Rozdział 6.

444 91 1
                                    

Dzwonek oznaczający koniec lekcji rozbrzmiał w całej szkole, a wokół budynku pojawiło się wielu uczniów radujących się wolnością. W tym Luke, jednak nie był taki radosny jak inni. Owinął się płaszczem i spuścił lekko głowę, aby nikt go nie zaczepił. Chciał jak najbardziej tego uniknąć, jednak nie wiedział iż przez ten cały czas ktoś na niego czekał.

-Luke -kolorowowłosy na widok chłopaka od razu wstał z ławki na której na niego czekał, po czym podbiegł do blondyna. Delikatnie dotknął jego ramienia, jednak Luke wyszarpał się z pod jego dotyku i nawet na niego nie spojrzał. Michael zmarszczył brwi nie rozumiejąc jego zachowania. Czy coś mu zrobił? Nie, on tylko się martwił i nie wstydził się tego przyznać. -Luke, proszę popatrz na mnie -nie odpuszczał nadal stojąc przy chłopaku. Luke przygryzł ze zdenerwowania poranioną wargę, a następnie powoli odgarnął z twarzy jasne kosmyki włosów, spoglądając na Michaela. Na jego twarzy malował się mocny, fioletowy siniak widniejący w okolicach oka, znów dolna warga była rozcięta. Kolorowowłosy zachłysnął się powietrzem na jego widok.

-Przepraszam Michael, ale nie mogę z tobą teraz rozmawiać -mruknął, dając starszemu do zrozumienia iż będzie zmuszony do poniesienia podobnych konsekwencji co wcześniejszego dnia. Michael kiwnął z trudnością głową, jednak za nim pozwolił mu odejść złapał za jego nadgarstek.

-Powiedz mi tylko kto Ci to robi -spojrzał na niego poważnie, pragnąc odpowiedzi.

-To nie ma znaczenia -spuścił wzrok, chcąc się ponownie wyszarpać.

-Powiedz mi -powiedział łagodnie nie chcąc odpuścić. W końcu Luke głośno westchnął.

-Mój ojczym -mruknął po czym szybko odszedł i zostawił go samego. Nie chciał znowu przeżywać tego samego z powodu spóźnienia, chociaż w głębi duszy pragnął zostać i spędzić czas z chłopakiem.

Michaelowi i tak wiele to nie mówiło. Chciał wiedzieć dokładnie kim był ten człowiek. Nie potrafił patrzeć jak osoba którą zna, musi przez takiego drania cierpieć.

**

Wracając ze szkoły, odetchnął z ulgą kiedy nie zastał Dereka. Cmoknął swoją rodzicielkę w policzek i zasiadł na drewnianym krzesełku. Jego matka przerwała na chwilę przygotowywanie obiadu, zerkając na swojego syna. Oczywiście, czuła się winna za to jak wyglądał, przecież sama mogła go dopilnować, albo powstrzymać przynajmniej Dereka, jednak tego nie zrobiła.

-Jak w szkole? -skierowała słowa w jego stronę, a on spojrzał na nią obojętnym wzrokiem i wzruszył ramionami. Nie miał ochoty żalić się jak bardzo było źle. Na każdej przerwie musiał kryć się w łazience, a na lekcjach zasłaniać się włosami i szalikiem aby nikt nie zauważył jego obrażeń. 

Kiedy nie usłyszała od swojego syna odpowiedzi głośno westchnęła, sama do tego doprowadziła.

Po posiłku Luke od razu zaszył się w swoim pokoju. Cieszył się że go ma. Był jego jedynym schronem przed wszystkim. Pokój był w kolorze brudnego beżu, pod ścianą znajdowało się kilka starych mebli a pod przeciwną niewielkie łóżko. Gdzie tylko się dało, miał porozrzucane swoje książki które nie były w najlepszym stanie. Poszarpane okładki, wypadające strony, jednak dla niego były bardzo cenne. Nad łóżkiem znajdowało się niewielkie okno z grubym parapetem, na który często wchodził. Tak też zrobił tym razem. Oparł się bokiem o chłodną szybę, owijając kolana ramionami. Wbił wzrok w widok za szybą. Nic ciekawego, targający drzewa wiatr, biegające dzieci, poważni dorośli i bezdomne psy plątające się po śmietnikach. To tylko jeszcze bardziej poszerzało jego smutny humor. Nawet nie było dane zobaczyć mu barwnego nieba które tak bardzo kochał, wszystko niszczyła szaro-bura pogoda.

Kiedy postawił stopy ponownie na łóżku i miał zamiar zeskoczyć z parapetu, wtedy usłyszał nawoływanie swojego imienia. Jednak nie było to wołanie jego matki, był to męski głos dochodzący z dworu. Zbliżył się ponownie do szyby, zauważając na samym dole Michaela. Od razu otworzył okno, prędko się z niego wychylając.

-Co ty tutaj robisz? -zapytał w miarę cicho, ale też tak aby kolorowowłosy zdołał go usłyszeć.

-Twojego ojczyma nie ma, więc postanowiłem Cię wyciągnąć -powiedział z szerokim uśmiechem. Luke uwielbiał jego uśmiech, tak rzadko widywał szczerze uśmiechniętych ludzi.

-Skąd wiesz? -uniósł brwi ze zdziwienia. 

-Potem Ci opowiem, a teraz nie daj się prosić -jego oczy zabłyszczały, a uśmiech stał się jeszcze większy. Luke popatrzył w stronę swoich drzwi, zastanawiając się czy na pewno jest to dobry pomysł.

-Obiecuję że będziesz z powrotem do czasu kiedy on wróci -zapewnił go, a Luke stał się trochę bardziej przekonany. Jeszcze chwilę bił się z myślami aż w końcu wyciągnął z szafy swoje "awaryjne ubrania" czyli materiałowe trampki i wełniany sweter. Wspiął się ponownie na parapet i za chwilę znalazł się na wilgotnej trawie przy Michaelu. Nadal miał wiele obaw, jednak tak bardzo uwielbiał uciekać z szarej rzeczywistości.

---

Kolejny rozdział powinnam dodać jeszcze dziś bo będzie to jak by kontynuacja tego :)








Circus | MukeWhere stories live. Discover now