Nie żegnaj się

100 11 0
                                    

Autor: KirigayaShu5

Nie mogłam oderwać wzroku od wschodzącego słońca. Po raz ostatni patrzyłam, jak nieśmiało wychyla się zza horyzontu. Przesypałam garść błękitno-szarego piasku między palcami. Ta planeta umiera. Już niebawem pozostanie po niej tylko wspomnienie.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - Usłyszałam znajomy głos za plecami.

Odwróciłam się.

- Też to czujesz? - spytałam ponuro.

Kuru usiadł obok mnie. Nasze nogi zwisały swobodnie nad przepaścią. Odetchnął głęboko.

- Koniec jest blisko... - odpowiedział po chwili.

Wziął mnie za rękę. Jego złote oczy błyszczały, widziałam w nich smutek. Westchnęłam. Już teraz czułam tęsknotę, na samą myśl, że już nigdy więcej tu nie wrócę. Każdy człowiek tak się czuł. Nikt nie chciał opuszczać domu. Jednak naród musiał przetrwać.

Pierwsze Słońce stanęło wysoko na niebie, nadając wszystkiemu wokół błękitne zabarwienie. Na horyzoncie pojawiło się Drugie Słońce. Rozprowadzało po niebie zielonkawy kolor. Ponownie spojrzałam na Kuru. W blasku Pierwszego Słońca jego skóra miała odcień głębokiego granatu. Łuski na jego policzkach, szyi i torsie migotały przy każdym ruchu. Lodowaty wiatr poruszył jego gęstą, turkusową czupryną.

- Ciekawe, czy znajdziemy drugą taką planetę - wyszeptałam. Drugie Słońce wznosiło się szybko. Razem ze swoim towarzyszem nadały niebu błękitny kolor. - Będę tęsknić za tym widokiem...

- Tak, ja też - przytaknął mi Kuru.

Siedzieliśmy w ciszy, czekając na pojawienie się Trzeciego Słońca. Oparłam się o ramię Kuru, a on mnie objął.

- Najważniejsze, żebyśmy byli zawsze razem - wyszeptał w moje włosy. - Wtedy każde miejsce będzie dla mnie domem.

Uśmiechnęłam się smutno. Pocałowałam go w rękę, którą trzymał na moim ramieniu.

- Masz rację - powiedziałam cicho.

Usłyszałam hałas, daleko za naszymi plecami.

- Jeden ze statków odleciał - Kuru odwrócił się w stronę hałasu. - Powinniśmy się zbierać.

Wstałam niechętnie, otrzepując swoje nogi z piasku. Ruszyliśmy w dół, w stronę ogromnego portu. Czekały tam na nas trzy statki, którymi mieliśmy odlecieć. Były na tyle duże, że nawet z tak sporej odległości wyraźnie je widziałam. Z każdym krokiem mogłam zobaczyć więcej szczegółów. W pobliżu wejścia do największego ze statków znajdowała się ogromna ilość ludzi. Czemu nie wchodzą na pokład? Miejsca powinno wystarczyć dla wszystkich.

Im bliżej równiny byliśmy, tym większe odczuwaliśmy ciepło. Z tygodnia na tydzień temperatura rosła. W najniżej położonych miejscach nie da się już przebywać. Ta równina także niedługo będzie dla nas niedostępna. Nagle dwa mniejsze statki odleciały. Dołączyły do tych, które czekały na orbicie.

- Niemożliwe... - Kuru patrzył zdumiony to na odlatujące statki to na wciąż sporą grupę ludzi. - Miejsca nie mogło zabraknąć...

Ścisnął moją rękę. Miałam wrażenie, że grunt ucieka mi spod nóg. Brak miejsca na statku to wyrok śmierci. Nie mogą nas tu zostawić! Przyspieszyliśmy kroku. W pewnym momencie zaczęły dochodzić do nas krzyki oburzonych ludzi. Domagali się wpuszczenia na pokład. Zatrzymaliśmy się na brzegu zbiorowiska.

Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now