Rozdział 1.

1.2K 135 25
                                    

Rok 1930 Australia.

Czyli lata w których nie dla wszystkich mieszkańców było tak łatwo, wielu z nich zmagało się z biedą, a każdy dzień dla nich był niczym surwiwal w którym walczyli o przeżycie i zdobycie przynajmniej jednego grosza. Oczywiście nie mogło zabraknąć także tej bogatszej części ludności, która uważała się za najważniejszą i gardziła biedakami. 

W jedynym miejscu w Melbournie akurat czekało na wszystkich dość duże wydarzenie, a zwłaszcza na tych co niestety nie mogli doświadczyć na co dzień rozrywki lub innych przyjemnych rzeczy. Na środku dużego placu został rozstawiony ogromny namiot cyrkowy. Swoim kolorowym wyglądem przykuwał wiele spojrzeń w wyniku czego wszyscy gnali aby kupić bilet. W niedługim czasie, namiot został otoczony przez wścibskich ludzi którym tylko zależało aby odebrać drugiemu bilet jeśli dla niego zabrakło. Nawet Ci bogaci nie mogli sobie odmówić chociaż dla nich był to chleb powszedni i żadna nowość.

Dookoła namiotu zaczęły rozbłyskiwać kolorowe światła, a w tle gra głośna muzyka, powodująca jeszcze większe zainteresowanie. Show zaczynało się w godzinach kiedy wszystkie dzieci kończyły swoje zajęcia lekcyjne, tak też wszędzie można było ujrzeć rozradowane jak i nieco za głośne dzieci cieszące się swoją wolnością. Pośród rozbieganych dzieciaków jak i tych nieco starszych krył się blond włosy chłopak ze spuszczoną głową, jednak kiedy radosna melodia wpadła do jego uszu, podniósł wzrok z nad zniszczonych trzewików. Nie był to zbyt codzienny widok aby w mieście działo się coś pozytywnego. Zawsze było szaro-buro, każdy chodził smutny i nie obdarzał siebie nawet wzrokiem. Wszyscy byli niczym szare marionetki żyjące w monotonii. Blondyn zrobił parę kroków do przodu kiedy zauważył na ziemi bilet. Podniowszy bilecik z ziemi uważnie mu się przyjrzał. Czarno-biały druk z balonami wydawał się go zafascynować chociaż brakowało mu kolorów aby przyciągał jeszcze bardziej. Pomyślał przez chwilę o konsekwencjach które poniesie jeśli się tam uda. Jeśli jego ojczym się dowie, wpadnie w furie. Luke -bo takie było imię młodocianego chłopca, miał wyznaczone godziny kiedy miał zjawiać się w domu. Jedyne co mógł zrobić to skłamać iż był na dodatkowej lekcji. Miał nadzieję iż mężczyzna w to uwierzy. Ogromny namiot za bardzo przyciągał go aby tak po prostu zrezygnował. Naciągając mocniej rękawy poszarpanego i załatanego płaszcza pokierował się w stronę barwnego obiektu. Odczuwał smutek kiedy koło niego przechodzili ludzie w czystych strojach, bez żadnych dziur i skaz. Luke stanął przed przypadkowym samochodem, przeglądając się w jego szybie. Pokołtunione blond włosy wymykające się z pod brązowawego beretu, pożółkła koszula którą za każdym razem musiał ubierać do szkoły, spodnie khaki i tego samego koloru płaszcz z wieloma wadami, który i tak nie mógł zagwarantować mu całkowitego ciepła. Całe jego kieszenie były poszarpane przez notoryczne wkładanie do nich przemarzniętych dłoni odzianych w rękawiczki bez palców, które także nie dawały takiego ciepła jakiego pragnął. Znowu na nogach znajdowały się bawełniane skarpetki i podziurawione trzewiki. Westchnął ociężale i odwróciwszy się przyłapał paru ludzi jak z pogardą się mu przyglądają, ale znaleźli się też tacy co posyłali mu spojrzenia pełne współczucia, i były to osoby wyglądające tak samo jak Luke. Po mimo tego jaka była jego sytuacja i tak nie mógł narzekać, dosłownie nie mógł, ponieważ jego ojczym nie zniósł by takiego zachowania u jego pasierba.

Blondyn rozprostował bilet w dłoniach wręczając go mężczyźnie stojącemu przy wejściu. Ten tylko popatrzył na niego z politowaniem po czym wpuścił go do środka. Kiedy indziej zatkał by uszy palcami przez głośną i denerwującą melodię która słyszalna była w całym namiocie, jednak Luke nie narzekał bo przynajmniej zagłuszała te wszystkie komentarze na jego temat. Przymrużył lekko oczy gdy rażące światło zaczęło padać na wszystkie miejsca w tym na niego. Rozglądając się wypatrzył samotne miejsce, zdala od innych ludzi. Od razu podążył w jego stronę, i zasiadłszy wbił wzrok w okrągłą arenę która na razie była pogrążona w ciemnościach.

Circus | MukeWhere stories live. Discover now