Chapter ten - She told him

1.4K 117 18
                                    

Dla mojego ojca. Wszystkiego najlepszego tato, przepraszam, że nie było mi dane powiedzieć Ci tego w twarz. Przepraszam, że już nigdy nie będzie mi dane tego zrobić.


,,[...] Boże użycz mi pogody ducha abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić; odwagi abym zmieniał to, co mogę zmienić i szczęścia, aby mi się jedno z drugim nie popieprzyło [...]"

                                                                                                                           -Stephen King

Mała rada. Nie zaczynajcie nienawidzić za niesprawiedliwość, bo nigdy się nienawiści nie pozbędziecie. Życie zawsze będzie niesprawiedliwe, to też zawsze będziecie je nienawidzić. Ale jaki to będzie miało sens? Sama nienawiść jest niesprawiedliwa, dlatego jeżeli nienawidzimy niesprawiedliwości jesteśmy hipokrytami, bo sami jesteśmy niesprawiedliwi. Błędne koło. Kolejne życiowe niesprawiedliwości. Jestem niesprawiedliwy. Zawsze byłem niesprawiedliwy, więc zawsze tego nienawidziłem. I ta nienawiść kiełkowała we mnie do teraz, dopóki nie odkryłem, że to nie ma sensu. Kiedy już to zrobiłem, wyszła ze mnie cała nienawiść jaką kiedykolwiek w sobie nosiłem. Sednem wszystkich moich grzechów stało się naprawienie ich. I mało brakowało bym stracił do nich zaufanie, a czemu można ufać, jeżeli nie błędom?

***

Zimny wiatr wiał mu prosto w twarz, na tyle mocno, że po godzinie potwornego bólu po prostu przestał ją czuć. Kurczowo zaciskał ręce na miotle, bojąc się, że za sekunde czy dwie zabraknie mu sił i spadnie z ogromniej wysokości. Dokuczało mu uciążliwe zimno, spowodowane nie tylko lotem na wysokościach, ale także deszczem, który tej nocy zacinał wyjątkowo ostro. Był przemoczony, zmarznięty i kompletnie wykończony długim lotem. Mijał mugolskie wioski i miasta, ledwo dostrzegając ich oświetlenie, ponieważ znajdował się na wysokości chmur. Ciężko było mu złapać oddech, więc leciał ciągle schylony, tak by ostre, mroźne powietrze go nie dławiło. Musiał być już blisko, bo światła okolicznych domów pojawiały się coraz rzadziej, a mimo to linia powietrzna, przeznaczona dla mioteł nie kończyła się. Miał dość tej specyficznej wyprawy i naprawdę zaczął sie zastanawiać, czy robi dobrze. Jego intuicja nie współgrała z rozumem, który kazał mu lądować natychmiast i przenocować gdzieś w suchym miejscu. Intuicja natomiast sugerowała, by porozmawiał z matką. Postanowił jej zaufać i mimo ogromu zimna, nie poddawał się.

Zrozumiał, że trafił do celu kiedy zauważył ogromną polanę, całkowicie ogołoconą, jakby lata wcześniej ktoś wyrwał z niej drzewa, tworząc symetryczny prostokąt, okalany żwirowymi i kamiennymi drogami. Mimo, że owe drogi powinny gdzieś prowadzić, nigdzie nie dało się zauważyć celu ich zmierzania. Ale Draco doskonale wiedział, że na środku prostokątnej polany znajduje się ogromna willa, otoczona bajecznym ogrodem, jest jedynie chroniona zaklęciami anty-mugolskimi. Zniżył kij miotły odrobinę, jednocześnie sięgając ręką do kieszeni, gdzie wcześniej schował różdżkę. Kiedy jego odmrożone palce zetknęły się z różdżką, najpierw nie mógł jej wyczuć, a potem poczuł ból, bo jego różdżka przylegająca prawie do ciała, była nieporównywalnie cieplejsza niż jego dłoń. Powstrzymał się przed syknięciem i drżącymi palcami chwycił za jej trzonek. Resztkami sił wychrypiał zaklęcie, a po chwili jakby znikąd pojawił się przed nim ogród, a zaraz za nim dom. Prezentował się wspaniale na tle mrocznego lasu, a jego niemal białe cegły jaśniały w mrokach nocy. Jednak w okiennicach budynku nie było widać światła. Jedynie cienie na pokrytej śniegiem ziemii sugerowały, że w domu jest jaśniej niż na to wygląda.

Niewybaczalny - Draco Malfoy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz