Rozdział Siódmy

208 9 0
                                    

  Zadzwoniłam po pogotowie, gdy Luke wraz z Calum'em odjechali spod szkoły samochodem. Karetka miała pojawić się tutaj za mniej, niż piętnaście minut, dlatego usiadłam na ziemi, opierając plecy o balustradę. Sophia zrobiła to samo, uważając na swoją czarną spódniczkę. Milczałam, ona także. Zastanawiałam się kim stawała się moja przyjaciółka i, czy dalej mogłam ją tak nazywać. Moje rozmyślanie przerwał sanitariusz, który poinformował nas, że chłopaka trzeba zabrać do szpitala. Zaproponował, że zabiorą nas ze sobą. Skinęłam głową, wsiadając do pojazdu, jednak blondynka postanowiła wrócić do domu. Westchnęłam, siadając obok ciemnowłosej kobiety, która zajmowała się Joe.

– Jak to się stało? – Zapytała, przyglądając się jego obrażeniom. Zagryzłam wnętrze policzka, tocząc wewnętrzną bitwę.

– Zaatakował nas ktoś w kominiarce. Nie mamy pojęcia kto, jak i dlaczego. – Nie potrafiłam uwierzyć, że kłamstwo przyszło mi z taką łatwością.

– Macie monitoring w szkole? – Pokręciłam przecząco głową, na co kobieta westchnęła. – Czyli nawet, jeśli to zgłosicie, policja za chwilę umorzy sprawę, ponieważ nie będą w stanie znaleźć oprawcy. – Przytaknęłam. Resztę drogi przebyłyśmy w milczeniu, wsłuchując się jedynie w ciężki oddech bruneta.

*

  Siedziałam na niewygodnym krzesełku przed salą zabiegową, gdzie zszywano twarz Joe'ego. Przetarłam powieki, czując ogromne zmęczenie. Poprawiłam się, starając się przyjąć jakąś wygodniejszą pozę – bez skutku.

  W końcu wstałam, kierując się do automatu z przekąskami. Miałam ochotę na kinder bueno, dlatego wrzuciłam pieniądze i wstukałam odpowiedni kod, dzięki czemu maszyna wypchnęła baton dla mnie. Gdy chciałam go otworzyć, odezwał się mój telefon. Niechętnie po niego sięgnęłam, od razu wciskając zieloną słuchawkę, bez wcześniejszego sprawdzenia kto do mnie dzwonił.

– Co im powiedziałaś? – Gdy usłyszałam zdenerwowany głos blondynki, aż się we mnie zagotowało. Tylko to ją martwiło?

– Joe jest na sali zabiegowej. – Mruknęłam, kierując się w stronę wyjścia. Potrzebowałam odetchnąć świeżym powietrzem. – Cieszę się, że o to zapytałaś.

– Daj spokój. Luke zachował się w porządku, wobec Ciebie. Nie udawaj, że tego nie widzisz. Joe traktował Cię, jak dupek. Hemmings wyciąga się z każdej nawet najmniejszej opresji. Naprawdę nie widzisz, jak on na Ciebie reaguje?

– Niby jak? Bije ludzi do nieprzytomności? – Prychnęłam.

– Flo! On Cię obronił! Drugi raz! Nikt go do tego nie zmuszał! Nie wiedzieć czemu, cholernie zależy mu na twoim bezpieczeństwie. – Wtedy przypomniałam sobie o jego wiadomości, tamtego feralnego wieczoru, kiedy się poznaliśmy. Westchnęłam ciężko. O co chodziło temu chłopakowi?

– Nieważne. Nie martw się. Skłamałam, powiedziałam dokładnie to, co wymyśliłaś. – Mruknęłam, po czym od razu się rozłączyłam, nie czekając na odpowiedź ze strony Sophii.

  Schowałam komórkę do torby oraz batona, na którego przeszła mi ochota, po dziwnej rozmowie z blondynką.

  Kręcąc głową, ruszyłam z powrotem do środka, aby znowu zająć miejsce na niewygodnym krzesełku i czekać. Tak naprawdę, już dawno mogłam pójść do domu, ponieważ lekarze nie mieli zamiaru zawiadamiać policji, tym bardziej, że Joe także nie chciał wnieść żadnego oskarżenia, pomimo tego, że doskonale znał swojego oprawcę. No bo, hej! Kto w tym mieście nie zna Luke'a Hemmings'a? Jednak postanowił przyjąć moją wersję, za pewne ze strachu. Ale w pewien sposób czułam się winna, gdyby nie ja pewnie nie dostałby tak mocno, z drugiej strony, mógł trzymać ręce z daleka. Miałam zamiar opuścić szpital zaraz po tym, jak dowiem się w jakim stanie jest brunet.

street fighter / l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz