XV

808 66 13
                                    

*Perspektywa Florka*

Przychodzę do Marysi dzień w dzień. Siedzę przy jej łóżku. Patrzę na jej bladą cerę i ręce pokłute od wenflonów. Od około dwóch tygodni jej stan zaczyna się polepszać. Podczas tego wypadku uszkodziła sobie większość narządów wewnętrznych brzucha. I sam nie wiem, co jest gorsze; to, że może z tego nie wyjść czy to, że przypuszczają, iż ona sama to sobie zrobiła. Mania chciała popełnić samobójstwo - ta myśl nie dawała mi spokoju.

Oczy mi się zaszkliły i czułem, że zaraz nie wytrzymam. Dobrze wiem, że to wina Jasia. Wywiera na nią zbyt duża presję, a ona nie może tego wytrzymać. Przecież on jej nawet nie kocha. To wszystko tylko głupi zakład z Thorem, że uda mu się ją wyrwać. Jasiek nawet raz tu nie przyszedł. Twierdzi, że "ma urazę, bo go uderzyła" no ale proszę, w sytuacji zagrożenia życia myśleć o takiej głupocie? Nonsens.

*perspektywa Marysi*

Obudziłam się. Jasne światło mnie oślepiało. Próbowałam spojrzeć w bok, ale moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do bieli szpitalnej sali. Ujrzałam tylko czarny zarys postaci... Tak, wyraźnie widziałam, że był to mężczyzna. Jasiu...? Już myślałam, że o mnie zapomniał. Czułam się tak źle z tym, że go uderzyłam, że bez chwili namysłu wbiłam sobie nóż w brzuch. Teraz zdałam sobie sprawę jakie głupio to było. Myślałam, że nigdy mi nie wybaczy; a tu proszę, nawet do mnie przyszedł.

Chwila. To nie Jasiu. To jest...Florek!? Nie spodziewałam się go tutaj. Kompletnie się nie spodziewałam. Zaskoczenie przeplatało się z zawiedzeniem, że to nie Jasiu.

Czyli jednak mi nie wybaczył...

- F-Florek? - powiedziałam cicho z wyraźną chrypą w głosie. Brunet natychmiast podniósł głowę i spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem. Płakał.

- Mania..? Mój Boże - przytulił mnie. - Tak się cieszę... Ty żyjesz.

- Dziękuję, że tu jesteś. To miłe widzieć, że ktoś się o mnie troszczy - uniosłam lekko kąciki ust. Moje słowa były prawdą, chociaż świadomość, że Jasia tutaj nie ma podcinała mi skrzydła. - Gdzie Jaś? - spytałam, a Flo spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

- Nie wiem. 

- Czemu go tutaj nie ma? Czemu nie przyszedł? - głos mi się łamał pod wpływem napływających łez.

- Nie, Mania. On nie przyszedł tutaj ani razu.

- Jest nadal na mnie zły, prawda? - chłopak odwrócił lekko wzrok i wzruszył delikatnie ramionami. Rozumiem go... W końcu co miał powiedzieć. Złapałam go za rękę i oparłam głowę o szpitalne łóżko. - Jaki mamy dzisiaj dzień?

- 27 lipca. Trochę sobie pospałaś - zaśmiał się lekko a ja odwzajemniłam uśmiech. W tym momencie na salę weszła pielęgniarka razem z doktorem i zaczęli dokładnie mnie badać. Podobno wszystko w normie i już dzisiaj mogę wracać do domu. 

***

Jasiu mnie zostawił. Chociaż leżałam miesiąc w śpiączce w szpitalu który jest oddalony od jego domu jeden przystanek metra, on nie przyszedł ani razu. A Florek był codziennie. Jaś gdy tylko się dowiedział, że wyszłam już ze szpitala zadzwonił natychmiast, ale nie odebrałam. Nie umiem z nim teraz normalnie rozmawiać i udawać, że wszystko jest dobrze. Lecz może powinnam? W końcu nadal jesteśmy "parą", bo nie było zerwania. Postanowiłam, że oddzwonię. Wybrałam numer i po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.

- Mania? - powiedział. Przeszły mnie dreszcze. Jego głos... Taki niski... Ciepły... Cudowny.

- Tak, Jasiu. To ja. Dzwoniłeś - odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. Nie chciałam dać po sobie poznać, że gdy z nim rozmawiam, czuję, jakby jechał po mnie pociąg.

- Marysia, to nie tak... Nie przychodziłem, bo nie potrafiłem sobie poradzić z tym, że mogę cię stracić. Tym bardziej po tym, jak usłyszałem, że sama sobie to zrobiłaś - czułam jak zalewa mnie ciepły prąd połączony z smutkiem i złością - Słuchaj..

- Nie. To ty słuchaj. - przerwałam mu. - Jak się kogoś kocha, to się z nim kurwa jest. A ja byłam w szpitalu, rozumiesz, moje życie było zagrożone. Wtedy w kuchni mogłeś mnie widzieć po raz ostatni i tak po prostu.. Miałeś to gdzieś? 

Rozłączyłam się. Nie mogłam tego wytrzymać. Znaliśmy się miesiąc, a ja czułam, jakbyśmy znali się wieczność. Znaliśmy się tylko miesiąc, a on tak wiele dla mnie znaczy. A ja dla niego tyle, ile zeszłoroczny śnieg. Nie przychodził, bo mój widok na szpitalnym łóżku sprawiał mu ból? Pierdolenie.

Do pokoju wszedł Florek z kubkiem herbaty od pielęgniarki. Usiadł przy mnie a jego mina momentalnie spoważniała.

- Słuchaj, Mania, nie chcę Ci jeszcze bardziej psuć humoru, ale muszę ci powiedzieć coś ważnego. - spojrzałam na niego pytająco. - Nie wiem do końca, czy uczucia Janka są szczere i nie chcę go teraz wkopać, ale po prostu... - zawiesił się na chwilę. - On na początku do ciebie zarywał przez zakład. Nie wiem, czy teraz też tak jest, ale uznałem, że powinnaś to wiedzieć.

Zamarłam.

To był zakład?

  ______________________________________ 

Taaak, wiem, rozdziału dawno nie było. I zasmucę was, ale raczej się to nie poprawi, bo moja szkoła do najmniej wymagających nie należy :P Więc kolejny rozdział, myślę, że w przyszłym tygodniu. Miłego wieczoru :)! 

Druga twarz || FF JDabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz