rozdział pierwszy

1.3K 65 2
                                    

 Sydney nigdy nie należało do grona bezpiecznych miast. Choć za dnia ludzie z chęcią przechadzali się jego ulicami, to tuż po zapadnięciu zmroku chowali się w swoich domach, szczelnie zasłaniając okna. Ja także należałam do tej grupy, która wolała bezpiecznie siedzieć w pokoju czytając książki lub słuchając muzyki. Jednak moja przyjaciółka od dłuższego czasu namawiała mnie na spróbowanie tego zakazanego życia, przed którym przestrzegali nas rodzice. 

Powodem tego był wysoki, ciemnowłosy chłopak. Na pierwszy rzut oka przypominał Azjatę, ale w rzeczywistości był mieszkanką szkockiej narodowości z Nową Zelandią. Poznałam go dwa tygodnie temu, gdy Sophia postanowiła w końcu przedstawić mi swojego chłopaka. Był miły, zachowywał się w stosunku do nas naprawdę w porządku, lecz to wciąż członek jednego z tutejszych gangów. Doskonale pamiętałam jego twarz z raportów, które wypełniał mój tata po godzinach w domu. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że chłopak będący zaledwie rok starszy ode mnie miał na swoim koncie więcej walk ulicznych, niż nie jeden czterdziestolatek. Chociaż i tak nie był w stanie przebić Luke'a Hemmings'a – swojego przywódcy. Policja tylko czekała na jego jeden błąd, dzięki któremu w końcu będą mogli wsadzić go za kratki.

Westchnęłam ciężko, gdy myślami powróciłam do rzeczywistości z powodu dzwoniącego telefonu. Melodyjka stała się naprawdę irytująca, dlatego sięgnęłam po urządzenie. Od razu odebrałam, nie sprawdzając numeru.

– Tak? – mruknęłam, siadając na łóżku ze skrzyżowanymi nogami.

– Hejka, nudziaro. – przewróciłam oczami na przezwisko, którym określiła mnie moja przyjaciółka. Uważała, że traciłam najlepsze lata młodości, siedząc wieczorami w domu. Byłam innego zdania.

– Widzę, że nie próżnujesz w ten piątkowy wieczór. – odparłam, słysząc w tle głośną muzykę. Zapewne była na kolejnej imprezie z Calum'em.

– Taaak, dzwonię Cię poinformować, że za dwadzieścia minut po Ciebie będziemy, słoneczko! – zawołała radośnie. W przeciwieństwie do niej, z moich ust wydostał się jęk niezadowolenia. 

– Sophia, wiesz, że to nie dla mnie. – próbowałam ją przekonać, jednak na darmo. Dziewczyna już dawno zdecydowała za nas obie, więc zapewniając mnie, że będziemy się świetnie bawić, po prostu się rozłączyła.

Odrzuciłam telefon na bok, a sama opadłam na poduszki. Niechętnie wstałam z łóżka, kierując się w stronę szafy. Nie zastanawiałam się nad doborem ubrań. Zabrałam moje obcisłe, czarne spodnie oraz zwykłą, czarną koszulkę z rękawami 3/4 oraz bordową bluzę typu kangur. Byłam już wykąpana, ponieważ miałam zamiar wcześniej się położyć i obejrzeć jakiś film, dlatego założyłam ubrania i przeczesałam palcami włosy. Postanowiłam się nie malować, licząc, że dzięki temu szybciej będę mogła wrócić do domu. 

Zabrałam telefon z łóżka i wsadziłam go do przedniej kieszeni spodni. Stopy wsunęłam w czarne vansy, które miałam schowane w dolnej półce. Nie mogłam zejść do przedpokoju, ponieważ rodzice w życiu nie zgodziliby się na moje wyjście, dlatego pozostało mi wyjść balkonem.

Zakluczyłam drzwi z pokoju, wcześniej informując o tym, że idę już spać. Nienawidziłam kłamać, ale Sophia nigdy nie przyjmowała odmowy i doskonale wiem, że gdybym samodzielnie nie zeszła na czas, sama by po mnie przyszła, ubierając w naprawdę wyzywające rzeczy, a tego wolałam uniknąć. 

Wyskoczyłam przez balkon, powoli schodząc po drabinie, będącej tuż przy nim. Miałam tylko nadzieję, że tata nie postanowi jej przestawić do mojego powrotu. 

Gdy zeskoczyłam z ostatniego szczebla, biegiem ruszyłam w stronę przeciwnej ulicy, na której powinni już na mnie czekać Sophia z Calum'em. Nie myliłam się. Czarny Range Rover stał w tym samym miejscu, co zawsze. 

Spojrzałam, czy nic nie jedzie i przebiegłam przez jezdnię, aby wsiąść do samochodu chłopaka. Zajęłam miejsce z tyłu, a kiedy zamknęłam za sobą drzwiczki, od razu tego pożałowałam. 

– Jedziemy oglądać walki! – pisnęła radośnie dziewczyna, odwracając się do mnie przodem. Zmarszczyłam czoło. I tylko po to mnie tam ciągnęła?

– Chyba sobie żartujesz. – mruknęłam, krzyżując ręce na piersi. Blondynka zmierzyła wzrokiem mój strój.

– Patrząc na twoje ciuchy, dobrze, że nie idziemy na żadną imprezę. – przewróciłam oczami na komentarz dziewczyny, a Hood podsumował to głośnym śmiechem.

Zapowiadała się wspaniała noc – wyczujcie ten sarkazm. 

*

street fighter / l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz