Nieśmiała obecność

915 88 4
                                    

Autor: Okcilsezrk

Wszystko zaczęło się w pewien wieczór podczas pory deszczowej. Akurat trafiłem wtedy po raz koleiny do Dużego Miasta i nie miałem gdzie się podziać. Szwędałem się tu i tam, dopóki nie trafiłem na jakiś w miarę suchy kawałek miasta. Dlatego tak jakoś wyszło, że kiedy pierwszy raz ją spotkałem, siedziała na jednej z brudnych ławek na Dworcu. Nie zauważyła mnie, dopóki nie podszedłem do niej na odległość kilku kroków. Wyglądała młodo, a jej strój był bardzo wesoły - niebieskawa koszula, do której doczepiła aksamitną muszkę. Otarła wtedy z policzków łzy i powiedziała:

- Ty też nie masz się gdzie podziać?

Nie odpowiedziałem, ale najwyraźniej nie oczekiwała od mnie żadnej reakcji. Przypatrzyła mi się z namysłem i poklepała zachęcająco kawałek ławki obok siebie. Widząc, że nie mam zamiaru z nią spółkować, pokiwała smętnie głową i ponownie zatopiła się w myślach. Robisz się zbyt miękki, skarciłem się w duszy. Cicho westchnąłem i bez przekonania doczłapałem do dziewczyny. Zauważyła to, ale tylko uśmiechnęła się do mnie promiennie. Po łzach nie został nawet ślad.

- Gdzie jedziesz? - zagaiła po chwili przyjaznego milczenia. Ponownie nie zareagowałem, lecz ona ciągnęła dalej: - Ja daleko. Bardzo daleko... - wyznała. Jej oczy na moment znów napełniły się łzami. Tym razem powstrzymanie ich przyszło jej łatwiej niż wcześniej. - Pewnie myślisz, że jestem żałosna?

Gwałtownie pokręciłem głową. Jak mogła tak myśleć? Przecież nawet mnie nie znała. Zresztą, każdemu zdarzają się wzloty i upadki. I ja miałem swoje lepsze i gorsze dni. Teraz głównie gorsze, pomyślałem. Dokładnie wiedziałem, jak to jest, czuć się jak zmokły pies. Nieśmiało musnąłem jej policzek, uśmiechając się pocieszająco. Nie płacz, chciałem przekazać. Pomogę ci. Przez moment wydała się zaskoczona.

- Dziękuję - wyszeptała, zwracając wzrok na swoje paznokcie. Przypatrzyłem się im. Kiedyś musiała się nimi pieczołowicie zajmować, lecz teraz były smętne i obgryzione. Chabrowy lakier już prawie znikł, zdrapany w chwili stresu. - Kiedyś dbałam o nie bardziej. Ale to było przedtem...

Przez chwilę zdawało się, że ponownie wybuchnie płaczem. Ale tylko przez chwilę. Zdawało się, że wykorzystuje ogromne pokłady odwagi, aby nie okazać słabości. Znałem to. Zdarzało mi się postępować tak niezliczoną ilość razy. Ileż to nocy siedziałem w tym samym miejscu, czując się jak śmieć, którego nikt nie chce? Pomogę jej, postanowiłem, nabierając wilgotnego powietrza w płuca i otrząsając się, gdy zimna kropla skapnęła mi na sam czubek głowy. Mimo, że przed deszczem chronił nas dach, czasami wiatr był zbyt mocny, by przejmować się infrastrukturą. Wiedziony nagłym impulsem, rozejrzałem się dookoła. Nie zauważyłem nigdzie parasola... Zerknąłem w górę. Na naturalnie rudych włosach nie widziałem ani kropli wody. Przyłożyłem do jej głowy nos, wdychając zapach deszczu, którym przeniknęła jej skóra. Ku swojemu zdziwieniu, zostałem szybko odepchnięty.

- Nie spoufalaj się tak! - zawołała, obrażona. Wiedziałem jednak, że nie jest zła, bo na jej ustach błąkał się niewyraźny uśmiech. Nie dając za wygraną, łaskotałem ją aż nie mogła wytrzymać. - Przestań! Poddaję się!

Oderwałem się od niej i popatrzyłem głęboko w oczy. Tym razem nie odwróciła wzroku. Po chwili przymknąłem powieki i złączyłem nasze czoła razem. Trwaliśmy tak, mogłoby się zdawać, wiecznie.

Deszcz powoli ustępował miejsca ciepłym promieniom.

- Dziękuję. - Objęła mnie mocno, przylegając do mnie swoim ciałem. Poczułem wilgotne krople na policzku. To deszcz, powiedziałem sobie. Nie powinienem był się do niej przywiązywać. To nieracjonalne. Coraz więcej kropel skapywało na moją twarz. To głupie. Dziewczyna wciąż trzymała się mnie, ściskając boleśnie. Wreszcie, oderwała się. Widziałem, że znowu ma łzy w oczach. Nawet nie próbowała tego ukryć. - Wiesz, gdyby to był inny czas...

Nie mów tego! Zacisnąłem powieki żałując, że nie mogę zakryć uszu.

- ...mogłabym się w tobie nawet zakochać. - Zaśmiała się z tego niedorzecznego pomysłu. W końcu kto pokochałby...

- Spójrz na mnie - zażądała, nagle wyglądając śmiertelnie poważnie. Zupełnie, jakby słyszała moje myśli. Ociągając się, spełniłem jej polecenie. Miałem problemy ze skupieniem wzroku, wyglądała dla mnie bardzo niewyraźnie. Nagle poczułem jak coś mokrego dotyka mojego nosa. Dziewczyna złożyła na nim niewprawny pocałunek. Wydała się zawstydzona. - Wybacz. Nie mam w tym wielkiego doświadczenia.

Jeszcze raz uśmiechnęła się do mnie promiennie i położyła drżącą dłoń na mojej głowie. Nie przeszkadzało mi to. Cieszyłem się, widząc jej uśmiech. Nie była już samotna. Ja też nie. Już nigdy nie będę.

- Dziękuję - powtórzyła bardzo cicho. Zdawała się słabnąć, znikać na moich oczach.

Na naszą ławkę padł samotny promień światła. Postać dziewczyny rozwiała się na tysiące małych fragmentów. Po chwili wszystkie odłamki zniknęły, pozostawiając mi tylko wspomnienie naszego spotkania. Jednak w głowie wciąż słyszałem jej ostatnie słowa. Radośnie wybiegłem na trawę przed przystankiem, powstrzymując cisnące się do oczu łzy.

- Kocham cię, piesku.


Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now