Rozdział 12.

391 90 5
                                    

Luke nie patrzył przed siebie. Po prostu biegł, mógł równie dobrze wpaść pod samochód, lecz nie obchodziło go to w tej chwili. Czasami żałował iż tak szybko odpuszczał, być może gdyby nie to, do żadnej kłótni by nie doszło. Wszystko by sobie wytłumaczyli. Ale Luke tak nie potrafił, jedynie kłótnie z jakimi miał do czynienia to te z Derekiem i najczęściej spuszczał głowę i pozwalał na obrażanie swojej osoby.
Przetarł dłonią mokre oczy, nie powstrzymując się od wypuszczania przez siebie kolejnych szlochów. Tak bardzo nie chciał, aby Michaela znowu spotykało to samo. Kiedy podczas nocy w stodole widział te wszystkie blizny, miał chęć przejąć je na swoje ciało. Oszczędzić chłopakowi tego całego bólu, który do końca życia będzie przypominał mu te okropne chwile. Co jeśli będą jeszcze bardziej bezlitośni niż ostatnio i nie skończy się to tylko na ranach, które wystarczyło oczyścić i zawinąć bandażem? Starał się oczyścić umysł z tych okropnych myśli, lecz one wracały ze zdwojoną siłą. Gdzie szczęście które jeszcze chwilę temu mu towarzyszyło? Gdzie ten promienny uśmiech który zdobił jego twarz?

Z wycieńczenia stawiał ostatnie kroki, aż żałośnie się potknął i upadł na ziemię. Czuł przeszywający ból na kolanach, dłoniach, ale to nie mogło się równać z tym co odczuwał w sercu. 

Ociężale podniósł się z ziemi i kulejąc podążył w stronę domu, który znajdował się już niedaleko. Z trudnością przeszedł przez płot i wdrapał się na parapet, jednak okno było zamknięte. Ze złością uderzył w nie dłońmi, jednak ono nadal pozostawało nieruszone. Przecież matka obiecywała mu że go nie zamknie. Czyżby zapomniała? Blondyn obszedł cały dom, docierając do drzwi, które były uchylone. Drżącą dłonią popchnął je do przodu i wszedł do środka. Kiedy zdawało mu się iż nikogo nie ma, wtedy został boleśnie przygwożdżony do ściany. Luke zaczął szybciej oddychać, a kiedy ujrzał przed sobą Dereka, zachłysnął się powietrzem. Mężczyzna skanował go wzrokiem z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Miał przekrwione oczy, co dawało mu do zrozumienia iż znowu jest pijany. W oddali ujrzał klęczącą i zalewającą się łzami matkę. Wokół niej było parę odłamków szkła. Przez jego kolejną ucieczkę znowu musiała cierpieć.

-Gdzie byłeś, co? -zaśmiał się szyderczo, a Luke skrzywił się na woń alkoholu w jego oddechu. Spuścił głowę i nie miał zamiaru mu odpowiedzieć. -Będziesz milczeć? -jego usta opuścił kolejny okropny śmiech, po czym chwycił jego twarz w dwa palce i mocno je zacisnął na jego szczęce. -Już niczego przede mną nie ukryjesz -parsknął, odkrywając miejsce na szyi zakrywane przez płaszcz. Luke wytrzeszczył oczy i czuł jak z każdą sekundą jeszcze bardziej robi mu się słabo. -Wiem wszystko, że uciekałeś, gdzie dokładnie byłeś, z kim i co robiłeś -mówił wolno przypatrując mu się z mordem w oczach. Luke zacisnął oczy z których wypłynęły pojedyncze łzy. -Śledziłem Cię przez ten cały czas, ale ty i tak myślałeś że jestem zbyt głupi na to. Wysyłałeś jakiś facetów aby mnie zatrzymywali, kiedy ty mógłbyś się migdalić ze swoim chłopaczkiem!

-Derek, błagam, zostaw go już -blondyn usłyszał wycieńczony głos swojej matki, która starała się to przerwać. 

-Zamknij się, powinien wiedzieć jak bardzo się nim brzydzę -skierował słowa do blondynki, a potem ponownie spojrzał na swojego pasierba. -Rozumiesz? Brzydzę się tobą, jesteś pieprzonym pedałem! -Jego krzyk rozniósł się po całym mieszkaniu, jak i mocne uderzenie w policzek Luke'a. -Z dnia na dzień nienawidzę cię jeszcze bardziej -wysyczał, przybijając go jeszcze mocniej do ściany.

-Derek! -Liz nie odpuszczała, nadal starała się odciągnąć mężczyznę od swojego syna. Jednak wyszło to tylko na jej złe, kiedy ten z furią popchnął ją do tyłu. Kobieta upadła z hukiem na ziemię, czując potworny ból przeszywający się w całym jej ciele. Derek splunął na nią i szturchnął stolik z którego stoczyła się szklana butelka, rozbijając się obok blondynki i przecinając ostrymi odłamkami jej delikatną skórę. Luke przypatrywał się temu wszystkiemu z przerażeniem, chciał jakoś zareagować, jednak kiedy odzyskał siły, jego ojczym nie pozwolił mu się nigdzie oddalić.

-Dlaczego mnie tak nienawidzisz? Co ja Ci robię? Czy to ja  wszedłem w czyjąś rodzinę i zacząłem doszczętnie ją rozbijać? -zapytał z żalem, co spowodowało pewne zaskoczenie na twarzy Dereka. Jak by dostał wyrzutów sumienia, ale przecież w jego wypadku to było niemożliwe. Zacisnął oczy w szale i cisnął chłopakiem o ziemię. Luke odpuścił, on po prostu się poddał. Przyjmował każde kopnięcie i uderzenie. Nawet przestał czuć już ból i słyszeć jakiekolwiek dźwięki. Szloch matki ustał, nawet krzyki wylatujące z ust Dereka. Ostatnie co zlokalizowały jego uszy, to rozbijająca się kolejna butelka, która najprawdopodobniej wywołała na jego ciele kolejne obrażenia. Ale on już nie czuł nic, ból jak by ustąpił i zastąpiła go ulga. Czuł jak by umierał i już nigdy nie miał się męczyć ani cierpieć.

Circus | MukeWhere stories live. Discover now