rozdział piętnasty

814 58 1
                                    

  Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, analizując mój strój. Postanowiłam ubrać się dzisiaj odpowiednio do towarzystwa, które będzie mnie otaczało podczas walki, jednak nie miałam zamiaru wyglądać zbyt wyzywająco. 

 Uznałam, że moja skórzana spódniczka przed kolano i czarna koszulka będą odpowiednie, a skórzana kurtka na wierzch doda wszystkiemu odpowiedniego tonu. Przeczesałam palcami włosy, pozostawiając je rozpuszczone, wzięłam głęboki oddech, po czym zeszłam na dół, ciesząc się, że moi rodzice postanowili wybrać się dzisiaj na uroczystą kolację do domu Marie. Oczywiście nie powiedziałam im dokąd idę, jedynie napomknęłam, że zostaję na noc u Soph. Mama miała opory przed wyrażeniem zgody na moją nocną nieobecność, jednak tacie udało się ją do tego namówić – na szczęście, ponieważ inaczej musiałabym się wymknąć.

Miesiąc temu nie uwierzyłabym, że będę okłamywała rodziców  dla chłopaka, którego od wielu lat ściga mój ojciec. To dosyć paradoksalne, w końcu jednym telefonem mogłabym sprawić, że Luke spędzi kolejne miesiące swojego życia za kratkami, ale tego nie chciałam. 

Pokręciłam głową, kończąc moje wewnętrzne przemyślenia, ponieważ dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki, że czeka już na mnie w taksówce.

Zabrałam małą, czarną torebkę z krzesła i zeszłam na dół. Zamknęłam za sobą drzwi i po wzięciu głębokiego oddechu, ruszyłam w kierunku bordowego samochodu, w którym siedziała Sophia.

– Gotowa? – rzuciła cicho, kiedy zajęłam miejsce obok niej.

– Domyśl się. – odparłam równie konspiracyjnym tonem. 

Żadna z nas nie odezwała się już słowem, aż do końcu jazdy.

*

 Pod halą, przed którą odbywały się walki znalazłyśmy się pół godziny później. Zapłaciłyśmy kierowcy i po uprzednim poprawieniu niewygodnych spódnic, skierowałyśmy się w stronę samochodu Calum'a, który stał na podjeździe. Już z daleka widziałam wysokiego, blond-włosego chłopaka, przez co traciłam pewność siebie, która towarzyszyła mi od dzisiejszego po południa. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony, gdy mnie tu zobaczy, ale tego, co usłyszałam nigdy bym się nie spodziewała.

– Kto ją tu znowu przyprowadził? – warknął Luke, kiedy tylko stanęłam na przeciw niego, obok Ashton'a. Przełknęłam ślinę, podnosząc głowę do góry. Zimne spojrzenie blondyna przeszywało mnie na wskroś, czułam się pod nim naprawdę niekomfortowo. – Macie ją stąd natychmiast zabrać! – krzyknął, gdy nikt nie odpowiedział na jego wcześniejsze pytanie. 

– Ja tu jestem, nie mów o mnie, jak o jakieś rzeczy. – odezwałam się cicho, spuszczając głowę na dół. Nie potrafiłam wytrzymać mocy jego spojrzenia. 

– Nie pytałem Cię o zdanie. – syknął, zbliżając w moją stronę, co zauważyłam, dopiero wtedy, gdy jego stopy znalazły się w moim polu widzenia. Zaczynałam się bać, naprawdę. – Calum ona ma w tej chwili wracać do domu. – teraz już nie krzyczał, ale wciąż mnie przerażał.

– Luke nie widzisz, że ona się boi? Możesz się uspokoić? – Ashton stanął przede mną, blokując blondynowi dostęp do mojej osoby. Westchnęłam cicho, powoli unosząc głowę. Kolejny raz napotkałam spojrzenie chłopaka. 

– Gówno mnie to obchodzi. Myślisz, że jak ubierzesz się w ten sposób to będziesz tu mile widziana? Nie bądź śmieszna i spadaj stąd, korzystaj dopóki jestem jeszcze miły. – jego słowa ociekały jadem, a we mnie zaczynało coś pękać. Może jego naprawdę nie dało się już uratować? Był już na tyle zniszczony, że żadne uczucia nie były w stanie rozbić muru, jaki zbudował wokół siebie? Przełknęłam ślinę, powoli kręcąc głową. Dotknęłam ramienia Ashton'a, dając mu do zrozumienia, że może się odsunąć. 

Stanęłam twarzą w twarz z Hemmings'em. Uniosłam do góry podbródek, ignorując łzy, które majaczyły w moich oczach.

– Nie Luke, nigdy nie chciałam tu być mile widziana, ja po prostu chciałam tu być dla Ciebie. – szepnęłam, po czym od razu odsunęłam się od chłopaka. Swój wzrok skierowałam na Irwin'a, który stał w pozycji bojowej, jakby w każdej chwili był gotowy do bronienia mnie.

– Mógłbyś mnie odwieźć? – zapytałam cicho, na co zdezorientowany chłopak skinął głową. Ruszyłam za nim w stronę samochodu, ani razu nie odwracając się za siebie.

Luke miał serce, ale ja nie byłam tą, która mogła ponownie je obudzić.

*


ogólnie to jest tak, że tu nie będzie szczęśliwa historyjka, w której ludzie pomimo okropnych słów zakochają się w sobie po dwudziestu rozdziałach, oni będą się ranić i nie będą potrafili do siebie trafić, a piszę o tym, aby nikt z was nie czuł się rozczarowany lub rozdrażniony tym, że oni co chwilę się kłócą, bo od początku to miało tak wyglądać.

mimo wszystko, mam nadzieję, że wam się podoba i do następnego kochani x

street fighter / l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz