rozdział piąty

879 70 7
                                    

Przełknęłam ślinę, gdy Luke ponownie odwrócił się przodem do mnie. Jego wyraz twarzy złagodniał, a ciało automatycznie się rozluźniło.

– Nie powinnaś zostawać sama. – mruknął, a mnie przeszły ciarki. To był chyba najprzyjemniejszy głos, jaki słyszałam w życiu. – Gdzie reszta?

– Poszli Cię szukać. – odpowiedziałam cicho. – Ten chłopak przybiegł tutaj, rzucił jedynie Shadow, a oni pobiegli. Uznałam, że poczekam. – blondyn skinął głową na znak, że zrozumiał. Zagryzłam wnętrze policzka, gdy staliśmy w ciszy. Czułam na sobie jego spojrzenie, co z każdą minutą stawało się co raz bardziej niekomfortowe.

– Nie wyglądasz na kogoś, kto tu pasuje. – na moment przestałam oddychać. Próbował mnie obrazić, czy raczej stwierdził coś oczywistego? Luke jakby czytał w moich myślach, ponieważ natychmiastowo dodał – Jesteś ułożona, spokojna i cicha, a my? To nie twoja bajka.

– Tu jesteś! – nie mogłam zareagować na wypowiedź chłopaka, ponieważ do kuchni wróciła Sophia, Calum oraz Ashton. Dziewczyna podeszła do mnie, oglądając mnie z każdej strony. Zmarszczyłam czoło, przyglądając się jej poczynaniom. Przecież nie byłam porcelanową lalką. –  Chcesz już wracać do domu? –  zapytała, trzymając dłonie na moich ramionach. Pokręciłam przecząco głową. 

– Przecież dopiero przyszłyśmy. 

–  Powinnyście jechać do domu. Mogę was odwieźć. –  mruknął Luke, zwracając tym samym uwagę wszystkich. 

– Dlaczego traktujecie mnie w ten sposób? Nie jestem dzieckiem. – rzuciłam, krzyżując ręce na piersi. Jednak nikt nie przejął się moimi słowami. Calum poszedł po kluczyki do swojego samochodu, Ashton szukał czegoś w lodówce, Sophia poszła po torebkę, a Hemmings po prostu na mnie patrzył. –  Okej, nie ma mnie tu. Zrozumiałam. –  dodałam ciszej, siadając na jednym z wysokich krzeseł przy blacie, na którym położyłam ręce. W ciszy przyglądałam się moim palcom, czekając na kolejną komendę. Trochę zabolała mnie ignorancja ze strony tamtej czwórki, ale najbardziej dotknął mnie sposób w jaki potraktowała mnie moja przyjaciółka. Nie chciałam u niej zostawać, wolałam wrócić do domu i w spokoju obejrzeć kolejny odcinek Teen Wolf'a, niż udawać przed nią, że wszystko było w porządku.

– Możecie ruszać. –  do kuchni wrócił Hood razem z Sophią, trzymając się za ręce. – Rozmawiałam z twoją mamą. Luke Cię odwiezie, bo ja chcę tu jeszcze zostać. –  pokręciłam głową w niedowierzaniu. Wyminęłam ich, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Ja także postanowiłam zignorować nawoływanie mojej rzekomej przyjaciółki, która postanowiła pozbyć się mnie, ponieważ moja obecność stała się dla niej niewygodna. 

 – Nie płacz. Nie ma powodu. – przełknęłam ślinę, ocierając kącik oka. Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach, uświadomił mi to dopiero Luke, który stanął przede mną, gdy znalazłam się na ganku. 

– Nie wiedziałam, że... Nieważne. –  postanowiłam uciąć ten temat, nie wydawał się na tyle interesujący, aby ciągnąć go z kimkolwiek, tym bardziej pokroju Hemmings'a.

– Chodź. –  mruknął, wsadzając ręce do kieszeni swoich spodni. Ruszyliśmy w stronę czarnego samochodu, stojącego przed furtką. Zajęłam miejsce pasażera, po czym zapięłam pas bezpieczeństwa, na co Hemmings jedynie wywrócił oczami. –  Potrafię jeździć, nie musisz się bać. 

–  Nie neguję twoich umiejętności, ale ja po prostu zawsze to robię. – mruknęłam w odpowiedzi, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Na szczęście nie mieszkałam tak daleko, dlatego droga powinna minąć nam bardzo szybko. 

– Gdzie mieszkasz? –  zapytał, odpalając silnik. 

– Pamiętasz, gdzie wczoraj zatrzymał się Calum? – blondyn skinął głową, równocześnie włączając się do ruchu. – To tam możesz mnie wyrzucić. 

– Jest naprawdę późno, Flo. Podaj dokładny adres. –  przełknęłam ślinę. Nie chciałam, aby rodzice dowiedzieli się o moich nowych znajomych. Nie miałam pojęcia, jak mogłabym im wyjaśnić czarnego Range Rover'a, z którego bym wysiadła. 

– Proszę, przebiegnę przez ulicę i będę w domu. –  jęknęłam żałośnie, licząc na trochę litości z jego strony.  Chłopak ciężko westchnął.

– Okej. – odpowiedział cicho. Uśmiechnęłam się, zadowolona ze swojego małego zwycięstwa. – Skąd tak właściwie znasz Hood'a?

– Sophia mi go przedstawiła, gdy uznała, że to coś poważnego i pora, abym poznała jej chłopaka. – odparłam, wzruszając ramionami. W naszym spotkaniu nie było niczego niezwykłego, dlatego nie widziałam sensu w wyolbrzymianiu całej sytuacji tak, jak to miała w zwyczaju robić znajoma mi blondynka.

– A Ashton'a?

– Wczoraj, na walce. – przełknęłam ślinę, przypominając sobie poobijaną twarz Tom'a. Luke musiał naprawdę mocno uderzać.

Dojechaliśmy na odpowiednią ulicę, dlatego chłopak zatrzymał pojazd. Podziękowałam mu za podwiezienie i życzyłam dobrej zabawy na imprezie. Kiedy wysiadłam, zatrzymał mnie jeszcze cichy głos. Odwróciłam się w jego stronę, marszcząc czoło.

– Mogę Cię o coś prosić, Flo? – powoli skinęłam głową. Z ust blondyna wydostało się ciche westchnięcie. –  Nigdy więcej nie przychodź na walki. To nie jest miejsce dla kogoś takiego, jak Ty.




od autorki: hej, hej :) i co sądzicie o postawie Luke'a wobec Flo? pisząc to nie zamierzałam robić z niego Bóg wie, jakiego dupka, także... :> 

mam takie pytanie, czy ktoś to w ogóle czyta? chciałabym wiedzieć, czy może udało mi się kogoś zainteresować tą historią :) pozdrawiam!

street fighter / l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz