Rozdział 19 - decydujący moment.

96 11 1
                                    


Bywają momenty, w których zastanawiasz się, czy tak miało się stać, czy poszło we właściwym kierunku.

Ciemność.
Wydawało mi się, że tkwię w nicości bardzo długo. Żadnego kontaktu ze światem. Zero odgłosów, kolorów, dosłownie nic.
Chciałaś to masz, mogłaś mieć życie ze mną! Nie bądź taka, nie poznajesz?" z oddali zaczęła wyłaniać się postać. Stał za daleko, nie mogłam osądzić kto zbliża się w moim kierunku. „Twoja matka obiecywała tyle pieniędzy! Wpadłem w rozpacz, kiedy oznajmiła, że odeszłaś z blondynem! Świętokradztwo! A co z dziećmi, domem z ogrodem? Pragnąłem spełnić swoje obietnice... ty... ty... podła zdrajczyni... patrz jak do ciebie mówię!" poczułam uderzenie w twarz. Ktoś może dopuścić się takich czynów, gdzie ja nie czuję własnego ciała? 

Jakaś ty naiwna... zasługujesz na..."

- Przestań! – „dobiegł" niski głos gdzieś w pobliżu. Co zrobić, przede wszystkim jak odzyskać kontrolę? Wampirzyca na uwięzi...

„- Niby czemu chcesz ocalić tą niewolnicę? Sam jesteś służącym niczym wartym..."

- Panie, pozwól jej żyć...

„- Masz powody, dlaczego życie niewiasty stanowi wartą cenę?"

- Darzę ją uczuciem... królu. Zezwól na opiekę, a przyrzekam na własne dwadzieścia jeden wiosen, że będzie posłuszna.

- Godziwa obietnica. Przekonałeś mnie. Tym razem nie zgub towarzyszki. - pchnięcie do przodu. Wyczułam, że leżę na ziemi, przywiązana do jakiegoś krzesła. Ręce i nogi, powrót krążenia. Z oczu zniknęła opaska, która przeszkadzała.

Od razu wpadłam w ramiona Loczka. Nawet nie zauważyłam, że jest brudny, ma podarte ubranie, a do tego te słowa, które wypowiedział rzekomy król. Służąca, niewolnica?
Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, otaczała mnie aura spokoju. Sen... niestety nie dziś.
Mimowolnie spojrzałam co jest za nim.
Za plecami chłopaka ciągnęła się wiejska droga. Ludzie nosili w wiadrach wodę, kobiety szły nad rzekę z dziećmi. Niby wszystko takie pozorne, jednak... momentalnie przeraziłam się, widząc jak mężczyzna uderza małego chłopca. Cicho pisnęłam, chcąc się stąd wydostać. Nędza, rozpacz... znowu te czasy, kiedy ludzkość miała większe zmartwienia niż brak prądu, czy też zepsucia jakiegoś urządzenia. Przechadzając się wraz z Harrym, ostrożnie stawiałam kroki, żeby nie wdepnąć w szkło. Należeliśmy do najniższej warstwy społecznej, co świadczył sam ubiór. Podarte spodnie, koszulka również postrzępiona, dodatkowo brak butów.

Z jednej strony zazdrościłam małym dzieciom, że nie mają zmartwień typu - kto teraz zajmie komputer, czy krzyk o ładowarkę, gdy gdzieś się zawieruszyła. One... nie mają pojęcia jak bardzo przyszłość się zmieni, na jakie inne zagrożenia ich potomkowie będą wystawieni.

- Błagam, pomóżcie, moja córka umiera! - kobieta rozpaczliwie krzyczała, próbując zwrócić na siebie uwagę. Dziewczynka w jej ramionach, ledwo się trzymała. Być możliwe, że gorączka dobijała nastolatkę, lecz nie było leku na zbicie temperatury.

- Dlaczego nikt im nie pomoże? - zapytałam przy wejściu na zamek. Właśnie... dokąd szliśmy? Do tego króla, traktującego innych jak śmieci?

- Nie miała pieniędzy, nie liczy się dla lekarzy... a teraz... posłuchaj mnie uważnie. Jeżeli popełnimy błąd, utkniemy w tym świecie na dłużej. – zieleń... mówiłam, że jego oczy bywają dość niepokojące?

- Co takiego wymyśliłeś? - złapałam go za rękę. - Kolejna zasadzka, kolejny wir?

- Nie, musimy tylko... - nie zdążył dokończyć, ponieważ najprawdopodobniej kucharz wyszedł z małego wyjścia i zmierzał w naszym kierunku.

Vampire. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz