Jedno i to samo

156 22 0
                                    

- Powiedziałaś jej w końcu? - zapytał Michał, przerywając ciszę między nami. Głośno przełknęłam ślinę.

- O nas? Jeszcze nie, ale...

- Dobrze wiesz, o czym mówię - przerwał mi spokojnie głosem nie znoszącym sprzeciwu. Spojrzał mi w oczy a ja odwróciłam wzrok. Patrzenie na niego czasem bolało.

Dlaczego nie umiał zrozumieć, że po prostu nie potrafię jej tego powiedzieć? To było zbyt trudne. Znienawidziłaby mnie. To że zakochałam się w Michale może jeszcze dałaby radę przetrawić. Co jednak z faktem, że połączyła nas miłość do sceny? Co z moimi kłamstwami i wymykaniem się na próby? Nie. Tego mi nie wybaczy. Odwróciłam się do chłopaka, chcąc mu to wszystko powiedzieć, ale on jakby znając moje myśli, złapał mnie za dłonie. Splótł nasze palce i ponownie spojrzał mi w oczy.

- Kocham cię Jagodo i cokolwiek zadecydujesz będę przy tobie. - Otwierałam już usta, by zaprzeczyć jego słodkim słowom, ale on powstrzymał mnie skinieniem głowy.

Puścił moje ręce i schylił się, by coś podnieść. Był to plik kartek. Na górze drukowanymi literami widniała nazwa „Romeo i Julia" a poniżej jakiś żartowniś (zapewne Wera, która już od dawna wróżyła nam bycie razem) dopisał „A raczej Michał i Jagoda. Miłej zabawy gołąbeczki! Tylko uważajcie. Nie chce zostać ciocią". Parsknęłam śmiechem. Mając nadzieję na ukrycie tego, zakryłam usta dłonią. Gdy jednak zobaczyłam uśmiech Michała, wiedziałam, że słyszał, jak „pięknie" się śmieję.

- Brzmisz jak chory koń - uznał, ledwo panując nad śmiechem, na co groźnie zmrużyłam oczy i podeszłam do niego. Zbliżyłam swoją twarz do jego i uśmiechnęłam się. Widziałam zaciekawienie w jego oczach i czułam, że jego serce przyspiesza. Teraz ja miałam kontrolę nad tym, co się dzieje. Tak jak lubiłam.

- Zgrzybieję, licząc podług tej rachuby, nim cię zobaczę znowu, o mój luby. - Na jego twarzy zobaczyłam zdziwienie. Ha! Nie spodziewał się, choć było pewne, że to zrobię. Miałam ochotę mu wypomnieć jego słowa sprzed tygodnia, gdy nagle uderzył tekstem o dłoń. Zapewne przypomniał sobie co powinien teraz odpowiedzieć.

- Ilekroć będę mógł, tylekroć twoją drogą troskliwość zawsze zaspokoję. Nie uważasz, że to trochę nie pasuje do sytuacji? - Uniósł brew w pytającym geście, a ja wzruszałam ramionami. Wzięłam od niego tekst i przeszłam się po starej scenie, której zapach zawsze kojarzył mi się z wolnością.

Stanęłam w odpowiednim miejscu i spojrzałam ma chłopaka. Rude loki jak zawsze opadały mu na oczy, dodając mu tym samym dość dziecięcego uroku. Duże, błękitne oczy tylko potęgowały to wrażenie. Tak samo jak piegi - przepraszam, masa piegów - zdobiące jego twarz. Ludzie go uwielbiali. Był miły, przyjacielski. Gotowy obronić swoich bliskich, gdy zajdzie taka potrzeba. Kochałam go za to. Uśmiechnął się do mnie, ukazując tym samym krzywe zęby.

- Powinieneś nosić na nich aparat, bo niektóre to już uciekają - uznałam, a on prychnął i w paru krokach pokonał dzielącą nas odległość. Odsunęłam się od niego. Na moje nieszczęście za mną stała ściana. Nie miałam możliwości ucieczki. Nie miałam kontroli.

Michał uśmiechnął się. Wiedział, że nie cierpię, gdy ktoś ma mnie w swojej władzy. Zbliżył się jeszcze bardziej. Pogłaskał mnie lekko wierzchem dłoni po bliźnie szpecącej prawie cały mój lewy policzek.

- A tobie przydałaby się chirurgia plastyczna. - Zbliżył nasze twarze do siebie, a ja silniej niż kiedykolwiek poczułam zapach lawendy. Wiele razy mu powtarzałam, że nie wiem, czym się pryska, ale ma tego nie zmieniać, bo zapach jest nieziemski.

Świat dookoła nas chyba się zatrzymał. Nie czułam nic prócz słodkich perfum i... ciepłych ust które lekko muskały moje usta. Gdy Michał w końcu odsunął się ode mnie łapczywie zaczerpnęłam powietrze.

- Nie było chyba aż tak źle, co? - zapytał i zaśmiał się. Nienawidzę cię, pomyślałam. Zamiast tego powiedziałam coś kompletnie odwrotnego.

- Kocham cię.

A może to tak naprawdę jedno i to samo?

Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now