Rozdział 21 - zaczynają się kłopoty.

125 13 1
                                    

Jamie nagle się roześmiał. Nie wiedziałam jak zareagować. Co złego było w tym, że Harry miał realistyczne widzenie, że chciałam go... dobić? Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale blondyn wstał i w rozbawieniu opuścił pomieszczenie.

- Co za... – Harry chciał coś wspomnieć, lecz nagle mu przerwałam.

- Lepiej się zastanów, co chcesz powiedzieć. - syknęłam, nie rozumiejąc swojej reakcji. Po powrocie całkowicie nie ogarniam samej siebie. Emocje, które wychodzą jak na zawołanie... chyba, przebywanie jako człowiek, a teraz jako... prawdziwa ja, wydaje się maksymalnie dziwne.

- Chciałem tylko...

- Jeżeli powiesz złe słowo na Jamie'go, przysięgam że odprowadzą mnie siłą przed oblicze Fridericka za niepowodzenie misji - gwałtownie wstałam, przy okazji pokazując do Loczka kły. Wystraszony, zrobił rękami gest, że się poddaje.

Jakaś „kłódka" w jego myślach się otworzyła, że kilka sekund wcześniej wiem, co on zamierza powiedzieć? Czy emocje, które wcześniej ukrywałam, mogą przestać szaleć?

- Posłuchaj...

- Coś jeszcze będzie go dotyczyć?! - tym razem krzyknęłam, jednakże zaraz schowałam twarz w dłoniach. - Przepraszam. To... wychodzi samo z siebie.

- Dlatego ciągle mi przerywasz i go bronisz? Nie sądzisz, że miałaś coś w tej krwi, którą łapczywie piłaś przy mnie? - tym razem wkurzony pomaszerował do pokoju gościnnego. Nie próbowałam go zatrzymać. Właśnie teraz potrzebuje chwili samotności, a „wybuchanie" na innych... wcale nie pomaga.

Świetnie, sprawy z więzią wszystko komplikują. Przecież zawsze po jakiejś akcji lub po spożyciu czegokolwiek występują skutki uboczne.

A może uczucia?

...

Przyglądanie się spacerującym ludziom, kiedyś stanowiło pewnego rodzaju nudę. Zmierzają w określonym celu, ale nie daj coś tam się stanie, więc jedno "puf" i ich nie ma. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, jaki mają skarb w postaci własnego życia. Najbardziej zadziwiają mnie staruszkowie. Pary z pewnym stażem mają tyle szczęścia, przebywając wspólnie. A takie nastolatki? Zmagają się z początkami trudnej drogi, jaką zaczną będąc dorosłymi. Czasami... nie dają sobie rady. Muszą się zmierzyć z przeciwnościami losu.

Niechętnie spojrzałam na kalendarz. O pewnych datach nie chce się pamiętać, specjalnie wymazuje ze swojej pamięci. Urodziny... te człowiecze. Pięćdziesiąt osiem. Wielka liczba?

Nie bardzo, skoro generalnie zatrzymałam się przy dziewiętnastce.

Zeskoczyłam z parapetu, usiadłam na łóżku. Przez resztę dnia nie odzywałam się do chłopaków. Najbardziej zastanawiałam się nad tym, dlaczego Jam „napadł" atak śmiechu po słowach zielonookiego. W mojej „wizji" on chciał zabić mnie, a u Harry'ego... ja.

Mogę się zwyczajnie poddać oraz wyczekiwać, aż sam poda odpowiedź.

Rozmyślanie przerwało stukanie w szybę. Kruk trzymał w dziobie kopertę.

Czyżby wiadomość od "wspaniałego"?
A jakżeby inaczej. Pogoniłam ptaszysko, po czym rozdarłam papier, aby zobaczyć zawartość. Och, rozpisał się. Mentalnie jakbym „przewróciła oczami".

Droga Anastazjo. Otrzymaliśmy wieści o powodzeniu waszej próby. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem, naprawdę. Niewielu z śmiałków przeżyło, stawiając czoła wyzwaniu, żeby zielonoocy odkryli swoje prawdziwe przeznaczenie. Mamy nadzieję, że szkody fizyczne, które potrafiły się zjawić na drodze, nie przysporzyły poważnych problemów.

Niestety, istnieje również druga strona medalu. Ludzie buntują się. Wiesz co to oznacza?

Nadciąga wojna."

Zszokowana zamarłam. Bitwy - ludzie kontra wampiry... jak się potoczy, czemu właśnie... nie mam zielonego pojęcia o co chodzi, więc zamierzam się tego dowiedzieć. Jak dużo mnie ominęło podczas wyzwania?

...

- Wiedziałeś o tym? - z impetem położyłam przed nim kawałek kartki, z samego rana. Szatyn spał, dlatego zdobyłam trochę więcej czasu na zapas.

- Jakby sprawy Fridericka były owiane tajemnicą... - zamyślił się - Jak widać, dawcom powracają wspomnienia. Człowieczek się zbuntował, podał do mediów taką informację. Podczas waszego bałaganu, sprawy strasznie się skomplikowały. - widząc mój brak reakcji, kontynuował. – Cóż... doczekałem się krwawych czasów. Wiele razy mu przypominałem, że może wydostać się spod kontroli. Byłem zbywany słowami „Eh zakochany to głupi".

Wstał, następnie stanął przy oknie.

- Jamie... nie rozumiem... - powiedziałam, kładąc mu dłoń na ramieniu.

Smutek. Nic więcej nie mogłam wywnioskować. Proces ruszył... czy można go jeszcze zatrzymać?

- Zielonoocy! Oni są temu winni, rozumiesz?! - warknął. Mocno czerwone oczy... jak długo odmawiał sobie krwi? Dlaczego myślę, żeby go pocieszyć? -Posłuchaj mnie uważnie. NIGDY nie zgadzałem się, żebyś się zadawała z kimś z pokroju Harry'ego, rozumiesz?! – gwałtownie się obrócił w moją stronę. Pozostawały jedynie sekundy na podjęcie decyzji o ewakuacji z pokoju czy pozostaniu na „linii ognia".

- Czemu mi nie powiedziałeś? – starałam się łagodnie do niego odnosić. Nerwy... podczas takich emocji lepiej trzymać się na dystans.

- Jeszcze pytasz?! Nie chciałem... stawać ci na drodze. Otrzymałaś pełną wolę! Mogłaś robić co chciałaś... chociaż twoje niektóre decyzje raniły moje serce.

A/n: Witam w najnowszym rozdziale! No cóż... nie ma co się tłumaczyć, rozdziału dość długo było, ponieważ musiałam się uporać z pewnymi sprawami oraz rozplanowaniem akcji tego opowiadania. Już w tym miejscu informuję was, że jesteśmy bardzo blisko końca części pierwszej. 
Co do tego rozdziału... kilkakrotnie go przerabiałam, mianowicie po napisaniu go wydawał się za krótki. W sumie jest krótszy niż inne.
       Za błędy przepraszam.

Głosujcie, komentujcie!

Następny, postaram się dodać przynajmniej do niedzieli. 

Vampire. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz