Historia inna niż wszystkie

120 14 2
                                    

- Ta historia jest inna niż wszystkie które znacie. Nie wierzycie? - zaczęła opowiadać starsza kobieta siedząca na małym dziecięcym krześle otoczona przez grupkę przedszkolaków.

- Mamo... Znowu chcesz opowiadać dzieciom bajki miłosne? - odezwała się osoba stojąca zaraz za kobietą, a była to około dwudziestoletnia dziewczyna o długich włosach. Opierała się niezgrabnie o ściane, słuchając matki.

- Ale ta będzie wyjątkowa! - upierała się kobieta.

- Mówisz tak o każdej...

- Bo każda jest na swój sposób wyjątkowa. - Matka dziewczyny zrobiła obrażoną minę, a jej córka tylko przewróciła oczami i mruknęła pod nosem coś co brzmiało jak "wielkie dziecko".

- Czyli przyznajesz, że ta będzie taka sama jak inne?

- Nie odzywaj się, ale słuchaj, widzisz? Dzieci chcą słuchać, bierz z nich przykład! - Kobieta zrobiła gest ręką, wskazując na wszystkie dzieci zgromadzone wokół niej.

- Obiecałaś im cukierki po wysłuchaniu... - zaczęła, lecz szybko przerwała swoją wypowiedź widząc wzrok matki. - Okay, już milczę.

- Wróćmy od początku, jest to historia o pięknej miłości, która stworzyła to, co wszyscy kochacie...

- Cukierki?! - krzyknęła jakaś mała dziewczynka siedząca na lewo od kobiety.

- Nie.

- Czekolada! - Młody chłopiec wyrzucił ręcę nad głowę, wciąż powtarzając nazwę swojej ulubionej słodyczy.

- Nie, to nic słodkiego.

- PIZZA! - krzyknęło jednoczesnie paru chłopców.

- SPAGHETTI DZIECI - uciszyła grupkę.

-Ble - dzieci wydały z siebie dźwięk obrzydzenia. - Mamy słuchać historii o makaronie?

- Tak, nawet będziecie chcieli słuchać tej historii - argumentowała.

- Jak to? - dziwili się jej podopieczni.
Na co kobieta odwróciła się do nich tyłem zabierając swoją torebkę z której wyjeła worek cukierków. Wszystkie dzieci momentalnie ucichły i zrobiły wielkie oczy patrząc na ich wymarzoną nagrodę.

- Niech pani opowiada! - pośpieszali kobietę, myśląc już o cukierkach.

***
W pewniej odległej krainie żyła dziewczyna o czerwonych jak ogień włosach i oczach o kolorze świeżej trawy. Dziewczyna ta zawsze pachniała ziołami, humorki miała jak przystało na kobietę - raz była łagodna jak potulny kot proszący o jedzenie, lecz za razem mogła się zmienić w lwa z ostrymi pazurami i mocnym rykiem.

Dzwieczyna miała na imię Solly, lubiła wyzwania, a takim wyzwaniem był dla niej Marcello - chłopak mieszkający w niedalekiej wiosce.

Solly codziennie przejeżdżała przez Italiane, widząc od czasu do czasu chłopaka o blado-żóltych włosach.
Wydawał jej się czymś magicznym, czymś, co musi mieć.

Pewnego dnia postanowiła, że zdobędzie serce blondyna, przejeżdżając przez jego wioskę, pytała przechodniów o niego. Ludzie chętnie opowiadali jej różne historie związane z dzieciństwem chłopaka, jak i z bardziej aktualnymi zdarzeniami.
Dowiedziała się o nim wiele, nawet bardzo.

W jej oczach chłopak z opowieści był aniołem, białą nieskalaną osobą o wielkim sercu. Czasami może nawet za wielkim, łatwo go było oszukać. Tego się najbardziej obawiała Solly, że kiedy już do niego podejdzie on stwierdzi, że chce go oszukać. Nie chciała go skrzywdzić.

Chciała go chronić, otoczyć opieką.

Marcello codziennie widział czerwonowłosą dziewczynę na pięknym koniu, która przejżdżała przez jego wieś. Czasami zatrzymywała się, by porozmawiać z przypadkowymi ludźmi. Gdy tylko do nich podchodził, by spytać o czym rozmawiali z dziewczyną, oni uśmiechali się ciepło i życzyli mu dobrego dnia.

Chłopaka zainteresowała ta dziewczyna, wyglądała tak niewinnie a zarazem jadąc na swoim koniu, gdy włosy były rozwiane przez wiatr, wyglądała jak wojowniczka. Brakowało jej tylko broni.
Choć słyszał kiedyś, że największą bronią kobiet jest właśnie to, że są kobietami. To ich słabość i przewaga.

Pewnego dnia, gdy Solly przejeżdżała przez Italiane, Mercello dostał nagłego przypływu adrenaliny i odwagi. Stanął na środku drogi i zatrzymał jadącą dziewczynę.
Ta zszokowana czynem blondyna tylko zeskoczyła z konia i stanęła przed nim.

- Dlaczego mnie zatrzymałeś, chłopcze?

"Po twe pięknę zielone oczy o to prosiły" pomyślał, lecz nie odważyl się tego powiedzeć. Odwaga uleciała z niego, gdy tylko postawił nogę na drodze.

- Nie odzywasz się? Dlaczego? - Dziewczyna starała się nie roześmiać tej sytuacji. Jednocześnie uśmiechała się sama do siebie z powodu, że rozmawia z chłopakiem, o którym śniła, oraz śmiała się z jego miny, ponieważ wiedziała, że sam do końca nie jest pewnien, co właśnie zrobił.

- Ja... - zaczął po dłuższej chwili - ja... masz piękne włosy.

"Nie tak piękne jak twoje, wręcz anielskie", pomyślała dziewczyna, sama do końca nie wierząc, że stać ją na komplementy.

- Dziękuję chłopcze, to tyle? - Solly postanowiła go trochę podrażnić, od razu była zadowolona ze swojej decyzji, widząc rumieńce na twarzy chłopaka.

- Ja... Jeszcze... Eee - próbował złożyć myśli w zdania. - Chciałbym poznać twoje imię.

- Solly. Może skoro już skleiłeś całkiem porządne zdanie, to bliżej się poznamy? - zaproponowała czerwonowłosa, uśmiechając się miło. - Jak ty masz na imię, drogi chłopcze?

- Marcello.

Dwójka młodych ludzi, dziewczyna i chłopak, tak właśnie się poznali.

Chłopak co był biały jak śnieg czy mąka oraz dziewczyna o czerwonych włosach i intesywnie zielonych oczach.

Lecz to jeszcze nie był koniec ich znajomości.

Dziewczyna dalej codziennie przejeżdżała przez wioskę, czasami zostawała tam na noc. Chłopak z zauroczenia przeszedł na zakochanie się w czerwonowłosej.
Widać było, że młodzi się kochają.
Nie umieli tego przyznać w słowach, lecz ich czynny mówiły za nich.

Wszyscy w wiosce chłopaka pokochali Solly i jej temperament. Była już codziennością, trochę bardziej energiczną częścią dnia. Lubiła śpiewać, czasem głośne piosenki, a czasami ballady. Siadała wtedy na murku przy drodze, gdzie kiedyś zatrzymał ją pewien młodzieniec o jasnych włosach i wspominała, a słowa same opuszczały jej usta w rytm melodii, którą wymyślało jej serce.

W tej wiosce mieszkała też stara czarownica, jedna z tych, co traktowała Solly jak członka rodziny. Staruszka kochała śpiew dziewczyny, a widząc jak szczęśliwa jest z Marcellem, postanowiła połączyć ich na wieki.

Tak oto po śmierci chłopiec o blond włosach i jasnych oczach zamienił się w najbielszą mąkę jaką świat widział, a dziewczyna o zmiennych humorach została rozsypana na świat w postaci ziół którymi tak często pachniała.

A gdy kucharz bierze mąkę - najbielszą ze wszystkich i tworzy makaron, to zioła, które dodaje do czerwonego sosu zaczynają pachnieć miłością, czasami ostrą, czasami łagodną - jak dziewczyna, która byla tak zmienna niczym one.

Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now