Peron

157 20 0
                                    

Autor: Casiopea_5


Siedzę na peronie całkiem sam. Pociągi zatrzymują się jeden po drugim, wydając nieznośny, piszczący dźwięk. Ludzie wylewają się z nich falami, a odjeżdżają zupełnie puste. Zbliża się godzina zero, kiedy na peronie naprzeciw mnie staje on. Nieskazitelny ubiór, włosy zaczesane do góry, obojętny wzrok. Jak zwykle mnie nie zauważa. Kto zwróciłby uwagę na gnojka, który siedzi skulony na ławce i wygląda na przybłędę? Na pewno nie taki Casanova jak on. Widzę, jak przystępuję z nogi na nogę i pociera dłonią o dłoń, a z jego ust wydzielają się dymki pary. Fakt, ta zima jest sroga. Nagle z prawej strony dobiega gwizd i słychać charakterystyczny turkot. Pociąg zbliża się, a w pociągu ona. Moje ciało ogarnia to samo nieznane uczucie, które odczuwam co kilka tygodni wraz z przyjazdem pociągu. Z jej przyjazdem. Hałas robi się głośniejszy, po chwili pociąg przejeżdża przed moimi oczami i zatrzymuję się, wydając ten okropny dźwięk. Wstaję z ławki, przystępuje kilka kroków, aby mieć lepszy widok, widok na nią i na niego. To jest kara, kara za każdą z krzywd, które wyrządziłem tobie, Maggie.

Dwa lata wcześniej


- Możesz zostawić moje włosy w spokoju? - prosi i porusza niespokojnie głową, aż ciemne kosmyki wysuwają się spomiędzy moich palców.

- Maggie, ale ja tak strasznie lubię twoje włosy - mruczę jej do ucha i sunę palcami po odsłoniętym ramieniu. Jak zawsze tworzę na nim kółeczka, przejeżdżając po pieprzykach które układają się w jakiś dziwaczny wzór.

Wzdycha i odsuwa się trochę, próbując skupić się na swojej książce.

Mruczę coś pod nosem i przyglądam się jej, zagryzając wargę. Jest taka piękna. Falowane, brązowe włosy z fioletowymi końcówkami, na których widok jej mama prawie dostała zawału, delikatnie zadarty nosek i te oczy... spędziliśmy tak wiele czasu, by określić ich kolor. Czasem mają morski odcień, niekiedy są typowo zielone, ale zawsze tak nieziemsko magiczne. No i wargi! Jak mógłbym pominąć pełne usta, z których scałowuję całą jej słodycz.

Przysuwam się do niej i siadam tuż za jej plecami.

- Wiesz co jeszcze w tobie lubię? - mówię szeptem, wprost do jej ucha. Drży, a ja uśmiecham się zadziornie. Zawsze jest pewna siebie, ale czasem wystarczy choć jedno moje słowo lub gest, by całkowicie zapomniała o bożym świecie. Znam to uczucie, mam tak samo w stosunku do niej.

Wciągam ją na swoje kolana, książka wysuwa się z jej rąk, z łoskotem upadając na podłogę.

- Lubię twoje oczy - mówię i delikatnie muskam jej powieki, przymknęła oczy jak tylko zbliżyłem się do niej. - Lubię twój nos - uśmiecham się i sunę palcem po jej nosie, na koniec pstrykając w jego piegowaty czubek.

Śmieje się melodyjnie, aż drżą jej ramiona. Otwiera oczy, czekając na moje dalsze słowa. Nie muszę się nawet nad nimi zastanawiać, same przychodzą mi na język.

- Lubię twoje dłonie, są takie delikatne - szepczę i chwytam lekko jej palce, całując powoli każdy koniuszek. Kiedy podnoszę wzrok już się nie uśmiecha. Jej mina jest poważna, ale nie chłodna czy surowa.

- Chyba cię lubię, Timi - mówi do mnie tym głupim przezwiskiem, którego wprost nienawidzę. Marszczę brwi, co od razu wywołuje jej śmiech. Mimowolnie uśmiecham się i łapiąc za rąbek jej koszulki, przyciągam dziewczynę do siebie. Całuję ją z największą delikatnością i subtelnością, wiedząc, że wywoła to u niej niedosyt. Odsuwam się i unoszę brwi na widok jej rozanielonej twarzy.

- Chyba mnie lubisz, Maggie? - upewniam się, kładąc nacisk na pierwsze słowo. Przewraca oczami i obraca nas tak, że ląduję na łóżku, a ona nadal siedzi na moich nogach.

- Chyba na pewno - szepcze, zanim znowu nie zatracamy się w tym naszym małym, perfekcyjnie nieperfekcyjnym świecie.

Teraz


Wysiada z pociągu. Jest jeszcze piękniejsza niż wcześniej, czy to możliwe? Do twarzy jej z krótkimi włosami, wygląda bardziej niewinnie, chociaż oboje wiemy, że taka nie jest. Jest silna, silniejsza niż ktokolwiek inny. Jest szalona, o Boże, pamiętam wszystkie te pomysły, których realizacja była prawie niemożliwa, ale nie dla niej.

Rozgląda się. Gdzieś w głowie pojawia się myśl, że może szuka mnie. Momentalnie prostuję się i wychylam zza filaru, mimo to pozostaję w cieniu. Nagle jej słodką twarz rozświetla uśmiech, szeroki i szczery. Puszcza torby i zaczyna biec. Wpada prosto w jego rozchylone ramiona. Stojąc nawet po drugiej stronie peronu, mogę usłyszeć jej śmiech, kiedy on obraca się kilka razy, trzymając ją przy sobie. Nie wiem co powinienem teraz czuć. Złość, tęsknotę, rozpacz? Powinienem wysadzić cały ten dworzec? Chyba czuję... pustkę.

Moi znajomi mówią, że niepotrzebnie nadal o niej myślę, że ona ruszyła dalej. A ja mimo to stoję w tym samym miejscu, co dwa lata temu.

Czekam, aż odejdą. Trzymają się za ręce, ona podskakuje niczym dziecko, a on niesie jej torby.

Też mógłbym nieść twój bagaż, Maggie. W ogóle mógłbym być na jego miejscu. Dlaczego nie mogę?

Dwa lata wcześniej

- Jeden, dwa, trzy. - Słyszę jak odlicza, by się uspokoić. Zagryzam policzek i podchodzę do niej. Delikatnie kładę na jej ramieniu głowę i przytulam się do jej pleców. Jej ciało jest bardzo spięte. Widzę, jak porusza palcami w powietrzu, udając, że gra na niewidzialnym pianinie. Wiem, jaka to dla niej wielka szansa. Przesłuchania, które mogą zapewnić jej stypendium w dobrej uczelni i otworzyć bramy do kariery.

- Maggie, poradzisz sobie. Dużo ćwiczyłaś, znasz utwór na pamięć. Jesteś najlepsza - próbuję ją pocieszyć. Prycha i odwraca się do mnie.

- Widziałeś tych ludzi, oni wyglądają na profesorów, czuję się przy nich jak amatorka - mówi niespokojnym szeptem. Przewracam oczami i kładę jej dłonie na ramionach.

- Posłuchaj. Nie jesteś żadną amatorką, jesteś przyszłą absolwentką najlepszej szkoły muzycznej w kraju. Kiedy przejdziesz przez te drzwi - wskazuję za siebie - masz grać dla mnie, rozumiesz? Wyobraź sobie, że jesteśmy w twoim pokoju, ty przy pianinie, a ja rozwalony na twoim łóżku i słucham cię. Gdybym nie był twoim chłopakiem, powiedziałbym, żebyś wyobraziła sobie jury nago, bo to zawsze pomaga, ale nie powiem tego - dzięki tym słowom słyszę tak długo wyczekiwany, melodyjny śmiech. Utwór za ścianą dobiega końca i oboje wiemy, co to oznacza.

Jeden z jurorów wychodzi na korytarz trzymając w rękach listę uczestników przesłuchania.

- Magdalena Smith? - mówi i przejeżdża wzrokiem po zgromadzonych. Maggie ściska moje palce, zanim wychodzi z szeregu. Widząc jej pewny krok, sam czuje się lepiej. Wiem, że da radę, przecież jest najlepsza. Zanim wchodzi do sali przesłuchań odwraca się, a ja szybko unoszę dwa kciuki i bezgłośnie mówię „kocham cię". Uśmiecha się i po chwili znika za drzwiami. Dwie minuty później słyszę jak zaczyna grać i zamykam oczy, próbując wyobrazić sobie, że jestem tuż obok niej. Gra idzie jej perfekcyjnie, każda pauza, każda nuta ma swoje własne znaczenie i interpretację, które dziewczyna bezproblemowo odkrywa. Po kilku minutach utwór kończy się i nerwowo zagryzam wargi, czekając na cokolwiek. Słyszę oklaski. Jury jest najwyraźniej zachwycone. Oddycham z ulgą i uśmiecham się szeroko.

Teraz

Stoję na peronie całkiem sam. Przypominam sobie wszystkie nasze wspólne chwile. Było ich tak wiele, prawda? A czemu nie ma ich teraz? Chciałbym być twoją teraźniejszością i przyszłością, ale wiem, że nie mogę. Potrafię tylko cię ranić, muszę zostać w cieniu. Tak, to jest kara za każdą z krzywd, które wyrządziłem tobie, Maggie.


Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now