How to...

173 24 2
                                    

- Pierwszym, co rzuci się jej w oczy będzie róża, którą przyczepisz do drzwi. Zdejmie ją i z uśmiechem wejdzie do domu. W holu będzie ciemno. Mrok będą rozświetlały lawendowe świeczki (jej ulubione) a podłoga będzie obsypana płatkami róż. Ona zarumieni się lekko, rozglądając dookoła. Zdejmie buty i płaszcz a potem pójdzie ścieżką płatków i świeczek po schodach na górę. Ściany ozdobisz lampkami i sercami z papieru. Na dywanie porozkładasz czerwone róże. Będzie je zbierała idąc po ich śladzie do sypialni. Otworzy drzwi, do których przyczepiona będzie ostatnia róża. W pokoju, zamiast lampy, też porozstawiasz świeczki. Na dywanie, obsypanym płatkami róż, będziesz klęczał na jednym kolanie ty. W garniturze oczywiście! Gdy wejdzie, otworzysz pudełeczko - koniecznie czerwone - i...

- Wszystko ładnie-pięknie tylko... Jest jeden mały problem... - przerywam w końcu monolog Baśki. Kobieta dyszy ciężko. Czerwone plamy pokrywają jej twarz.

- Jeden? - Artur unosi brew i uśmiecha się kpiąco.

- No dobra. Kilkanaście - przyznaję. - Mieszkamy w mieszkaniu, które, z tego co zauważyłem, nie ma piętra. Marlee nie lubi róż a świeczki woli waniliowe. No i...

- Marlenka jest totalną chłopczycą. Takie oświadczyny wywołają u niej napad śmiechu - wtrąca Aneta. - No i nienawidzi przepychu. To skromna dziewczyna.

Baśka wygląda tak, jakby wybudziła się z transu. Przez chwilę błądzi po nas nieprzytomnym spojrzeniem. Po chwili jej twarz wykrzywia pogardliwy grymas.

- A kto tu mówi o tej całej Marlenie?! Wy nigdy nic nie rozumiecie! - krzyczy, podrywając się z fotela. Wściekle różowa szminka odznacza się na jej zębach. - Wszystko zawsze psujecie!

- Jak rzucę ci patyk to wyjdziesz? - warczy Artur. Szczęka drży mu lekko, a to nigdy nie wróży niczego dobrego. Baśka fuka coś o idiotach i wybiega z pokoju potykając się na swoich niebotycznych szpilkach. Krzysiek uspokajająco kładzie niższemu mężczyźnie dłoń na plecach.

- Nie trawię lafiryndy! - oznajmia Anetka, odkładając długopis i wreszcie podnosząc wzrok z nad papierów. - Nikt jej nie trawi. Ale odgrażanie się tej amebie nie pomoże Marcinowi. Musimy coś wymyślić.

- Może zrobisz tak: zaproś ją na spacer do jakiegoś parku. Albo lepiej do lasu. Znajdź jakieś ustronne miejsce, na przykład polanę albo altankę czy jak to tam się wabi i walnij prosto z mostu. No wiesz, coś w stylu „Kocham cię. Wyjdziesz za mnie?". Daj jej ten krążek i się uśmiechnij. Tylko broń Boże nie klękaj! To jakieś takie żałosne i wsiowe. Marlee nie cierpi takich klimatów - proponuje Artur. Krzysiek uśmiecha się z politowaniem i daje mu całusa w policzek. W odpowiedzi łokieć Artura wbija mu się pod żebra.

- To urocze, ale trochę... Nie na miejscu. Mimo wszystko Marlee jest kobietą i wypadałoby się choć trochę bardziej postarać, prawda? - Łokieć Artura znowu ląduje na brzuchu blondyna ten jednak kontynuuje nie zrażony zachowaniem swojego chłopaka. - Zaproś ją na kolację do tej nowej restauracji. Mój brat był tam z żoną i bardzo chwalili. Zjecie sobie kolację a potem się oświadczysz. Klękanie to faktycznie nienajlepszy pomysł, ale moim zdaniem mógłbyś kupić jakiegoś kwiatka. Jakie lubi Marlenka?

- Maciejkę lubi... I bez. Ale w lutym to ja jej prędzej jeża wysram niż maciejkę znajdę... - mruczę, mieszając kawę w kubku. Anetka marszczy brwi, zagryzając policzek. Artur międli fartuch a Krzysiek kołysze się na boki.

- Słuchaj. A może ty jej jakie ciastko upiecz? Wsadź ten pierścionek na czubek i pierdyknij lukrem „Wyjdziesz za mnie?". Daj jej to ciastko w pudełku jutro rano i powiedz, żeby otworzyła dopiero jak będzie w pracy - mówi ostrożnie Anetka po czym pociąga długi łyk kawy ze swojego termosu.

- Anecia, ostatnim razem jak Martin coś piekł trzeba było wzywać straż pożarną - rzuca Artur, odstawiając własny termos na stolik. Wzdycham ciężko i zapadam głębiej w zepsutym fotelu.

- A może to jest jednak zły pomysł? Ponoć małżeństwo niszczy związki i zmienia ludzi... A jak Marlee powie „nie"? Co ja zrobię? - jęczę cicho. Boję się. Naprawdę się boję. Dużo już przeszedłem, ale jeśli Marlenka mnie odrzuci... Boję się nawet wyobrazić sobie, co zrobiłbym bez niej! Może faktycznie lepiej zostawić wszystko jak jest? Jesteśmy szczęśliwi bez ślubu i... Długopis Anetki wali mnie w twarz. Stękam cicho i rzucam jej spojrzenie pełne wyrzutu.

- Co ci...

- Marcin głupia dupo! - kobieta nie daje mi dokończyć. - Kochasz ją?!

- No kocham! - odpowiadam cicho.

- Chcesz z nią być?! - kontynuuje Aneta.

- No chcę!

- Chcesz z nią być do końca życia?!

- NO CHCĘ, NO! - krzyczę, podrywając się ze sflaczałego fotela. Zalewa mnie nowa fala determinacji.

- TO WEŹ CHŁOPIE OGARNIJ CZTERY LITERY I SIĘ OŚWIADCZ JAK NA FACETA PRZYSTAŁO! - ryczy lekarka i, dla podkreślenia powagi sytuacji, uderza pięścią w biurko.

- A żebyś wiedziała, że tak zrobię! - mówię twardo, przyjmując pozę „na super bohatera". Drzwi pokoju lekarskiego otwierają się z hukiem. Staje w nich spocona pielęgniarka dysząc lekko.

- Potrzebny doktor Słowicki! Pacjentka z czwórki ma kolejny atak!

Czuję gorąco ogarniające moją twarz i potulnie biegnę za starszą pielęgniarką. Po chwili słyszę jeszcze jak pokój lekarski wybucha śmiechem, ale postanawiam to zignorować. Tak samo jak uczucie zażenowania i chęć poproszenia pani Marysi żeby zachowała usłyszane słowa dla siebie...

***

Home, sweet Home... Padam na kanapę jak martwy. Nie miałem siły nawet zdjąć butów po powrocie do domu. Nocne dyżury kiedyś mnie wykończą. Myślę o pudełeczku z pierścionkiem spoczywającym w mojej kieszeni i o Marlee... Co powinienem jej powiedzieć? JAK powinienem to powiedzieć?! Pogrążony w rozpaczliwych rozważaniach nie zauważam nawet kiedy zmęczenie bierze nade mną górę i odpływam w niebyt.

***

Budzi mnie delikatnym pocałunkiem. Uśmiecham się delikatnie i podnoszę powieki. Czekoladowe oczy Marlee wpatrują się we mnie z troską a włosy w kolorze piasku łaskoczą mnie w szyję. Kobieta marszczy piegowaty nos i daje mi jeszcze jednego buziaka.

- Dzień dobry panie Marcinie - szepcze, kładąc się obok mnie.

- Dzień dobry panno Marleno - odpowiadam równie cicho i obejmuję ją ramieniem.

- Nie powinien pan spać na kanapie gdy łóżko takie wielkie - mruczy, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.

- Niech mi pani wybaczy moje haniebne zachowanie. Więcej się to już nie powtórzy - spoglądam na nią, gładząc jaj ramię. Blondynka przez chwilę udaje, że się zastanawia.

- Wybaczone - mówi w końcu i posyła mi uśmiech. Widząc jej pogodną twarz, wszystkie moje obawy znikają. Byłem głupi myśląc, że Marlee powie „nie". A nawet jeśli... To i tak niczego nie zmieni. Teraz albo nigdy, co nie?

- Ma pani jakieś plany na przyszłość? - pytam cicho.

- Hmmm... Niczego konkretnego na razie nie zaplanowałam.

Biorę głęboki oddech i wyciągam z kieszeni spodni pudełko z pierścionkiem. Otwieram je szybko i wyrzucam z siebie to, co już dawno powinienem był powiedzieć.

- A wyjdzie pani za mnie?

Marlee milczy spoglądając to na mnie to na pierścionek. W końcu jej twarz rozjaśnia najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem i odpowiada:

- A wyjdę.

Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now