Rozdział 7.

465 93 6
                                    

-Więc, skąd wiedziałeś? -Luke spojrzał na chłopaka obok siebie i zadał mu pytanie. Michael popatrzył na szarawe niebo, a potem ponownie na blondyna.

-Próbowałem znaleźć twój dom, może to dziwne ale dość dobrze znam się tutaj z facetami równo po pięćdziesiątce, którzy wiedzą dosłownie o wszystkim. Kiedy poszedłem do jednego z nich dokładnie do Richarda, prawie chlał piwo z pajacem którego pierwszy raz widziałem. Prowadzili prawie jakąś rozmowę i on wspomniał o tobie, o twoich wagarach, a kiedy bardziej dopytałem się Richarda, więcej mi o nim opowiedział i byłem już na sto procent pewny że to on. Wczoraj wystarczyło tylko trochę go pośledzić żeby wiedzieć gdzie mieszka i tyle. No i jeszcze poprosiłem Richarda żeby dzisiaj trochę dłużej pobyli w swoim towarzystwie -uśmiechnął się nikle i popatrzył na Luke'a. -Przepraszam jeśli się teraz na mnie za to złościsz.

-Złościć? Ja? Chyba żartujesz, jesteś moim wybawcą -uśmiechnął się szeroko i odetchnął świeżym powietrzem. -Gdzie w ogóle idziemy?  -zapytał, nie wiedząc co dokładnie jest celem ich "wyprawy".

-Zobaczysz -posłał mu tajemniczy uśmiech.


***

-Luke, nie martw się, będzie fajnie -zapewnił chłopaka kiedy ten ujrzał obiekt do którego zmierzali. Ogromny, cyrkowy namiot. Bardzo przypominał ten w który Luke był ostatnio. Nie chciał znowu przeżyć tego samego. Nie ukrywał, zawiódł się trochę na pomyśle Michaela, lecz nie chciał sprawić mu przykrości. 

-No nie wiem -westchnął ociężale ciągle się wahając.

-To jeden z najlepszych cyrków w jakim byłem, powiesz to samo kiedy z niego wyjedziesz -zapewniał. -Przecież nie zabrałbym Cię na kolejną taką masakrę. Sam bym nie chciał iść -uśmiechnął się krzywo. -Zaufaj mi.

Michael miał rację, było zupełnie inaczej. Blondyn żałował że swoją przygodę z cyrkiem zaczął tak kiepsko. Ten był magiczny. Każdy występ był niesamowity i sprawiał na jego twarzy ogromny uśmiech. Cieszył się jak małe dziecko,ale nie mógł nic na to poradzić. Widok radosnego Luke'a powodował w sercu Michaela niesamowite ciepło. Uwielbiał uszczęśliwiać ludzi, jednak tak rzadko było dane mu to robić.

Po skończonym występie blondyn ciągle wspominał wszystko co wydarzyło się przez całą godzinę. Gadał jak najęty i nie dawał sobie przerwać, a Michael tylko chichotał na jego zafascynowanie.

-Widzisz, mówiłem że Ci się spodoba, a ty mi nie wierzyłeś -udał urażonego na co Luke tylko cichutko się zaśmiał.

-No dobra, miałeś rację -powiedział rozbawiony. Już dawno nie miał tak dobrego humoru. -Ale ta wata cukrowa była okropna, nie było szkoda Ci pieniędzy?

-Było, ale dla Ciebie wszystko -wybuchnął śmiechem, zostając za karę dźgniętym łokciem w bok.

Po chwili ich śmiechy ucichły, lecz dobre humory nadal ich nie opuszczały. Niebo coraz bardziej stawało się ciemne, przez co chłopaków oświetlało tylko parę latarni. Powietrze stawało się coraz zimniejsze, a Luke odczuł na skórze potworny chłód na co potarł swe zziębnięte ramiona. Michael na ten widok od razu zrzucił z siebie swoją kurtkę i narzucił ją na ramiona blondyna.

-A ty? -zapytał zaskoczony jego gestem.

-Nie potrzebuję, jest mi ciepło -kłamstwo, było mu bardzo zimno, jednak miał zbyt dobre serce żeby pozwolić aby Luke marznął na jego oczach.

Z dobrymi humorami kierowali się w stronę domu blondyna. Luke miał nadzieję iż nie zostanie tam Dereka. Wpadł by w kolejny szał kiedy dowiedział by się iż uciekł z domu z jakimś chłopakiem. W dodatku po alkoholu był by bezlitosny, zresztą zawsze jest. 

Kiedy dotarli pod jego dom, przystanęli na chwilę i spojrzeli w swoje oczy. Obydwoje byli szczęśliwi jak nigdy, a to tylko dzięki własnemu towarzystwie. 

-Dziękuję -Luke szepnął, lekko się rumieniąc.

-To ja dziękuję -odpowiedział z uśmiechem, już chcąc się oddalać, lecz blondyn go zatrzymał.

-Twoja kurtka -zrzucił z siebie materiał, po czym mu go wręczył. -Do następnego -kolejny raz dzisiejszego dnia, mocno się uśmiechnął i zrobił coś czego by się po sobie nie spodziewał. Pochylając się nad jego twarzą, cmoknął delikatnie zaróżowiony od zimna policzek Michaela i zawstydzony pognał do domu zostawiając zaskoczonego i równie szczęśliwego chłopaka. 

Circus | MukeWhere stories live. Discover now