rozdział jedenasty

797 57 5
                                    

 W drodze do szpitala na chwilę odzyskałam świadomość, jednak widok krwi ponownie doprowadził mnie do stanu omdlenia, które trwało, aż do momentu, w którym poczułam mocne szarpnięcie. Otworzyłam oczy, a z moich ust wydobył się przerażający krzyk. Czułam niewyobrażalny ból, który palił całe moje ciało. Łzy zamazywały mi obraz, gdy przyglądałam się człowiekowi w białym fartuchu, który robił coś przy moim boku.

– Kim jesteś? – mruknęłam, mocno zachrypniętym głosem. Mężczyzna przestał się ruszać, powoli kierując swój wzrok na moją twarz. Westchnął cicho, kręcąc głową.

– Jesteś w szpitalu, właśnie skończyłem zszywać ranę na twoim boku. – powoli skinęłam, a wydarzenia z dzisiejszego wieczoru, zaczęły do mnie powracać, przypominając mi o całej sytuacji, w której znalazłam się na własne życzenie. – Od razu pokaż się swojemu chłopakowi, odkąd tu jesteśmy zdążył wszcząć trzy bójki i zniszczyć krzesła na korytarzu. – dodał, na co zmarszczyłam czoło.

– Ale ja nie mam chłopaka. – odparłam. Mój głos brzmiał już nieco lepiej, jednak dalej dokuczała mi chrypka. 

– Ten blondyn, naprawdę nie jesteście razem? Jego zachowanie wskazywało na coś innego, ale ja nie znam się na dzisiejszej młodzieży. Mam córkę w twoim wieku i uwierz mi, nie mam pojęcia, co siedzi w jej głowie. – uśmiechnęłam się pobłażliwie, gdy mężczyzna zszedł na dosyć osobisty temat. Widocznie potrzebował kogoś, kto by go wysłuchał, może czuł się samotny? Nie wiedziałam, ale poklepałam go po ramieniu w pocieszającym goście oraz podziękowałam za opiekę. Był wyraźnie zdziwiony moim zachowaniem. Może pomyślał, że byłam jedną z tych dziewczyn, które uwielbiają nocne życie? Rozumiałam jego postawę, w końcu zszył ranę po ciosu nożem. – Staraj się nie nadwyrężać. Masz osiemnaście lat, dlatego nie musiałem informować o tym twoich rodziców, jednak, jako ojciec proszę, abyś w przyszłości unikała takich zdarzeń i najlepiej ludzi, którzy czekają na Ciebie za tymi drzwiami. – wskazał na białą powłokę z niewielką szybką na górze. Skinęłam głową, po czym opuściłam pomieszczenie. Szłam naprawdę powoli, ponieważ dalej doskwierał mi lekki dyskomfort odnośnie rany.

Gdy znalazłam się na korytarzu, od razu podeszła do mnie Sophia, która podtrzymywała się ramienia Calum'a.

– Wszystko w porządku? – zapytała płaczliwym tonem. Przełknęłam ślinę. 

– Chyba tak. – mruknęłam w odpowiedzi. W holu było naprawdę głośno, pomimo późnej godziny. Westchnęłam cicho. – Dlaczego ten lekarz powiedział mi, że czeka tu na mnie mój chłopak? – zapytałam, wracając wzrokiem na parę. Twarz Hood'a od razu się rozpromieniła, blondynka także wydawała się rozbawiona. – Słucham. – ponagliłam, co raz bardziej się irytując.

– Luke dostawał szału, bo nikt nie chciał mu nic powiedzieć. Jedna pielęgniarka uznała, że musisz być dla niego naprawdę ważna, skoro prawie pobił się z ochroniarzami. I to trzy razy. – przewróciłam oczami. Chciałam odpowiedzieć, ale poczułam, jak ktoś kładzie dłonie na moich ramionach. 

– Najpierw powiem, że cieszę się, że jesteś cała, a potem dodam, że nie widziałem większej idiotki. – zagryzłam wnętrze policzka, gdy zdałam sobie sprawę z obecności Hemmings'a. – Dlaczego mnie nie posłuchałaś, Flo? – wzruszyłam ramionami, na co Luke westchnął.

– Powiedziałam twoim rodzicom, że dzisiaj śpisz u mnie, bo robimy projekt. – wtrąciła Sophia, zwracając na siebie uwagę. 

– Nie ma mowy. Wracam do domu. – powiedziałam stanowczo, krzyżując ręce. Jednak szybko tego pożałowałam, ponieważ gwałtowny ruch sprawił mi ból. Na mojej twarzy pojawił się grymas, co wywołało natychmiastową reakcje Luke'a.

– Mam wezwać lekarza? Wszystko okej? – powoli skinęłam głową, opierając się na jego ramieniu, które nachylił w moją stronę.

– Proszę, odwieźcie mnie do domu. Jestem naprawdę zmęczona. – jęknęłam, kolejny raz wzdychając. Potrzebowałam odpoczynku. Hemmings spojrzał na mnie badawczo, jednak po chwili postanowił delikatnie podnieść mnie do góry. 

– Jeżeli coś będzie Cię bolało, od razu powiedz. – rzucił, chwytając mnie pod pupą. Nie czułam się komfortowo ze świadomością, gdzie znajdowały się jego dłonie, ale postanowiłam tego nie komentować, ponieważ byłam wdzięczna chłopakowi za pomoc. Nie musiałam iść, dzięki czemu nic mnie nie bolało i szybko znaleźliśmy się w samochodzie Hood'a.

Blondyn ułożył mnie z tyłu na fotelu, po czym zamknął drzwi. Obiegł samochód, zajmując miejsce z przodu, jako pasażer. Sophia znalazła się obok mnie. Oparłam głowę, mrużąc oczy. Czułam się cholernie senna, ale w mojej głowie było zbyt wiele myśli, abym mogła odpocząć.

Zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej. Czy znajomość z Luke'iem nie będzie za każdym razem, doprowadzała do tego typu sytuacji? Okej, to była moja wina, ponieważ niepotrzebnie pchałam się w ręce Bryan'a, ale gdyby nie pobicie Joe'ego, nie byłoby całego zamieszania.

– Myślisz o tym, prawda? – szepnęła blondynka, a gdy upewniłam się, że chłopcy nas nie słuchają, przytaknęłam. – Nie będą Ci mieli tego za złe, Florence. Podejmij odpowiednią decyzję. – i w tym momencie poczułam, że właśnie odzyskałam przyjaciółkę, że wróciła moja Sophia.

*




od autorki: nie wyszedł mi zbytnio, ale myślę, że nie jest najgorszy. dodaję dosyć późno, ponieważ ostatni rozdział pojawił się trochę dawno, jednak szkoła wykańcza, matura za dwa miesiące, więc muszę się uczyć, ale mam nadzieję, że dalej tu jesteście i czekacie. 

pozdrawiam was, kochani x

street fighter / l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz