki. Jest chudziutki przez co jego złote oczy wydają się być nienaturalnie wielkie. Chłopiec ma może z trzynaście lat, ale z jego twarzy nie bije lęk. Jego pewność siebie aż razi.
Drzwi sali treningowej otwierają się i ze środka wychodzi Trybut. Garbi się i niepewnie idzie w stronę windy. Ma rozbiegane spojrzenie i wzdryga się kiedy chłopak z Dwójki klepie go w ramię. Zanim drzwi windy się zanim zamykają dostrzegam jeszcze, że jego ciało zaczyna drgać, jakby miał się rozpłakać.

A potem był koniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz